piątek, 10 października 2014

Rozdział XVIII ; Gniew

Rozdział dedykuje Levy-chan, która pomogła mi wymyślić imię dla pewnego zdziczałego wampira ^^


"Gniew sprawia satysfakcje,
dopóki się mu poddajemy."



Chodziłam w te i z powrotem po kuchni, nie mogąc się uspokoić. Will, który siedział przy stole i jadł ciasteczka, co chwilę gromił mnie wzrokiem, co oczywiście ignorowałam. Przygryzałam nerwowo wargę, a przez moją głowę przelatywało tysiące myśli naraz.
-Możesz przestać? Za chwilę wydepczesz rów w podłodze. - warknął Will, ale wiedziałam, że on też miał złe przeczucia. Przystanęłam, by po chwili znów zacząć chodzić. Will wywrócił oczami, przeżuwając ciastko.
Casey jeszcze nie wróciła. Dwie godziny temu przyszłam do domu i od tej pory chodziłam w te i we wte, myśląc gorączkowo, gdzie jest moja przyjaciółka. Alais kazała wszystkim jej poszukać, ale Will upomniał ją, że ja nie mogę wychodzić, a ktoś musi ze mną zostać. No i jeszcze ten mały wampir, który wciąż leżał nieprzytomny w pokoju obok kuchni. Więc w końcu postanowiono, że w domu zostanę ja, Will, Alan, oraz Alais. Reszta właśnie przeszukiwała cały las, szukając Casey. Kyle kłócił się, że też zostanie i mimo iż też wolałam, by był przy mnie, ostatecznie zadecydowano, że bardziej się przyda szukając Cas.
Sapnęłam ze zniecierpliwieniem, patrząc na zegar ścienny. Była 18:30. Już miałam zacząć głośno narzekać, co pewnie skończyłoby się sprzeczką z Willem, gdy nagle coś strasznie głośno huknęło. Podskoczyłam jak oparzona i spojrzałam na Willa, który ku mojemu zdumieniu uśmiechnął się pod nosem.
-Nasz mały wampir się obudził. Niezłe wyczucie, akurat zaczynałem się nudzić. - powiedział, gdy rozległ się drugi huk. Wstał, wziął jeszcze jedno ciasteczko, po czym skierował się do wyjścia, kiwając na mnie ręką, bym poszła za nim.
Ten chłopak ma siłę, nie ma co. Waliło tak, jakby ktoś strzelał z armaty. Aż się lampy trzęsły, a na ziemię opadał tynk ze ścian. Patrzyłam jak najmniejsze drobiny powoli krążą w powietrzu, po chwili zastąpione innymi, wywołanymi przez kolejne uderzenie. Ciekawe ile ten wampir tak mógł. Pewnie niedługo się zmęczy.. a może nie? Może ma więcej siły niż by na to wskazywało jego małe ciało. Te i podobne myśli towarzyszyły mi gdy szłam powoli za Willem. Przy drzwiach do pokoju, w którym ten dzieciak właśnie bawił się w skakanie po ścianach, spotkaliśmy Alais i Alana.
-Co jest? Czemu nie wchodzimy? - zapytał Will, pochłaniając ciastko za jednym razem.
-Myślę, że na razie powinna wejść tylko Isabelle. - powiedziała Alais, a Will zakrztusił się i Alan musiał uderzyć go kilka razy w plecy, żeby się uspokoił.
-Nie ma mowy. - wychrypiał w końcu Will, patrząc na czarownicę spod zmarszczonych brwi. Ona jednak zignorowała go i spojrzała na mnie, jakby badając, czy dam sobie radę.
-Musisz tam wejść sama, ponieważ ten chłopak nas nie zna. Może wpaść w panikę, jeśli nas zauważy. Możliwe, że ciebie rozpozna i zgodzi się porozmawiać. - wyjaśniła, a Will prychnął.
-Litości! Zdzieliła go kamieniem po głowie. - warknął wściekły. - Wątpię, czy będzie chciał z nią rozmawiać.  Wywróciłam oczami, ale w myślach przyznałam mu rację. Mimo to, wiedziałam, że muszę chociaż spróbować.
-Gdyby coś się działo, od razu przyjdziemy ci z pomocą. Choć wątpię, że cię zaatakuje, ponieważ w pokoju jest tylko łóżko. Wszystko inne wynieśliśmy, więc nie ma z czego zrobić broni. Będziesz bezpieczna. - zapewniła Alais, a ja kiwnęłam głową.
-Dobra, pogadam z nim. - mruknęłam, patrząc na drzwi, które zatrzęsły się, gdy wampir na nie skoczył, wywołując kolejny huk.
-Jeśli on cię najpierw nie zabije. - burknął Will, łapiąc mnie za ramię. Spojrzał na Alais. - Pozwól mi z nią iść.
Spojrzałam na jego zaciśniętą szczękę i na postawę, gotową do ataku. Nie zaatakowałby Alais, ale był gotów się kłócić, choćby cały dzień. Lecz w jego oczach, mimo wrogiego tonu, nie było złości, tylko obawa. Zagryzłam wargę, przenosząc wzrok na Alais.
-Zaufaj jej. Obiecuje, że jeśli tylko uznasz, że ma kłopoty, od razu cię wpuszczę. - zaproponowała, wzdychając. Will zacisnął zęby, ale mnie puścił. Ścisnęłam delikatnie jego dłoń, po czym odwróciłam się do drzwi.
-Uważaj na siebie. - powiedział jeszcze Alan. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie, po czym chwyciłam za klamkę.
-Szybko wejdź do środka. Musimy jak najszybciej zamknąć drzwi, żeby nie uciekł. - dopowiedziała Alais, a ja skinęłam głową, myśląc o tym, że mówią o tym chłopcu, jakby był groźnym zwierzęciem.
Policzyłam do trzech i szarpnęłam za klamkę, tym samym wskakując do środka. Drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem.
W pokoju nie świeciło się światło, a z powodu braku okien, wszędzie panował mrok. Zadrżałam, czując straszną chęć ucieczki z tego pokoju, który nagle zrobił się cichy. Stałam jak sparaliżowana, chcąc wychwycić jakikolwiek ruch, ale moje oczy widziały tylko ciemność.
-Cholera. - wymamrotałam, macając po ścianie drżącymi dłońmi, w poszukiwaniu włącznika światła. - Jesteś tu? To ja. Ta dziewczyna z lasu, którą zaatakowałeś. Swoją drogą to było nie fajne. I boli mnie przez ciebie ramię. Ale spoko, nie musisz przepraszać, wystarczy, że ze mną pogadasz. - mówiłam głośno, czując na sobie jego wzrok. Mówienie dodawało mi odwagi, jakby słowa mogły ożyć i być tu ze mną, wspierając mnie i pchając naprzód, ku nieznanemu.
Nad sobą usłyszałam chrobot, bardzo cichy, ale słyszalny. Nie spojrzałam w górę, tylko westchnęłam, podpierając się pod boki. Bałam się, ale to już robiło się nudne.
-Jesteś niemożliwy. Ile razy jeszcze skoczysz mi na głowę, co? - zapytałam, kierując te słowa w mrok. Nic mi nie odpowiedziało, lecz tym razem usłyszałam chrobot po prawej. Zrezygnowana znów zaczęłam szukać przełącznika, starając się ignorować drżenie dłoni i przyspieszone bicie serca.
-Wampiry widzą w ciemności? Mógłbyś poszukać przełącznika i włączyć światło? Ja nie mogę znaleźć tego cholerstwa. - rzuciłam, a za sobą usłyszałam prychnięcie. Zamarłam i powoli się odwróciłam, wiedząc, że i tak niczego nie zobaczę. Nawet gdyby ten wampir stał dokładnie naprzeciwko mnie, przez te ciemność bym go nie zauważyła..
Nagle pokój zalało oślepiające światło, więc zasłoniłam oczy dłońmi, mrugając zawzięcie. Gdy wreszcie przyzwyczaiłam się do jasności, zdjęłam rękę z twarzy i rozejrzałam się, ciągle mając przed oczami ciemne plamki w wyniku nagłego uderzenia światłem. Pokój był zaskakująco duży. Większy, niż mi się wydawało. Ale w sumie, gdy jeszcze tu mieszkałam, nie wchodziłam za często do tego pokoju. Wtedy była tu spiżarnia, jeśli dobrze pamiętam, lecz teraz pokój był pusty. Jedynie po prawej pod ścianą stało łóżko, a na suficie wisiała licho wyglądająca żarówka, która dawała zaskakująco dużo światła.
Na łóżku, po turecku siedział ten mały wampir. Jedną rękę miał przyciśniętą do włącznika światła, który znajdował się trochę nad jego głową, a druga spoczywała na jego kolanie. Włosy miał czarne i gęste, przez co jego cera wyglądała na całkiem białą. Jednak to jego oczy były niesamowite. Niebieskie, lśniące, i duże, okalane czarnymi, gęstymi rzęsami. Mogłabym powiedzieć, że jest przystojny, gdyby nie ten morderczy wyraz twarzy, którym właśnie mnie obdarował.
-Czego chcesz? - warknął,  a ja znów miałam wrażenie, że kogoś mi przypomina, lecz nie mogłam sobie przypomnieć kogo. Usiadłam na podłodze, też po turecku i spojrzałam na niego, bawiąc się rękawem koszulki.
-Chcę ci zadać kilka pytań. - powiedziałam, a on rzucił mi takie spojrzenie, jakbym była wariatką. No cóż, skoro tyle osób tak na mnie patrzyło, może powinnam to wziąć do siebie i coś z tym zrobić.
-W takim razie powodzenia. - rzucił. - Nie mam zamiaru z tobą gadać.
-Jak chcesz. W takim razie sobie tu posiedzimy. - burknęłam, krzyżując ręce na piersi. Chłopak zmrużył oczy, obserwując mnie uważnie. Zrobiłam minę obrażonego dziecka i przez chwilę tak na siebie patrzyliśmy, milcząc.
Myślałam o tym, co zrobiłby Will na moim miejscu. Pewnie znokautowałby tego wampira. A potem, gdy już by się obudził, rzucił nim o ścianę. I pobił go kilka razy. I skopał na koniec. Taa, to byłoby bardzo prawdopodobne.
-Wypuść mnie stąd. - zażądał nagle chłopiec. Prychnęłam.
-Najpierw ze mną porozmawiaj. - odparłam, a tym razem on prychnął.
-Śnij dalej. - warknął wściekły.
-Jak chcesz. - syknęłam i zamilkłam.
Boże, jaki on był uparty. W końcu to dzieciak, pomyślałam. Zmarszczył brwi i utkwił we mnie wzrok, jakby mnie oceniał. Pod wpływem jego spojrzenia miałam ochotę się odwrócić, ale nie zrobiłam tego. Zmrużyłam powieki, a on zmarszczył brwi jeszcze bardziej. Przez chwilę toczyliśmy ten niemy pojedynek, próbując zmusić tę drugą osobę do odwrócenia wzroku, lecz oboje byliśmy zbyt uparci by się poddać.
-Jak masz na imię? - zagadnęłam w końcu, a on rzucił mi wściekłe spojrzenie. Musiałam przyznać, że mimo swojej drobnej postury budził lęk. Z tą wściekłą miną i bojową postawą sprawiał, że chciałam czmychnąć z tego pokoju jak najszybciej. Mimo to tylko przybrałam znudzony wyraz twarzy, starając się ignorować nieprzyjemne błyski w jego oczach.
-Mówiłem ci już, że z tobą nie gadam. - powiedział. Westchnęłam.
-Czym ci szkodzi podanie mi imienia? - zapytałam, ale on tylko odwrócił wzrok i wbił go w ścianę. Sapnęłam ze zniecierpliwieniem. - Ja jestem Isabelle.
Rzucił na mnie okiem, ale od razu odwrócił wzrok. Wiedziałam jednak, że może tą drogą gdzieś dojdę. Położyłam się na brzuchu i ignorując myśl, że pewnie będę cała w pająkach, położyłam głowę na złączonych dłoniach i spojrzałam na wampira, który teraz obserwował każdy mój ruch, marszcząc czujnie brwi.
-Jak nie chcesz mówić,  to może ja ci coś powiem o sobie, ok? - zapytałam i nie czekając na odpowiedź zdziwionego chłopaka, zaczęłam mówić. - Jak już mówiłam, mam na imię Isabelle. Mam prawie siedemnaście lat, skończę za miesiąc. Teraz jesteśmy w domu moich rodziców, bo jak pewnie wiesz, muszę się ukrywać. Są tutaj też moi przyjaciele i moja rodzina. Trójka z nich właśnie czeka za drzwiami, aż wrócę. Myślę, że jeszcze trochę poczekają, bo mi się nie spieszy.
Mówienie w jakiś sposób odpędzało strach, więc nie przerywałam. Wampir patrzył na mnie, marszcząc brwi, jakby nie miał pojęcia co się dzieje. Gadałam jak najęta, opowiadając mu o każdym z osobna. Trochę o Luke'u, o Willu, o Alanie, o Alais, o wujku, o chłopakach, o Kyle'u, o Casey, mimo iż mówienie o niej sprawiało, że coś kuło mnie w piersi. Wiedziałam, że jest w niebezpieczeństwie. A ja nie miałam pojęcia jak jej pomóc.
Moją gadaninę przerwało pukanie do drzwi. Zamilkłam i spojrzałam w tamtą stronę, ale drzwi się nie otworzyły. Pewnie tamci dawali mi znak, że mam już wracać. Może znaleźli Casey? Wstałam i otrzepałam się z kurzu, po czym spojrzałam na wampira. Ten nie ruszył się z miejsca, jakby nie miał zamiaru mnie powstrzymywać przed wyjściem. Ale w sumie nic by mu to nie dało, gdybym została. No, może jedynie moją bezsensowną paplaninę.
-Chyba muszę się zbierać. Jutro pewnie też przyjdę. Mam nadzieję, że może wreszcie namówię cię na rozmowę. - powiedziałam, podchodząc do drzwi. Chłopak skrzywił się, jakby myśl o spotkaniu i rozmowie ze mną była czymś niesmacznym. Trochę mnie to zabolało, ale nie dałam niczego po sobie poznać. W sumie nie zależało mi na tym chłopcu, więc niech myśli co chce.
-No to na razie. - burknęłam, chwytając za klamkę. Już miałam otworzyć, gdy do moich uszu dobiegł cichy głos.
-Ciel. - powiedział, a ja odwróciłam się zaskoczona.
-Słucham? - zapytałam, niepewna, czy dobrze usłyszałam. Spojrzał na mnie wrogo, a ja zacisnęłam usta. Pewnie teraz weźmie mnie jeszcze za obłąkaną, która słyszy głosy. Super. Ale on odwrócił ode mnie wzrok i wbił go w ścianę po swojej prawej. Skrzyżował ręce na piersi, po czym z naburmuszoną miną powiedział:
-Nazywam się Ciel.
Zamrugałam zaskoczona, patrząc na wampira w osłupieniu. Ciel. Niecodzienne imię, ale jakoś mi się spodobało. Było w nim coś magicznego. Czego nie można było powiedzieć o właścicielu, który wyglądał, jakby chciał skopać ścianę, na której wciąż spoczywał jego wzrok.
Uśmiechnęłam się.
-Ciel. Podoba mi się. -  powiedziałam, a on wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem, wciąż patrząc morderczo w stronę ściany. Nie wiedzieć czemu, poczułam troskę, patrząc na jego naburmuszoną twarz. Wydawał mi się trochę zagubiony, lecz chyba sam nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
-W takim razie do zobaczenia, Ciel. - rzuciłam jeszcze, wychodząc z pokoju. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyłam przed zamknięciem drzwi, były oczy Ciela, które wpatrywały się we mnie z intensywnością.


* * *


-Mówiłem, żeby mnie puścić do tego małego pasożyta. Już ja bym z nim sobie pogadał. - warknął Will, miotając naokoło wściekłymi spojrzeniami. Alan wywrócił oczami, po czym spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
-Nieźle ci poszło. Myślałem, że wrócisz poobijana, a on nawet się do ciebie nie odezwie. - powiedział ignorując wściekłe prychnięcie Willa. - Wygląda na to, że masz w sobie coś takiego, że ludzie chcą ci zaufać.
Zamrugałam zaskoczona, po czym zarumieniłam się lekko. Pozwoliłam, by włosy opadły mi na twarz i ukryłam w nich twarz.
-Bez przesady. - mruknęłam cicho, a Alan się zaśmiał.
-No w każdym przypadku ze mną tak było. - przyznał, a ja zaczerwieniłam się jeszcze bardziej.
-Groziłam ci wtedy widelcem. - przypomniałam. Znów się zaśmiał, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Jego postać wręcz emanowała dobrocią. Gdy był w pobliżu, wszyscy się uśmiechali, czując jego naturalność, a jego spokój udzielał się każdemu. Przypatrzyłam mu się, lecz choroba zdawała się całkowicie znikać z jego ciała. Wydawał się być zdrowy, silny i radosny.
-Nikt tego wcześniej nie robił. - rzucił wesoło.
-Bo inny byli normalni. - burknął Will, stojący za fotelem Alana. Podpierał ręką brodę i patrzył w kierunku pokoju w którym zamknięty był Ciel. O dziwo odkąd wyszłam, chłopak siedział cicho. Nie skakał po ścianach, nie odzywał się, jakby go w ogóle nie było. Trochę mnie to niepokoiło.
-Nie wiem dlaczego, ale mam dzisiaj straszną ochotę ci przywalić. - syknęłam, krzyżując ręce na piersi. Posłał mi uśmiech, po czym westchnął znużony.
-Gdzie się wszyscy podziewają tak długo? - mruknął, ruszając w stronę drzwi, jak to robił co pięć minut. Wyszedł na zewnątrz, by po chwili wrócić kręcąc głową. - Pusto.
-Nie ma ich już naprawdę długo.. Może coś się stało? - zapytał Alan, ale miałam wrażenie, że to pytanie kieruje do siebie, a nie do nas. Nagle coś przyszło mi do głowy. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, Will mnie zabije. Ale musiałam zaryzykować.
-Może powinniśmy ich poszukać? - zaproponowałam niewinnie, a Will natychmiast zgromił mnie spojrzeniem, jakby wiedział o czym myślałam.
-Nie ma mowy. Dadzą sobie radę. - fuknął, ale Alan nie wydawał się być przekonany. Spojrzał na mnie, na Willa, a potem na drzwi od pokoju Ciela. Zmarszczył brwi, zagłębiając się we własnych myślach.
-Może jednak powinniśmy coś zrobić? - mówiłam dalej. Will zwęził czujnie oczy, patrząc na mnie badawczo. Zamilkłam, odwracając zmieszana wzrok
-Przecież wiesz, że nie możesz wychodzić. Zwłaszcza po zmroku. - rzucił cicho. Westchnęłam smutno, jakby to mi nie przyszło do głowy.
-Może my pójdziemy, a ona popilnuje tego wampira? - zaproponował Al, powoli wymawiając słowa, jakby sam nie był do końca przekonany. Will spojrzał na niego z niedowierzaniem.
-Żartujesz, tak? - zapytał, ale Alan pokręcił głową.
-Martwię się o nich. A Isabelle da sobie chyba radę. - mruknął, choć widziałam w jego oczach niepewność. Skinęłam głową, a wtedy on wstał i skierował się do schowka pod schodami, gdzie trzymaliśmy broń. Wyciągnął pistolet na srebrne pociski i po krótkim namyślę wziął także miecz.
-Co ty wyczyniasz? - zapytał Will, łapiąc go za ramie. Alan spojrzał na niego z ukosa.
-Idę ich szukać. - oświadczył, mijając Willa i kierując się do wieszaka na ubrania. Zdjął z niego swoją kurtkę, po czym zaczął grzebać w jej kieszeniach. Will spojrzał na mnie, bijąc się z myślami.
-Możesz iść. Przecież dam sobie radę. - powiedziałam, a on zmarszczył brwi. Próbowałam siłą woli zmusić go, by sobie poszedł i przestał myśleć o mnie. Wyobrażałam sobie jak niewidzialnymi rękami pcham go w kierunku drzwi, krok po kroku. Jeszcze trochę.. Tylko kilka kroczków.
-W sumie.. Nie powinienem puszczać go samego.. - wymamrotał w końcu, drapiąc się po karku i przenosząc wzrok na Alana, który ubierał kurtkę, idąc do drzwi.
-Dam sobie radę bez ciebie. - powiedział tamten, a Will wywrócił oczami, po czym pobiegł po broń i ruszył za przyjacielem. W drzwiach odwrócił się i spojrzał na mnie surowo.
-Zaraz będziemy z powrotem, jasne? Masz nie robić nic głupiego. Obiecaj mi to. - rzucił. Zacisnęłam usta, a w jego oczach pojawił się nieufny błysk.
-Nic nie zrobię. - burknęłam, a on zrobił krok w moją stronę. Zaklęłam w myślach, przełykając ślinę.
Trzy kroki i już był przy mnie. Pochylił się tak, że jego oddech owiał mi twarz. Zarumieniłam się pod wpływem jego bliskości i starałam się jakoś odsunąć, ale on położył dłonie na oparciach fotela w którym siedziałam, odcinając mi drogę ucieczki.
-Obiecaj. - zażądał cicho, patrząc na mnie czujnym wzrokiem. Zagryzłam policzek od wewnątrz, odwracając wzrok. Dlaczego on zawsze musiał wyczaić, że coś jest nie tak? Pochylił się jeszcze bardziej, aż jego nos dotknął mojego policzka. Z moich ust wyrwało się ciche westchnienie, gdy przesunął nim w stronę mojej szyi i złożył delikatny pocałunek nad obojczykiem. Podniósł wzrok, a ja znów zatraciłam się w błękicie jego oczu. Srebrne iskierki wyglądały jak gwiazdy, a ten niebieski kolor był niczym nocne niebo. Przymknęłam powieki, nienawidząc się za to, że chciałam go okłamać.
Kiwnęłam głową, nie ufając swojemu głosowi.
-Isabelle.. - zaczął groźnie, ale w tej chwili zza drzwi dobiegł nas głos Alana.
-Wychodzę. Jeśli chcecie robić coś nieprzyzwoitego, zamknijcie drzwi. - Will wywrócił oczami, spojrzał na mnie czujnie ostatni raz, po czym ruszył do drzwi. Musnął jeszcze dłonią mój policzek, a ja zagryzłam wargę, powstrzymując od rzucenia mu się na szyję i wyjawienia moich planów.
-Ufam ci. - powiedział jeszcze zatrzymując się przy drzwiach i nie odwracając do mnie. Spuściłam wzrok, chowając ręce pomiędzy nogi. Gdyby tego nie powiedział, czułabym się o wiele lepiej. Trzasnęły drzwi, a ja zostałam sama.
Siedziałam tak przez chwilę, nasłuchując oddalających się głosów Willa i Alana, a gdy ucichły wstałam i podeszłam do drzwi pokoju Ciela. Zapukałam, co oczywiście było głupie, bo on nie mógł mi otworzyć. Alais wyjaśniła mi gdy wcześniej stamtąd wyszłam, że rzuciła urok na drzwi, przez który żaden potwór nie mógł się przez nie wydostać, lub przez nie wejść. Nawet ona nie mogła ich otworzyć.
Pociągnęłam za klamkę i weszłam do środka. W pokoju było ciemno, lecz po chwili rozbłysło światło, więc zamrugałam kilkakrotnie, po czym spojrzałam na Ciela, który leżał na łóżku z rękami pod głową.
-Miałaś przyjść jutro, jeśli mnie pamięć nie myli. - burknął nieuprzejmie, patrząc na mnie uważnie. Kilkoma krokami przemierzyłam pokój i usiadłam obok niego na łóżku. Poderwał się jak oparzony i odskoczył pod ścianę, szczerząc groźnie kły. Drgnęłam przestraszona, ale po chwili przypomniałam sobie po co tu przyszłam i uniosłam ręce w geście poddania.
-Nie chciałam cię przestraszyć. - powiedziałam łagodnie. Ciel kucał pod ścianą i patrzył na mnie z rozdrażnieniem i czujnością. Wyglądał jak dzikie zwierze czające się do skoku.
-Nie boję się ciebie. Co jak co, ale ty w ogóle nie jesteś straszna. Raczej irytująca. - rzucił, a ja poczułam jak policzki mi płoną. - I nie mów do mnie jak do dziecka.
Zacisnęłam zęby, powstrzymując się od złośliwości. Mimo wszystko jego słowa mnie zabolały. Nie wiem co sobie wyobrażałam, że się zaprzyjaźnimy? Byliśmy wrogami. Chociaż, gdy zdradził mi swoje imię, poczułam się.. szczęśliwa. Było niemal tak, jakby mi zaufał. Oczywiście teraz wiedziałam, że może powiedział to tylko dlatego, żebym jutro go nie męczyła. Odpędziłam te myśli czym prędzej, dziwiąc się, że tak się nimi przejęłam.
-Musisz mi pomóc. - szepnęłam, a on drgnął. W jego oczach ostrożność walczyła z zaciekawieniem. - Moja przyjaciółka zniknęła. Tuż przed tym, jak zaatakowałeś mnie w lesie. Do tej pory nie wróciła. Pomyślałam.. pomyślałam, że może wiesz, kto ją porwał i gdzie teraz jest. - wypaliłam, a z każdym moim słowem jego brwi podjeżdżały coraz wyżej, aż w końcu prawie nie było ich widać pod gęstą zasłoną jego czarnych włosów.
-Żartujesz sobie ze mnie, co nie? - zapytał, uśmiechając się pobłażliwie. Jeszcze mocniej zacisnęłam zęby, nie odzywając się. - Myślisz, że ci pomogę? Po tym jak mnie zaatakowałaś, porwałaś i zamknęłaś w jakimś głupim pokoju?
Zacisnęłam dłonie w pięści, patrząc na niego z nienawiścią. Jak on mógł? Nie widział, że to dla mnie ważne? Czy był tak głupi, żeby myśleć iż proszę go o pomoc z kaprysu? Tylko on mógł mi pomóc. Tylko on prawdopodobnie wiedział, gdzie jest Casey.
-Jesteś żałosna. Nigdy ci nie powiem. Nie ma mowy. - wysyczał wściekły. Zagryzłam wargę tak mocno, że poczułam w ustach smak krwi.
-W takim razie sama jej poszukam. - rzuciłam, a on wybuchnął śmiechem. Nie mogłam znieść widoku tej jego twarzy, którą zaledwie dwie godziny wzięłam za uroczą. Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi, miotając pod nosem przekleństwami pod adresem tego małego wampira.
-Ej, gdzie idziesz? - dobiegł mnie jego głos. Nie było w nim jednak kpiny, tylko zdziwienie. Nie odezwałam się, skupiając na przekleństwach. Właśnie wyszło mi całkiem kreatywne połączenie, które na pewno kiedyś by mi się przydało. - Chyba nie mówiłaś poważnie? Nawet jeśli znajdziesz tę swoją przyjaciółkę, oni cię zabiją, jak tylko tam wejdziesz.
Stanęłam, dysząc ciężko, jak po przebiegnięciu paru kilometrów. Wiedziałam, że ma racje. Ale to się teraz nie liczyło. Liczyła się Casey, która być może teraz gdzieś płakała, nie wiedząc gdzie się znajduje. Albo nie żyła. Na samą myśl o tym wszystkie włoski zjeżyły mi się na karku.
Zamknęłam oczy, wsłuchując się we własny, przyspieszony oddech.
-I co z tego? - zadałam pytanie, które zawisło nad nami w powietrzu. Ciel nie odzywał się, więc zrobiłam krok w stronę drzwi. Rany, przejście przez pokój nie mogło być takie długie. Na serio, wydawało mi się, że wyjście nie zbliża się ani o centymetr.
-Czyli masz zamiar iść tam sama? Bez nikogo? Nie wiedząc nawet gdzie się kierować? Na pewną śmierć? Brawo. Gratuluje głupoty. - warknął Ciel, gdzieś za mną.
-Uważaj, bo zaczynam myśleć, że nie chcesz abym zginęła. - rzuciłam, a on wymamrotał coś cicho pod nosem. Odwróciłam się do niego, rzucając mu wyzywające spojrzenie. - To jak? Powiesz mi, gdzie to jest?
-Przecież mówiłem, że ci nie.. - zaczął, ale mu przerwałam.
-Wiem co mówiłeś. Chodzi mi o to, czy zmieniłeś zdanie. - powiedziałam, wiedząc, że każda minuta spędzona tutaj, to kolejna minuta cierpienia Casey. Ciel zmarszczył brwi. - To może zrobimy tak. Powiesz mi, gdzie to jest. Jeśli zginę, będziesz miał satysfakcję, że to po części twoja zasługa. Później, jeśli Alais cie stąd wypuści, a na pewno to zrobi, wrócisz do swoich w chwale, czyż nie?
Zacisnął wargi w wąską kreskę, jakby ta opcja wcale go nie cieszyła.
-A jeśli wrócisz? - zapytał niby od niechcenia.
-Wtedy cię wypuszczę. Więc tak czy tak, wrócisz do swoich. Jednak jeśli zginę, zapewne Will obwini za to ciebie, co może się skończyć tym, że tu trochę posiedzisz. - odparłam, obserwując jego reakcję. Zaciskał usta, ale nie odwracał wzroku.
-W ogóle się nie boisz? - zapytał w końcu, mierząc mnie wzrokiem. Przełknęłam ślinę, czując gulę w gardle.
-Boję się. Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale chodzi o moją przyjaciółkę. Muszę ją uratować. Myślę, że nawet jeśli chodziłoby o ciebie, też bym nie wahała się tam pójść. - rzuciłam, a on drgnął zaskoczony. Jego wielkie oczy wpatrywały się we mnie niedowierzająco, jakbym znów powiedziała jakieś głupstwo. Rany, ze mną naprawdę jest coś nie tak.
Milczał, więc westchnęłam i odwróciłam się.
-Mam nadzieję, że jak już wrócę i cię wypuszczę, wrócisz do swoich przyjaciół. - powiedziałam cicho. Ciel nic nie powiedział, ale coś w tej ciszy sprawiło, że uśmiechnęłam się pod nosem. - Bo wiesz.. w sumie to cię nawet polubiłam.
Słyszałam jego cichy oddech za plecami. W sumie to dziwne, że wampiry oddychają, nawet, jeśli ich serca nie biją. Będę musiała o to kiedyś zapytać Alais.
Zamknęłam na chwilę oczy, myśląc, że nie powinnam tego mówić, po czym otworzyłam je i ruszyłam do drzwi.
-Trzymają ją w magazynie, przy głównej ulicy. - rzucił tak szybko, że prawie nie zrozumiałam. Teraz to ja patrzyłam na niego nie dowierzając, podczas gdy on usilnie odwracał ode mnie wzrok. W końcu rzucił na mnie okiem i sapnął. - Nie wytrzeszczaj tak gał. Mówię to tylko dlatego, że liczę na to, że cię złapią. - dodał nieprzyjemnym tonem.
Wciąż patrzyłam na niego nie wierząc. Może rzeczywiście w jakiś sposób moglibyśmy się dogadać? Nie wydawał się być taki zły. No dobra, był niemiły, wrogo nastawiony i w ogóle, ale w sumie teraz mi pomógł. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, na co on zrobił zniesmaczoną minę i odwrócił wzrok.
-Rany, jesteś strasznie denerwująca. Przecież mówię, że cię nie lubię. Chcę tylko, żeby cię złapali. - wymamrotał, oglądając swoje paznokcie. Podniósł wzrok, a widząc, że dalej się szczerze zasyczał wściekle. - Idź już sobie. Nie mogę patrzeć na twoją ohydną twarz.
Nawet to mnie nie zabolało. Odwróciłam się i pobiegłam do drzwi. Chwyciłam za klamkę, lecz zanim wyszłam, odwróciłam się jeszcze i posłałam mu kolejny uśmiech.
-Ciągle tu jesteś? - zapytał wkurzony, kładąc ręce między nogami, jakby szykował się do skoku na mnie. Uniosłam ręce.
-Chciałam ci tylko powiedzieć, że jeśli wpadnie tu wściekły nastolatek, który na pierwszy rzut oka wyda ci się szalonym psychopatą, wiedz że to Will. Radzę ci nie wspominać o naszej rozmowie. Ale wiesz, to tylko taka rada. - rzuciłam i wyszłam z pokoju.


* * *


Biegłam w szalonym tempie, nie robiąc żadnego postoju. Kilka razy prawie wpadłam na drzewo, lecz w ostatnim momencie cudem je wymijałam. Zimny pot oblewał mi czoło, a oddech był tylko obłoczkiem pary, który rozmywał się na wietrze, poganiany moim szaleńczym pędem.
Przystanęłam i rozejrzałam się, dysząc ciężko. Moje oczy już dawno przyzwyczaiły się do mroku, który otaczał mnie ze wszystkich stron. Księżyc świecił wysoko, rzucając na wszystko srebrny blask, a gwiazdy mrugały do mnie ostrzegawczo.
Wzięłam głęboki wdech i znów rozpoczęłam bieg. Will mnie zabije. Tak samo wujek. I Luke. No i Kyle. Jęknęłam, wyobrażając sobie ich reakcję, gdy odkryją, że zniknęłam. Miałam przerąbane. Może lepiej jeśli wampiry mnie złapią. Przynajmniej nie zabiją mnie od razu, tak jak to pewnie zrobią tamci.
Przyspieszyłam, czując tak wielkie kłucie w piersi, że przestraszyłam się iż zaraz padnę i nie będę mogła się podnieść. Jeszcze trochę. Jeszcze tylko trochę. Biegłam już ze dwadzieścia minut, więc wiedziałam, że jestem niedaleko miasta.
Akurat, gdy o tym pomyślałam, moje stopy stuknęły o asfalt. Rozejrzałam się, a moim oczom ukazały się pierwsze budynki. Ruszyłam biegiem w ich stronę, zostawiając w tyle cichy las. Dyszałam głośno i czułam się tak, jakby serce miało wyskoczyć mi z piersi.
W mieście panowała niesamowita cisza. Tylko od czasu do czasu obok mnie przejechał jakiś samochód, ale prócz tego, miasto było pogrążone we śnie i ciszy. Przystanęłam i odetchnęłam głęboko. Boże, nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w mieście. Było tu tak.. normalnie. W nielicznych oknach świeciło się światło, które padało na pustą ulicę.
Ruszyłam powoli przed siebie, pamiętając po co tu przyszłam. Odkąd ostatni raz widziałam Casey minęło kilka godzin. Czy nic jej nie jest? Czy jest bezpieczna? Czy jeszcze żyje? Potrząsnęłam głową, przyspieszając. Nie mogłam tak myśleć. Musiałam wierzyć, że jest cała i zdrowa.
Rozglądałam się na boki, aż mój wzrok padł na duży budynek majaczący w oddali. Coś pchało mnie w jego kierunku, a wiedziałam, że moja intuicja była niezawodna. Ruszyłam biegiem w tamtym kierunku i zatrzymałam się dopiero przy żelaznej bramie. Zajrzałam do budki, w której powinien być jakiś strażnik, ale w środku było pusto. Do moich uszu nie dochodził żaden dźwięk. Zagryzłam wargę i popchnęłam bramę, która otworzyła się z cichym skrzypnięciem. Rozejrzałam się przerażona, że ktoś mógł mnie usłyszeć, ale naokoło panowała niczym niezmącona cisza. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka, zamykając za sobą bramę.
Odwróciłam się i ruszyłam biegiem wzdłuż ogrodzenia, kierując się na tyły budynku. Wykorzystywałam cienie, by się ukryć, skakałam od jednego do drugiego, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Może właśnie od tego wzięła się nazwa Cieni? Bo potrafili wykorzystać cienie za swoją kryjówkę, potrafili zespolić się z nimi w jedność?
Przykucnęłam na chwilę, oddychając przez usta. Zamknęłam oczy i wyciągnęłam spod bluzki wisiorek mamy. Ścisnęłam go, po czym otworzyłam oczy i spojrzałam na drzwi, które miałam na wprost. Musiałam tylko przebiec krótki odcinek bez żadnej osłony.
Podniosłam wzrok obserwując nieliczne okna budynku i zamarłam, gdy w jednym z nich dostrzegłam zarys wysokiej postaci, która zdawała się patrzeć prosto na mnie. Jako że w oknach nie paliło się światło nie mogłam mieć pewności, czy to aby na pewno człowiek. Może był to tylko wieszak na ubrania? Wstrzymałam oddech, patrząc na ciemny kształt, który stał zupełnie nieruchomo. A jeśli to jednak człowiek?
Zobaczył mnie?  Przeklęłam w myślach swoją nieostrożność. Jak mogłam go nie zauważyć? Długo tam stał? Widział jak przemykam wzdłuż bramy?
Wzięłam głęboki wdech, starając się uspokoić i wyprzeć z głosy tysiące myśli, które tylko bardziej mnie denerwowały. Gdy znów spojrzałam w okno, ciemny kształt zniknął. Z zaskoczeniem i strachem zmierzyłam spojrzeniem wszystkie okna, ale w żadnym nie dostrzegłam niczego niepokojącego. Powoli wstałam i nie myśląc o konsekwencjach, pobiegłam przez otwartą przestrzeń ku drzwiom, które zdawały się być tysiące kilometrów ode mnie.
Gdy w końcu moja ręka dotknęła chłodnej stali, poczułam wszechogarniającą ulgę, która jednak po chwili zniknęła, zastąpiona zwykłą czujnością. Wyciągnęłam zza pasa sztylet z rękojeścią w kształcie węża ze skrzydłami i pchnęłam drzwi.
Po mojej prawej i lewej ciągnął się korytarz oświetlony lampkami, które dawały nikły blask na ściany, w większości kryjąc je w mroku. Ścisnął mi się żołądek, gdy moja wyobraźnia uruchomiła najbardziej przerażające sugestie co może kryć się w ciemności. Przełknęłam ślinę, mocniej ściskając rękojeść sztyletu.
I nagle, gdzieś w oddali po prawej usłyszałam rozdzierający krzyk. Znajomy. Puściłam się biegiem w tamtą stronę, nie zważając na to, że moje kroki na pewno słyszeli śpiący ludzie w mieście. Zacisnęłam zęby, gdy krzyk Casey znów doszedł do mich uszu. W ustach czułam gorzki smak, co jak zawsze zwiastowało niebezpieczeństwo, ale prócz krzyku Casey, nic do mnie nie docierało, nawet ostrzeżenie o zagrożeniu.
W końcu zobaczyłam drzwi, majaczące przede mną, jak wrota do obcego świata. Dopadłam ich i z rozmachem je otworzyłam. Zamarłam, patrząc z na wpół otwartymi ustami na rozgrywającą się przede mną scenę.
Casey leżała całkiem naga na kanapie, która nawiasem mówiąc była jedynym meblem pokoju, nie licząc dwóch krzeseł ustawionych pod ścianą. Dziewczyna leżała na brzuchu, a ręce i nogi miała przykute do czterech palów wystających z podłogi tuż przy krańcach kanapy. Jej ciało było pokryte siniakami i rozcięciami. Twarz miała wciśniętą między ręce, a do tego zasłoniętą włosami. Całe jej ciało drżało. Nie podniosła głowy, nawet, gdy drzwi uderzyły z mocą o ścianę.
W pokoju były cztery wampiry, które teraz patrzyły na mnie w osłupieniu, wytrącone z równowagi moim nagłym najściem. Lecz już teraz było widać, że zdziwienie na ich twarzach ustępuje miejsca złości. Dwa wampiry siedziały na krzesłach ustawionych pod ścianą, lecz teraz poderwały się z miejsca szczerząc kły, natomiast pozostała dwójka stała przy Casey. Jeden stał przy jej nogach, a jego oczy wpatrywały się we mnie z czujnością, natomiast ostatni wciąż trzymał rękę na plecach Casey.
Złość zawrzała we mnie z niewyobrażalną mocą. Czułam się tak, jakby całe moje ciało płonęło. A patrząc na rękę tego ohydnego stworzenia, moja wściekłość i żądza mordu tylko wzrastały. Wampiry cofnęły się, zapewne widząc moje oczy, które już były całkiem czarne. Przekrzywiłam głowę i uśmiechnęłam się demonicznie, po czym z niesamowitą szybkością dopadłam pierwszego wampira.
Z jego ust wyrwał się cichy okrzyk, gdy sztylet wbił się w jego niebijące serce. Cofnął się, gdy wyrwałam ostrze i z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, osunął się na ziemię, pozostawiając na ścianie krwawy ślad. Odwróciłam się i natychmiast się uchyliłam, przed nadlatującym krzesłem.
Doskoczyłam do wampira, który rzucił przedmiot i jednym płynnym ruchem rozpłatałam mu gardło. Minęłam go, nawet nie patrząc, czy upadł na ziemię i już doskakiwałam do kolejnego, który naciskał jakiś guzik na ścianie, którego wcześniej nie zauważyłam. Raniłam go w rękę, a gdy chciałam znów zaatakować, zasyczał i uchylił się przed ostrzem.
I nagle, bez żadnego ostrzeżenia do pokoju wlała się cała masa wampirów. Rozejrzałam się zaskoczona, gdy po chwili ich silne, zimne ręce otoczyły mnie ze wszystkich stron. Szarpałam się, ale byli za silni. Chciałam dojrzeć między nimi Casey, ale na próżno. Masa ciał otaczała mnie z każdej strony, a ja powoli traciłam oddech. Kręciło mi się w głowie, a po chwili coś uderzyło mnie w brzuch tak mocno, że przez chwilę nie mogłam oddychać. Potem dostałam w twarz, a potem w nogę. Syknęłam z bólu, podczas gdy wampiry niemal niosły mnie do jakiegoś pomieszczenia przylegającego do pokoju w którym ich zaatakowałam. Nie myśląc o tym co robię, ugryzłam czyjąś rękę, a kogoś innego uderzyłam w twarz łokciem.
Miotałam się dziko, zadając rany sztyletem, który w końcu ktoś mi wyrwał i cisnął nim za tłum wampirów. Nieoczekiwanie zostałam wrzucona do pokoju, do którego zmierzaliśmy, a wampiry jakby powstrzymane przez jakąś niewidzialną barierę stały w równym rzędzie tuż przed progiem. Jeden z nich uśmiechnął się żarłocznie, ścierając krew w podbródka. A więc to jemu przywaliłam w twarz. Poczułam satysfakcję, widząc, że skrzywił się minimalnie, dotykając brody.
-Miło, że do nas wpadłaś, Puella. - uśmiechnął się niemiło. - Teraz już nie wyjdziesz stąd żywa.
Posłał mi kolejny uśmiech i zamknął drzwi.
Siedziałam osłupiała na ziemi, powoli dochodząc do siebie. O boże! Co ja sobie myślałam?! Moja głupota uderzyła mnie ze zdwojoną siłą. Zakryłam twarz rękami, a gdy usłyszałam krzyk Casey, zacisnęłam dłonie na włosach.
Zakryłam uszy dłońmi, chcąc uciec od tego hałasu. Od jej głosu, wołającego o pomoc, o jakikolwiek ratunek. Mogłam jej pomóc, gdybym myślała jaśniej. Gdyby nie zaślepił mnie gniew. Zacisnęłam zęby, a jej krzyki trwały i trwały, doprowadzając mnie prawie do obłędu.
Długo tak siedziałam, aż w końcu krzyki nie wiadomo kiedy umilkły, a drzwi pokoju się otworzyły. Stał w nich ten sam wampir, którego cięłam w rękę. Teraz nie było widać nawet zadrapania, pod rozdartą tkaniną bluzki. Patrzył na mnie z niebezpiecznym błyskiem w oczach.
-Jak tam, Puella? Chcesz się zabawić? - zapytał, a ja splunęłam mu pod nogi. Spojrzałam na niego wyzywająco, a on uśmiechnął się i podszedł do mnie. Do moich uszu dobiegł jakiś odległy huk, ale zapomniałam o nim, gdy wampir chwycił mnie za włosy i pociągnął w górę. Nie zdążyłam powstrzymać okrzyku bólu, który wyrwał się z mojej piersi.
-Teraz już nie jesteś taka pewna siebie, co? - zapytał syczącym głosem. Chwyciłam go za dłoń, chcąc jakoś rozluźnić jego palce, ale na daremno. Uśmiechnął się szeroko, szaleńczo..
-Wal się, napaleńcu. - warknęłam, a on wolną dłonią zdzielił mnie po twarzy. Znów krzyknęłam, czując palące łzy napływające do oczu. Zamrugałam zawzięcie, chcąc za wszelką cenę je odpędzić, ale mimo to, wampir je zobaczył i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Płaczesz? I dobrze. Za chwilę tak cię urządzę, że będziesz płakać i błagać o litość. Musimy cię oddać naszemu panu, ale nic nam nie każe oddać cię całą i zdrową. Zabawimy się, Puella.
Nachylił się, a jego oddech owiał mi ucho i przyprawił o gęsią skórkę. Zacisnęłam zęby, chcąc powstrzymać drżenie warg.
-Skończysz tak jak twoja przyjaciółeczka. Mam nadzieję, że sprawisz się jeszcze lepiej niż ona. - wysyczał, a ja zadrżałam przerażona. - Już nie mogę się doczekać, by zerwać z ciebie to ubranie.
Odsunął się i oblizał wargi. Poczułam obrzydzenie i zebrało mi się na wymioty. Przełknęłam ślinę, a wampir uśmiechnął się.
-Taa, naga będziesz o wiele apetyczniejsza niż teraz. - wyszeptał, taksując mnie wzrokiem.
-Ach tak? - dobiegł mnie cichy głos, dobiegający zza pleców wampira. Wszystkie włosy zjeżyły mi się na karku, gdy usłyszałam żądną mordu nutę w tak dobrze mi znanym głosie. Wampir zamarł, nie zdolny się poruszyć, lecz w końcu odwrócił się powoli.
Wyjrzałam zza jego pleców, a gdy zobaczyłam wyraz twarzy Willa, cofnęłam  się, mimo ręki wampira, wciąż spoczywającej w moich włosach. Oczy Willa były całe czarne, a nienawiść, dzikość i chęć mordu były w nich tak wyraźne, że zamarłam ze strachu. Chłopak przewracał w ręku sztylet, który miałam ze sobą i którego pozbawiły mnie te potwory.
-Więc powiem ci jedno, wampirze.. - powiedział Will, a mimo tego, że szeptał, jego głos zdawał się krzyczeć w mojej głowie.
Wampir zadrżał i cofnął się, puszczając mnie. Will przekrzywił głowę, patrząc na niego z morderczą powagą.
-Masz cholernego pecha, że powiedziałeś to wszystko w mojej obecności.