poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział XVII ; Znaleźć w sobie dobro

"Poczucie straty nie jest tak ciężkie jak poczucie winy,
ale więcej ci zabiera"

-Może chcesz wyjść na spacer, piesku?
-Zamknij się i podaj mi kubek.
-Spoko. A kość też chcesz?
-Zaraz ci przywalę.
Zakryłam uszy dłońmi, nie chcąc już dłużej słuchać tej jakże inteligentnej wymiany zdań. Jednak moje starania tylko wyciszyły głosy Willa i Kyle'a, więc z rezygnacją opuściłam jedną rękę na stół, a drugą podparłam brodę i wpatrzyłam się tępo przed siebie.
Will i Kyle byli w tym domu już tydzień, a dalej się sprzeczali. Nie było choćby jednej, cholernej sekundy, żeby sobie nie dogryzali. Ja wtedy gromiłam ich wzrokiem, ale mnie ignorowali, więc najczęściej zostawiałam ich samych i szłam do pokoju, lub do przyjaciół.
Teraz chłopcy postanowili podokuczać sobie podczas robienia śniadania. Kyle robił herbatę, cały czerwony na twarzy. Stał do mnie bokiem, a do Willa tyłem, więc tylko ja widziałam jak jego usta poruszają się bezgłośnie, zapewne formując się w niezbyt przyjemne słowa, wysyłane pod adresem rozbawionego Willa. Czarnowłosy opierał się o framugę drzwi i podrzucał jabłko, patrząc na Kyle'a z satysfakcją, jakby ten już od razu był przegrany w tej potyczce słownej. Westchnęłam zrezygnowana.
Do kuchni weszła Casey. Rzuciła okiem na chłopaków, a potem na mnie, po czym uśmiechnęła się lekko. Nic nie mówiąc do Willa i Kyle'a, przysiadła się do mnie, trącając w ramię.
-Jak tam? - zagadnęła wesoło. Schowałam twarz w dłoniach.
-Wspaniale. Po prostu świetnie. - rzuciłam, stłumionym głosem.
-Serio? Bo wyglądasz, jakbyś miała się niedługo wykończyć. - powiedziała, a ja spojrzałam na nią spomiędzy palców. Nie patrzyła na mnie, tylko na chłopaków i unosząc brwi, wsłuchiwała się w ich wymianę zdań. Włosy miała spięte w kucyk, ale kilka kosmyków uwolniło się i teraz opadało jej na twarz. Oczy ciskały rozbawionymi iskierkami. Była pełna życia, ciekawa świat, gotowa na wszystko.
-Wydaje ci się. A tak przy okazji nie wiesz, gdzie tu mają jakieś urwiska? Chciałabym poćwiczyć skok na bungee bez liny. - burknęłam, a ona zaśmiała się i spojrzała na mnie dużymi, zielonymi oczami. Także się uśmiechnęłam, a po chwili do kuchni wszedł Lucas i Alan, rozmawiając o czymś wesoło.
Luke usiadł naprzeciwko Cas, a dziewczyna zarumieniła się, gdy posłał jej, a potem mi uśmiech. Lucas, widząc jej reakcję, uniósł brwi i spuścił wzrok, nie wiedząc chyba co się dzieję. Spojrzałam najpierw na niego, a potem na całkiem czerwoną dziewczynę, ale zanim zdążyłam wysunąć jakieś wnioski, mój wzrok przyciągnął Alan, który ze skrzyżowanymi rękami wpatrywał się to w Willa, to w Kyle'a.
Alan wydawał się zdrowszy, niż wtedy, gdy go poznałam. Jego skóra nabrała kolorów, a cienie pod oczami nieznacznie pojaśniały. Stał prosto i rzucał Willowi karcące spojrzenia, jak starszy brat upominający młodszego po zrobieniu jakiegoś głupstwa. Ale chyba tak ich właśnie sobie wyobrażałam. Willa jako małego chłopczyka, któremu nigdy dość zabawy i brojenia, a Alana jako tego starszego, dojrzalszego, opiekuńczego, ale też sympatycznego.
-No co? - zapytał Will, gdy spojrzenia jego i Ala się spotkały.
-Zachowujesz się jak idiota. - mruknął tamten, a Kyle prychnął.
-A kiedy się tak nie zachowuje? - zapytał wściekły, mieszając łyżeczką w kubku i przewiercając Willa wzrokiem.
-O ile dobrze pamiętam, nie kazałem ci "dać głos". - zwrócił się do Kyle'a, na co ten zazgrzytał zębami i zamilkł.
Wstałam i skierowałam się do drzwi.
-Idę się przejść. - oświadczyłam, kierując te słowa do wszystkich, tylko nie do Willa i Kyle'a, których postanowiłam ignorować.
Wyszłam z kuchni i skierowałam się do drzwi. Usłyszałam za sobą kroki, a gdy się odwróciłam, usta Willa złączyły się z moimi. Odsunęłam się od niego, wściekła.
-Teraz ci się zachciało pocałunków? - warknęłam, a on uśmiechnął się. - Zachowujesz się tak, jakby dokuczanie Kyle'owi było twoim życiowym celem. Po co to robisz?
Westchnął znużony.
-Chyba mam nadzieję, że ten kretyn w końcu odejdzie. Cóż, jest bardziej uparty, niż sądziłem. - odparł, a w jego głosie ku mojemu zdumieniu usłyszałam nutkę uznania.
-Jesteś niemożliwy. Kyle to mój przyjaciel, nie pozwoliłabym mu odejść i dobrze o tym wiesz. - burknęłam, krzyżując ręce na piesi. Will znów westchnął, patrząc na mnie rozbawionym wzrokiem.
-Ale gdybym cię przykuł do łóżka, nie byłabyś wstanie powstrzymać mnie przed wykopaniem go z tego domu. - oświadczył, a w jego oczach pojawił się błysk, gdy mówił o przykuciu mnie do łóżka. Cofnęłam się mimowolnie, a on zaśmiał się.
-Idiota. - fuknęłam.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Z kuchni wyszła Casey, wciąż cała czerwona i spojrzała na mnie błagalnie.
-Chodźmy gdzieś. - poprosiła, a ja Will uniósł brwi. Dziewczyna jeszcze bardziej się speszyła i uciekła wzrokiem.
Za nią pojawił się Alan, który szedł ostrożnie z kubkiem herbaty w dłoni. Patrzył na kubek ze zmarszczonymi brwiami i w najwyższym skupieniu uważał by nie wylać zawartości naczynia. Will podszedł do niego z niewinną miną i otoczył jego szyję ramieniem, przyciągając go do siebie w czymś w rodzaju uścisku. Alan zaklął, gdy herbata wylała się na dywan, a w kubku pozostała jej mniej niż połowa. Will puścił przyjaciela i zaśmiał się.
-Will! - ofuknęłam go. Al odstawił kubek na półkę z nieprzeniknioną miną, podwinął rękawy bluzy i ku mojemu zaskoczeniu złapał Willa za szyję i zmusił do schylenia się, by potem zacząć pięścią czochrać mu włosy.
-Ty draniu! - wykrzyknął Will, ale w jego głosie słyszałam śmiech. Alan też się zaśmiał, co Will wykorzystał i wywinął się spod ramienia przyjaciela i uderzył go z pięści w brzuch a potem w ramię. Al obronił się i z szerokim uśmiechem uderzył Willa w pierś.
Popatrzyłam na Casey niczego nie rozumiejąc, ale ona miała równie zdezorientowane spojrzenie, co ja. Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Teraz naprawdę przypominali braci, ale trochę niezrównoważonych.
-Chłopcy. - westchnęłam, a Cas kiwnęła głową potakująco.


* * *


-Możemy tak po prostu wymykać się z domu? - zapytała Casey, zwieszając nogi w kierunku przepaści. Siedziałyśmy na szczycie wieży, która stała tu od zawsze. Miała jakieś dwadzieścia metrów wysokości i była cała zrobiona z metalowych prętów. Na jej szczycie znajdowała się mała platforma otoczona barierką. Na niej właśnie teraz siedziałyśmy. Wieża nie miała drabiny, ale pręty były idealne do wspinaczki.
Wieża znajdowała się jakąś godzinę drogi z domu moich rodziców. Dziwne, ale nie potrafiłam mówić na niego "swój dom". Jako swój traktowałam bardziej dom wujka. Tam czułam się bezpiecznie, a tu.. jedynym towarzyszącym mi uczuciem był ból i tęsknota.
Kiwnęłam nogami, opierając głowę na dłoniach, spoczywających na barierce. Wpatrzyłam się w krajobraz rozciągający się przed nami. Słońce unosiło się leniwie nad horyzontem, rozpraszając poranną mgłę. Wiatr poruszał drzewami jak w zwolnionym tempie, przynosząc do moich uszu szmer liści. W dole słyszałam śpiew ptaków, które co chwilę podrywały się do lotu, by później znów opaść w korony drzew.
Westchnęłam.
-Chyba nie, ale olać to. Nie wytrzymałabym dłużej w tym domu wariatów. - odparłam. Casey uśmiechnęła się po nosem, po czym zamknęła oczy, opierając plecy o metalową ścianę.
-Nie są tacy źli. Bez nich byłoby nudno, nie? - zagadnęła, a ja kiwnęłam głową, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że dziewczyna mnie nie widzi.
-Tak, masz rację. Ale mam czasami taką wielką ochotę im przywalić.. - przyznałam, kładąc ręce po bokach, trochę za plecami i wyciągając twarz do słońca, które mimo iż dopiero wspinało się w niebo, łaskotało moją twarz ciepłymi promykami.
-Ta, trochę przemocy by im się przydało. - mruknęła, zakładając ręce za głowę.
-Poszłybyśmy za to do więzienia? - zapytałam, a ona uśmiechnęła się szeroko.
-Pewnie, ale byłoby warto. - odparła, a ja zaśmiałam się.
Miło było tak siedzieć i rozmawiać, obserwując wędrówkę słońca, które im wyżej się wspinało, tym jaśniej świeciło. A może to tylko moja wyobraźnia? Zdałam sobie sprawę, że dawno nie czułam się tak dobrze. Czułam się wolna, bezpieczna, szczęśliwa. A Casey, która siedziała obok mnie, nucąc coś pod nosem tylko potęgowała te uczucia.
Było tak, jakby nigdy nie groziło nam niebezpieczeństwo, jakby wojna nigdy nie miała nadejść. W tej chwili byłyśmy zwykłymi nastolatkami, bez zmartwień, bez jakichś magicznych mocy, bez mrocznych wspomnień. Mimo iż wiedziałam, że ta chwila nie mogła trwać wiecznie, cieszyłam się nią, jakby miała trwać już zawsze. Jakbym do końca życia miała siedzieć na wieży z Casey, niczym księżniczki z bajek dla dzieci.
-Iz? - moje przemyślenia przerwał cichy głos Cas. Spojrzałam na nią z ukosa, ale ona na mnie nie patrzyła. Wpatrywała się w horyzont, nadal trzymając ręce za głową z dziwnym wyrazem twarzy.
-Tak?
-Tęsknisz za rodzicami? - to pytanie całkiem zbiło mnie z tropu. Przez kilka chwil tylko patrzyłam na nią, nie wiedząc jak zareagować. Wiatr rzucał jej włosy na twarz, ale ona ich nie odgarniała, jakby chciała się przede mną ukryć. Położyła dłonie na kolanach i czekała.
Wpatrzyłam się w dal, myśląc co powinnam jej powiedzieć. Pomyślałam o mamie, która czytała mi bajki na dobranoc i słuchała moich planów zostania wróżką. Pamiętam jej uśmiech, którym mnie zawsze obdarzała podczas tych rozmów i jej zapewnienia, że gdy już zostanę wróżką, kupi mi piękną sukienkę, pasującą do skrzydeł.
Pomyślałam o tacie, który przynosił mi lalki do łóżka, gdy byłam chora i bawił się nimi ze mną, kłócąc się, że lalka o imieniu Monica nie powinna być siostrą Clary, bo nie są podobne. Pamiętam jak przemycał mi do pokoju cukierki, mimo iż mama stanowczo tego zakazywała.
Miałam zaledwie pięć lat, gdy zginęli, a mimo to, pamiętałam zaskakująco dużo rzeczy, a coraz to nowsze wspomnienia zdawały się pojawiać w mojej głowie ilekroć pomyślałam o rodzicach.
-Bardzo. - szepnęłam w końcu. Cas kiwnęła tylko głową, a mnie uderzyła myśl, że nigdy nie mówiła o swoich rodzicach. Nawet słowem o nich nie wspomniała, a  mnie to nie zdziwiło, bo sama rzadko kiedy używałam słów "mama", "tata" czy "rodzina".
Wstałam i podeszłam do dziewczyny, by następnie usiąść obok niej, ramię w ramię. Nie poruszyła się, ciągle patrząc na swoje splecione palce.
-Cas, gdzie są twoi rodzice? - zapytałam, niezbyt pewnie. Może nie powinnam poruszać tego tematu? Może Casey nie chciałaby o tym rozmawiać? Ale ona podniosła głowę i spojrzała na mnie. W jej oczach krył się smutek i tęsknota. Tak wiele razy widziałam już te uczucia, że rozpoznawałam je błyskawicznie. Cas założyła włosy za ucho i wbiła wzrok w swoje buty.
-Nie żyją. Tate zamordowano, gdy miałam siedem lat. - urwała na chwilę, żeby wziąć głęboki oddech, po czym kontynuowała. - Natomiast mama.. popełniła samobójstwo, gdy miałam dziewięć.
Otworzyłam usta, ale nie mogłam skleić zdania. Jak miałam ją pocieszyć, gdy nigdy tego nie robiłam? To mnie zawsze pocieszano. To ja zawsze słyszałam słowa współczucia, ale je ignorowałam, bo były nic nie warte. Nie wskrzesiłyby moich rodziców. Nic ich nie mogło już wskrzesić.
Więc milczałam, czekając czy powie coś więcej. Pomyślałam o wujku, który jako jedyny nie powtarzał ciągle "och, jak mi przykro", "wszystko będzie dobrze, nie martw się", lub "bardzo ci współczuje". On natomiast patrząc na moje łzy, na mój smutek kręcił głową i mówił:
-Twoi rodzice nie byliby szczęśliwi, widząc jak płaczesz. Chcieliby byś zachowała łzy ja jakieś szczęśliwe chwile, które na pewno cię czekają. No już, głowa do góry.
Zacisnęłam usta, przypominając sobie Willa, który mówił, że wujek jest szpiegiem. Że nie jest po naszej stronie. Nie mógł mieć racji. Wujek nigdy by mnie nie okłamał, nie skrzywdziłby mnie.
-Wydaje mi się, że mama długo ze sobą walczyła. Nie chciała mnie zostawić, ale nie chciała też żyć bez taty. Kochali się. I mnie także. Ale potem zamordowano tatę.. Nie wiem kto to zrobił, a mama nawet jeśli wiedziała, nigdy mi nie powiedziała. Tata był bardzo zabawnym człowiekiem. Czasami ciągle mi się wydaje, że słyszę jego śmiech. Mama była strasznie opiekuńcza. Nie mogłam nawet wspinać się na drzewa, bo ona już panikowała, że złamie sobie wszystkie kości. - słuchałam słów Casey, zaciskając usta. Nigdy bym nie pomyślała, że ta dziewczyna ma taką przeszłość. Zawsze była uśmiechnięta, radosna. Nigdy nie widziałam w jej oczach smutku. Zamknęłam na chwile oczy, a Cas kontynuowała. - Wszyscy mówili, że wyglądam dokładnie jak mama. Może to prawda, bo po niej mam praktycznie cały wygląd. Po tacie odziedziczyłam charakter.. No i palce pianisty, jak mawiała mama. Bo tata grał na pianinie. I miał strasznie długie i smukłe palce. Uwielbiałam słuchać, jak gra. Mama też. Wtedy uśmiechała się lekko, jakby odpływała do innego świata, w którym jesteśmy my, w trójkę i nie grozi nam niebezpieczeństwo. Po śmierci taty nigdy nie już tak nie uśmiechała. Starałam się jak mogłam, ale ona mimo zapewnień, że wszystko w porządku, zamknęła się w sobie. Nawet mnie do siebie nie dopuszczała. Tak było przez dwa lata. Pewnego ranka powiedziała mi, że idzie się przejść. Chciałam iść z nią, ale ona pocałowała mnie w czoło, powiedziała, że bardzo mnie kocha i kazała mi zostać w domu. Więc zostałam. Nie było jej cały dzień, a ja ciągle siedziałam w domu, powtarzając sobie, że zaraz wróci. Wieczorem ktoś zapukał do drzwi. To byli policjanci...
Casey płakała. Nie patrzyła na mnie, tylko na swoje zielone trampki, ale widziałam jej profil i łzy spływające obficie po jej policzkach. Nie ocierała ich. Zdawała się ich nawet nie zauważać. Kurczowo zaciskała pięści, a mięśnie miała napięte jak dzikie zwierze, czające się do skoku.
-Powiedzieli, że ciało mamy znaleziono na brzegu morza. Podobno skoczyła z klifu, do wody. Nie umiała pływać. Tata chciał ją kiedyś nauczyć, ale ona nie chciała. Dlatego zawsze z nim pływałam, a ona siedziała na brzegu, najczęściej czytając książkę. - jej ramiona drżały, od niekontrolowanego szlochu. Położyłam rękę na jej ramieniu, ale zdawała się mnie nie dostrzegać. - Mogłam ją uratować. Wiedziałam, że jest w depresji po stracie taty, mimo iż minęło już tyle czasu. Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale nic nie zrobiłam. Siedziałam posłusznie w domu, podczas gdy ona stała nad przepaścią i patrzyła na fale, które chwilę później ją pochłonęły. To moja wina.. Moja wina, że ona nie żyje. - szlochała. - Przed wyjazdem poszłam do jej pokoju i zobaczyłam dziennik na biurku. Codziennie od śmierci taty pisała to samo zdanie. "Nie zostawię jej samej". A pod datą dnia w którym umarła napisała "Muszę to zrobić, już nie wytrzymam". Spaliłam ten cholerny dziennik. Nie mogłam.. Ja.. Bo ona..
-Casey, tak mi przykro. - szepnęłam. Tylko tyle. Nic więcej nie zdołałam wykrztusić. Objęłam ją, kładąc jej głowę na ramieniu. Wtuliłam się w nią mocno, chcąc przekazać jej, że jestem blisko, że jej nie zostawię, że rozumiem co czuje. Przez tyle lat żyła w poczuciu winy, które było bezsensowne. Ale nie chciałam jej tego mówić. Nie wiedziałabym jak. Mimo wszystko jej wyznanie jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło i uświadomiło mi jak jesteśmy podobne pod względem ciężaru przeszłości, który przyszło nam dźwigać.
Przez kilka minut Casey siedziała sztywno i tylko jej ramiona drżały, lecz potem także mnie objęła, a przez jej uścisk bałam się, że połamie mi żebra. Mimo to nie odsunęłam jej, a także nie cofnęłam rąk. Tuliłam ją aż się nie uspokoiła, a trwało to bardzo długo.
-O rany, trochę się rozkleiłam. - mruknęła w końcu w moje włosy. Uśmiechnęłam się patrząc na dwa ptaki, które przeleciały nad nami w podniebnym tańcu i po chwili zniknęły z mojego pola widzenia.
-Ta i chyba osmarkałaś mi bluzkę. - przyznałam żartem.
-No i włosy. - dodała.
-Fuj! - syknęłam, a ona zaśmiała się ochryple. Puściła mnie i wstała, ocierając łzy. Spięła włosy w kucyk, który zdążył się już rozlecieć, po czym spojrzała na mnie z uśmiechem, który według mnie był lekko wymuszony.
-Wracajmy już. - powiedziała, a ja spojrzałam tęsknie na słońce, które teraz wisiało wysoko nad nami i grzało tak przyjemnie, że najchętniej bym się tu położyła i zasnęła, ukołysana jego ciepłem.
-Oj no weź, tu jest tak miło. - wymamrotałam, a Cas pokręciła głową.
-Już dość się nasiedziałyśmy. No dawaj. Kto ostatni w domu, ten Megan. - powiedziała, po czym przeszła pod barierką i spuściła nogi w dół, po chwili znikając mi z oczu. Wychyliłam się i zobaczyłam ją jak schodzi po prętach, nie patrząc w górę, tylko na swoje stopy, uważając gdzie staje.
Uśmiechnęłam się, po czym znów spojrzałam na słońce. Zamknęłam oczy, rozkoszując się jego ciepłem. Do głowy wpadła mi Megan. Nie widziałam jej od ataku na Siedzibę Cieni. Z resztą nikogo nie widziałam. Żadnej znajomej twarzy. Jakbyśmy zostali tylko my. Sami. Zdani na siebie. Tkwiący po uszy w bagnie.
-Dobra, Casey, nadchodzę! Szykuj się na przegraną! - krzyknęłam, wychylając się, by na nią spojrzeć, ale powitała mnie pustka i cisza. Spojrzałam w prawo, potem w lewo, obeszłam platformę dookoła, ale Casey zniknęła. Czyżby już pobiegła do domu? A to szuja.
Ześlizgnęłam się z platformy, a gdy moje stopy trafiły na oparcie, zaczęłam schodzić w dół. Co chwile się rozglądałam, ale tak jak wcześniej, po Cas nie został nawet ślad. Jak tylko dojdę do domu, skopię ją za to, że nie zaczekała.
Poczułam pod nogami miękką ziemię, więc puściłam chłodny pręt i zasłaniając oczy przed słońcem, spojrzałam na linię drzew, rozciągającą się przede mną, niczym kurtyna. Sapnęłam zirytowana nie dostrzegając Casey, po czym weszłam między drzewa, kierując się w stronę domu.
Szłam wydeptaną ścieżką, która była tak dobrze ukryta, że osoba nic o niej nie wiedząca, na pewno by jej nie zauważyła. Trawa szeleściła pod wpływem moich kroków, ale mimo to naokoło panowała cisza. Nawet ptaki umilkły, przez co ta cisza zdawała mi się niepokojąca.
Stanęłam w miejscu i rozejrzałam się, ale nie zauważyłam niczego dziwnego. A jednak ta cisza zdawała się mnie przytłaczać, jakby chciała mnie ostrzec przed niebezpieczeństwem. I właśnie wtedy, gdy już podnosiłam nogę, by odejść usłyszałam nad sobą cichy szelest. Gdybym nie była tak czujna, na pewno bym go nie usłyszała. Zamarłam z jedną nogą uniesioną i rękami zaciśniętymi w pięści. Coś było nade mną. Coś mnie obserwowało. To coś nie było mile nastawione.
Przełknęłam ślinę, nie wiedząc, co robić. Z paniką stwierdziłam, że nie wzięłam z domu żadnej broni. Nawet cholernych kluczy zapomniałam. Miałam ochotę palnąć się w czoło ze swojej głupoty. Jestem celem numer jeden w całym Świecie Cieni, a paraduje sobie sama po lesie bez broni. Jestem idiotką. Mogłam od razu przyczepić sobie neon do pleców z napisem "TU JESTEM, ZJEDZCIE MNIE".
Schyliłam się, udając, że chce zawiązać sznurówkę, a tak naprawdę zaczęłam rozglądać się dyskretnie w poszukiwaniu jakiegoś patyka, kamienia, czy czegokolwiek, co przydałoby mi się do obrony. Nade mną panowała kompletna cisza, a ja czułam się jak króliczek, który zaraz zostanie rozszarpany przez lisa. Moją uwagę przykuł kamień wielkości pięści. W połowie był okrągły, a z drugiej strony ostro zakończony. Problem w tym, że znajdował się kilka metrów przede mną. Nie było szans, żebym dyskretnie po niego sięgnęła.
Czułam na karku wzrok tego czegoś. Korciło mnie, żeby spojrzeć w górę, ale strach odmawiał mi wykonania jakiegokolwiek ruchu. Myślałam gorączkowo jak dostać się do kamienia, ale nic inteligentnego nie przychodziło mi do głowy. Więc jak to ja, zamiast próbować jakoś zmylić tego na górze, po prostu wstałam i skoczyłam do kamienia, a gdy miałam go w rękach przeturlałam się za drzewo, po czym wstałam i puściłam się biegiem w stronę domu.
Za mną rozległ się huk, gdy to coś zeskoczyło na ziemię. Biegłam ile sił w nogach, wiedząc, że jeśli będę biec, w domu będę za kilka minut. Wieża była jakąś godzinę drogi od domu, ale to tylko gdy się szło. I to wolno. A teraz ja biegłam jak chomik w kółku, szybko, szybciej, jeszcze szybciej. Sapałam głośno, kurczowo ściskając kamień w dłoni.
Nagle ktoś chwycił mnie za ramię i nim zdążyłam choćby zamachnąć się kamieniem, już leciałam na drzewo. Uderzyłam w nie z ogromną siłą i na chwilę odebrało mi oddech. Przed oczami zatańczyły mi czarne plamki, gdy osuwałam się na ziemię.
Spodziewałam się ciosu, ale on nie nadszedł. Gdy mogłam już oddychać, a sprzed oczu zniknęły ciemne plamy, rozejrzałam się zdezorientowana. Leżałam brzuchem na ziemi, czując ciężar na plecach. Lecz było w tym ciężarze coś nie tak. Chciałam zobaczyć kto na mnie siedzi, ale wtedy dostałam pięścią w twarz. Małą pięścią.
-Leż spokojnie. Zaraz po ciebie przyjdą. - syknął głos do mojego ucha. Wytrzeszczyłam oczy, poznając po głosie, że należy do dziecka. Pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy, było to, że zostałam pokonana przez dziecko. Zabijałam dorosłe potwory, a w końcu pokonało mnie zwykłe dziecko. I to jednym ciosem. Miałam ochotę walnąć się w czoło, a że ten dzieciak trzymał moje ręce, walnęłam głową w ziemię.
-Jesteś niezrównoważona, nie? Czyli plotki mówiły prawdę. - powiedział, a ja miałam ochotę zapytać go kto rozpowiadał te plotki, żebym mogła go pobić, ale w końcu stwierdziłam, że jestem idiotką, więc ostatecznie nie powiedziałam nic.
-Kim ty jesteś? I ile masz w ogóle lat? - zapytałam jednak po chwili, a on prychnął.
-Nie jestem tu, żeby z tobą gadać. Za chwilę umrzesz, wiesz? Jak tylko po ciebie przyjdą. - powiedział, a ja napięłam wszystkie mięśnie. Miał racje. Nie mogłam tracić czasu na pogaduchy z jakimś chłopaczkiem, podczas gdy za chwilę wpadną tu jego koledzy. Mam nadzieję, ze starsi, bo to byłaby już przesada, gdyby zabiły mnie dzieci. Od razu zgromiłam się za tę myśl. Nawet jeśli bym miała zginąć to nie ma znaczenia przez kogo. Nie mogłam jednak czekać spokojnie. Nie chcę umierać, przecież to oczywiste.
Rozejrzałam się poszukując kamienia, który wypadł mi z ręki. Dostrzegłam go po chwili, leżał przy bucie tego chłopca. Ale jego nie mogłam dostrzec, jakby celowo chował przede mną twarz. Skupiłam się na tym, co za chwilę miałam zrobić. Napięłam mięśnie i z całej siły podparłam się na nogach, by następnie przeturlać się na bok. Chłopak krzyknął zaskoczony, gdy spadł z moich pleców. Jednak po chwili podniósł się i zobaczyłam tylko mignięcie, gdy nagle zniknął. Zamrugałam zaskoczona, po czym szybko wstałam, trzymając uniesiony kamień.
-Chodź tu, cholero. Przez chwilą byłeś tak pewny siebie. - prowokowałam, rozglądając się. Nad sobą usłyszałam szelest, a potem ktoś spadł mi na plecy. Znów zaryłam twarzą o ziemię, ale nie upuściłam kamienia. Zamachnęłam się i trafiłam go w głowę. Do moich uszu dobiegł cichy jęk, a potem nastała cisza.
Odrzuciłam kamień i wstałam czym prędzej. Spojrzałam na chłopca, który leżał u moich stóp. Mógł mieć jakieś dwanaście lat, nie więcej. Miał czarne, gęste włosy i bladą cerę. Był chudy, a teraz, gdy tak leżał wydawał się maleńki. Nie mogłam uwierzyć, że brał udział w tym wszystkim. W tej bitwie, w której walczyło się o życie.
Nagle w mojej głowie pojawiła się straszna myśl. Zabiłam go. Na jego włosach widziałam małą, szkarłatną plamę, która nie pozwalała mi zamknąć oczu. Uklękłam przy nim i przycisnęłam mu palec do szyi. Nie czułam pulsu. Zabiłam dziecko. Wstałam i odeszłam kilka kroków od chłodnego ciała. Wcześniej już czułam się źle, z myślą, że zabijam z powodu jakiejś głupiej walki o Światło i Ciemność, ale teraz to co innego. On miał przed sobą całe życie, które ja przerwałam. Jakby jego życie było nicią, a ja ją przecięłam, jakby nic nie znaczyło.
Nagle jego klatka piersiowa się uniosła i opadła. Był to ledwie widoczny ruch, ale jednak. Doskoczyłam do niego czym prędzej i sprawdziłam puls jeszcze raz. Lecz znów nic nie wyczułam. Patrzyłam na chłopca z przerażeniem, nie wiedząc co mam myśleć. I wtedy moją uwagę przykuły jego półotwarte usta, w których wyraźnie było widać dwa białe kły. Spojrzałam na jego głowę, a rana na moich oczach zaczęła znikać. Tylko krew pozostała, lepiąc mu włosy.
Usiadłam po turecku, nie wiedząc co począć. Był nieprzytomny, ale żył. Do tego wszystko wskazywało na to, że był wampirem. Co wyjaśniałoby dlaczego z taką siłą rzucił mną o drzewo. Czyli nie zostałam pokonana przez zwyczajne dziecko, tylko przez obdarzonego magiczną siłą wampira. Ha!
Potrząsnęłam głową, wyrzucając te niepotrzebne myśli. Wstałam i otrzepałam spodnie. Odwróciłam się, by odejść. On da sobie radę. Nic mu nie będzie. Zaraz ktoś go znajdzie. Dojdzie do siebie. Może niczego nie będzie pamiętał. Nie muszę się przejmować.
Jednak moje stopy nie chciały mnie słuchać. Spojrzałam na chłopaka przez ramię, na jego małe ciało, na bladą skórę, na czarne włosy, na zaciśnięte w pięści dłonie, jakby chciał powiedzieć "tylko podejdź, a ci przywalę. To, że jestem nieprzytomny nic nie zmienia". W tym chłopaku było coś znajomego. Odwróciłam się i zaciskając zęby zmusiłam się do jednego kroku.
-Zostaw go, Isabelle. On cię zaatakował, chce żebyś zginęła. Nie jesteś mu nic winna. Nawet nie myśl o tym, o czym właśnie myślisz. - przekonywałam się głośno, robiąc krok po kroku.
Szczęka bolała mnie od zaciskania zębów, a nogi zdawały się być jak z waty. Oparłam się o drzewo, a mój wzrok mimowolnie pomknął do tego dzieciaka, który teraz oddychał miarowo, jak podczas snu. Ciekawe ile będzie nieprzytomny. Może w nocy zamarznąć, jeśli się nie obudzi..
Walnęłam się w czoło, chcąc w ten sposób wypędzić z głowy te i podobne myśli. Niby czemu tak się opierałam? On był wrogiem. WROGIEM. Powinnam go jeszcze dobić, a ja go zostawiam. Czyli i tak coś już dla niego robię, tak? Spojrzałam na niego przez ramię, bijąc się sama ze sobą.
-Szlag by to! - krzyknęłam, po czym podeszłam do nieprzytomnego chłopca i z trudem przerzuciłam go sobie przez ramię. Następnie biegiem ruszyłam w stronę domu, przeklinając się w myślach za swoje serce, w którym nie powinno być już ani trochę dobroci i litości.


* * *


Pchnęłam drzwi nogą, czując, że ramie mi zaraz odpadnie. Na chwiejnych nogach ruszyłam do salonu, który był jak zawsze pełen ludzi. Jak gdyby nigdy nic przeszłam przez pokój, a rozmowy wokół mnie natychmiast ucichły. Położyłam nieprzytomnego wampira na starą kanapę, która stała w kącie  nieużywana, czując wielką ulgę. Moje ramię wręcz płonęło.
-Isabelle? - usłyszałam głos Kyle'a, a po chwili zobaczyłam go po mojej lewej, siedzącego w fotelu i patrzącego na mnie jak na wariatkę.
-Co? - warknęłam, ciągle nie wierząc, że przyniosłam tu tego chłopca. Wyprostowałam się i stanęłam twarzą w twarz z Willem. Drgnęłam, po czym znieruchomiałam, podczas gdy on marszcząc brwi patrzył na mnie to na nieprzytomnego chłopca.
-Kto to jest? - zapytał spokojnie, ale wiedziałam, że zaraz wybuchnie. Nie do wiary, że jeszcze rano wzięłam go za młodszego brata Alana, który ciągle żartuje i broi. Teraz mógłby mnie przeciąć wzrokiem, gdyby chciał.
-Cóż.. nie mam pojęcia. - przyznałam, czując nagle wielkie zmęczenie. Miałam ochotę położyć się i spać aż do świtu, mimo iż było dopiero późne popołudnie. Will skrzyżował ręce na piersi, patrząc na mnie surowo, przez co teraz on przypominał starszego brata.
-Więc pomyślmy, co dzisiaj zrobiłaś. Rano wyszłaś sobie z domu z Casey, jak gdyby nigdy nic. Nie było was kilka godzin, a my nigdzie nie mogliśmy was znaleźć. Potem nagle wracasz do domu z nieprzytomnym wampirem i jak gdyby nigdy nic udajesz, że nic się nie stało! - z każdym kolejnym słowem podnosił głos, aż końcowe zdanie wykrzyczał, podczas gdy ja kuliłam się pod jego spojrzeniem.
-Poszłyśmy tylko na spacer. - wymamrotałam w swojej obronie, czując się jak dzieciak.
-Na prawie osiem godzin? - zapytał Will, a ja niemal widziałam wokół niego morderczą aurę.
-Bo to był długi spacer. - burknęłam cicho. Will przejechał ręką po włosach i po twarzy, a ja zacisnęłam usta, powstrzymując się od powiedzenia kolejnej głupoty. Niepotrzebnie go denerwowałam.
-Isabelle? - odwróciłam się na dźwięk głosu Alais. Miała na sobie płaszcz podróżny i jakąś torbę. Teraz zdałam sobie sprawę, że nie widziałam jej wczoraj i rano. Najwyraźniej gdzieś wyjechała. Teraz patrzyła na mnie z zaskoczeniem, przenosząc co chwilę wzrok na wampira, który wciąż leżał na kanapie nieprzytomny. Pozostali także przyglądali się mi z zaciekawieniem i tylko Will zdawał się miażdżyć mnie wzrokiem.
-Gdzie byłaś? - bąknęłam do czarownicy, a ona uniosła brwi, jakbym zadała najgłupsze pytanie pod słońcem. Choć może tak właśnie było.
-Załatwiałam sprawy w Świecie Cieni. Spokojnie, ukrywałam się. - wyjaśniła, widząc moje spojrzenie. Potem zdjęła płaszcz, odłożyła torbę i stanęła obok mnie. Obie spojrzałyśmy na leżącego przed nami chłopaka.
Czułam na plecach ostre spojrzenie Willa, więc odwróciłam się i dźgnęłam go palcem w żebra.
-Nie gap się tak na mnie, bo wypalisz mi dziurę w plecach. - syknęłam, oskarżycielsko.
-Właśnie o to mi chodzi. - odwarknął, a ja wydęłam wargi, jak wkurzone dziecko. Prychnął i odwrócił wzrok.
-Chodźmy na górę, tam wszystko mi wyjaśnisz. - zaproponowała Alais, a ja ochoczo skinęłam głową, która zaczęła pulsować mi bólem. Naprawdę chciałam się już położyć.
-Idę z wami. - oznajmił Will, a Alais nie zaprzeczyła. Spojrzałam na nią błagalnie.
-Wolałabym pogadać w cztery oczy. - mruknęłam, a Will rzucił mi tak miażdżące spojrzenie, że miałam ochotę się cofnąć.
-Jaka szkoda, że to nie jest koncert życzeń. A teraz rusz dupę i na górę. Ja go wezmę. - schylił się po nieprzytomnego wampira i przerzucił go sobie przez ramię, jakby był zabawką. Przy okazji dzieciak walnął głową w ścianę.
-Ostrożnie. - syknęłam, a gdy on znów posłał mi jedno z tych swoich spojrzeń typu "będziesz wąchać kwiatki od spodu", dodałam pod nosem - Tyran.
Po czym ruszyłam za Alais na górę, a za mną Will. Usłyszałam jeszcze jak Alex mówi coś do Kyle'a o tym, że będziemy mieć przez to kłopoty, gdy Will zamknął za nami drzwi mojego pokoju i rzucił wampira na łóżko.
Alais splotła ręce na piersi i spojrzała na mnie wyczekująco. Chciałam zacząć opowieść, ale spojrzenia Willa mi nie pomagały, więc kilka razy otwierałam buzię by coś powiedzieć, ale zaraz ją zamykałam. Chłopak tupał nogą zniecierpliwiony.
-No szybciej. - ponaglił.
-Zamknij się, w ogóle mi nie pomagasz. - fuknęłam, a Alais westchnęła.
-Proszę, Isabelle, nie mamy czasu, za chwilę ten chłopak może się obudzić. - powiedziała, a ja kiwnęłam głową.
Zaczęłam więc opowiadać. O naszej wycieczce na wieżę, o tym, kto będzie szybciej w domu (pominęłam rozmowę z Cas, bo wątpiłam, by chciała aby wszyscy dowiedzieli się o jej historii), o tym, że zniknęła mi z oczu, o uczuciu niepokoju, o tym, że byłam obserwowana a później zaatakowana przez tego chłopca, a na koniec powiedziałam jak go znokautowałam i jak się przestraszyłam, że go zabiłam, by potem w przypływie odpowiedzialności zabrać go ze sobą, co Will skomentował głośnym prychnięciem.
Alais kiwała głową, ale mi nie przerywała. Gdy skończyłam, przeniosła spojrzenie na chłopca, który leżał spokojnie na łóżku, oddychając głęboko. Zacisnęła usta, po czym znów spojrzała na mnie i nagle na jej twarzy pojawił się uśmiech.
-Postąpiłaś bardzo odważnie. - powiedziała, a mnie zamurowało. Willa najwyraźniej też, bo patrzył na czarownicę, unosząc brwi tak wysoko, że prawie znikały pod włosami.
-Odważnie? A co w tym było odważnego? - zapytał, powątpiewając. - Powinna go zabić i tyle.
Alais pokręciła głową, patrząc na mnie z dumą, przez co zarumieniłam się, nie wiedząc o co chodzi.
-Prawdziwą odwagą nie jest zabicie kogoś, lecz okazanie mu litości. - wyjaśniła. - Śmierć to tchórzostwo.
Will zacisnął zęby i odwrócił wzrok. Spojrzał na leżącego obok niego chłopaka, jakby chciał się przekonać, czy dobrze zrobiłam, biorąc go ze sobą.
-Przez niego będziemy mieli kłopoty. Z tego co mówiłaś, chciał żebyś zginęła. Czekał na kogoś, kto miał cię zabić. Jeśli się obudzi, zrobi ci krzywdę. - powiedział Will, patrząc na mnie ze zmarszczonym czołem. Przełknęłam ślinę, dochodząc do tego samego wniosku.
-Jednak może być też źródłem informacji. Może wie coś, co mogłoby nam się przydać. - kontynuował, patrząc tym razem na Alais. Ta kiwnęła głową.
-Też tak myślę. Poczekamy aż się obudzi, a wtedy zobaczymy. A teraz musimy go gdzieś zamknąć. - powiedziała czarownica, po czym zamilkła, myśląc zapewne, gdzie umieścić wampira.
-Mogę wziąć go do siebie. - zaproponował Will, a w jego oczach zobaczyłam groźny błysk.
-Mamy go tylko przepytać, a nie torturować. - upomniałam go, a on wywrócił oczami. Alais zmarszczyła brwi.
-Zamkniemy go w tym wolnym pokoju na dole. Ma tylko jedne drzwi i nie ma okien, jeśli dobrze pamiętam. - zaproponowała Alais, a ja kiwnęłam głową.
-Po czym poznamy, że się obudził? - zapytałam, a Will i Alais posłali mi spojrzenia pełne litości, jakbym znów gadała głupstwa. Westchnęłam znużona.
-Jeśli coś zacznie walić o ścianę, to będziemy wiedzieli, że to on. - powiedział Will, podnosząc bezwładne ciało i idąc w stronę drzwi. Alais ruszyła za nim, a ja padłam na łóżko. Nie miałam na nic siły. Wiedziałam, że jeśli zamknę oczy, od razu zasnę.
-Isabelle? - usłyszałam Willa. Podniosłam głowę, bo tylko tyle mogłam zrobić. Za nic w świecie nie udałoby mi się teraz usiąść. - Mówiłaś, że Casey powinna wrócić przed tobą, tak?
-No raczej. Zostawiła mnie samą pod tą wieżą i pobiegła do domu. - mruknęłam, czując jak odpływam.
-Jesteś pewna? - dopytywał. Spojrzałam na niego z rozdrażnieniem.
-Na pewno. Powiedz jej, że jak wstanę, to się z nią rozprawie. - rzuciłam, ale dostrzegając zmartwione spojrzenie Willa znów nabrałam czujności. - Co jest?
Nie odpowiedział od razu. Patrzył na mnie, jakby chciał sprawdzić, czy żartuje. To mnie zirytowało.
-Coś się stało? Gdzie ona jest? - dopytywałam.
-No właśnie nie wiem. - odparł.
-Jak to nie wiesz? - poczułam jak zimny pot oblewa mi czoło. Will zacisnął usta, a mały wampir, wciąż przewieszony przez jego ramię, odetchnął miarowo.
-Isabelle, Casey nie wróciła jeszcze do domu.


* * *


Da dum tsss.
Wiem, wiem, zabijecie mnie na miejscu, bo cóż rozdziału nie było ile? Trzy miesiące? Wiem, jestem okropna, zła, grr, idź rowy kopać i w ogóle. Ale mam usprawiedliwienie.
Otóż w lipcu byłam na Chorwacji, więc to całe pakowanie się i w ogóle, potem wyjazd, potem 10 dni tam spędzonych, potem powrót i rozpakowywanie się, no i cały miesiąc zleciał.
W byłam nad morzem, ale tylko na tydzień, więc wiem, mogłam pisać jak wróciłam, ale po prostu nie miałam weny. W ogóle. Nawet ociupinkę. A nawet jeśli do mnie przyszła, to gdy zaczynałam pisać, ona się ulatniała.
A we wrześniu to cóż. Szkoła, szkoła i szkoła. Jestem w trzeciej gimnazjum, więc mam trochę obowiązków. A do tego moi młodsi bracia, którymi trzeba się trochę zająć także są kolejną przeszkodą. No i co jeszcze? Poza obowiązkami szkolnymi to chyba nie mam już żadnej wymówki.
Teraz piszę, bo jestem chora i zostałam w domu. No i leżę sobie w łóżku a tu BUM i wena jest. Zabrałam się za pisanie i może dzisiaj zacznę pisać kolejny rozdział.
Jeśli nie dodam go w tym tygodniu, to możecie spamić mi na skrzynkę, na gg, na co tam chcecie, puki nie dodam rozdziału, lel.
W każdym razie dodaje rozdział, który według mnie jest dobry. No i chyba dość długi jak na powrót? Mam nadzieję, że nie będziecie zawiedzeni. Liczę, że jeszcze ze mną jesteście i że skomentujecie, jeśli wam się spodoba.
To chyba tyle ode mnie. Dzięki, że jesteście i że czytacie. Do następnego!

6 komentarzy:

  1. NO NIE MOGĘ. NICOLE DODAŁA ROZDZIAŁ.
    Chwila... Teraz jesteś Lucy Heartfilia!!! Oglądasz FAIRY TAIL?! Ja jestem na jakimś 138 odcinku. <3 Zaraz po Hataraku Maou Sama to moje ulubione anime! (pff, co z tego, że obejrzałam w całości tylko dwa? xd)
    Hahaha, Kyle, Will i ich nienormalne kłótnie. :D Brakowało mi tych arcyinteligentnych wymian zdań. ^^ Tylko teraz szkoda mi trochę Kyle'a, bo z góry wiadomo, że to on zawsze przegra te potyczki słowne! I oczywiście Alan z Willem są tacy optymistyczni, że tak się wyrażę. :D Przypominają mi Aleca i Jace'a oraz Willa i Jema (jeszcze kilka rozdziałów i skończę "Mechaniczną Księżniczkę"! Jessa :*).
    Fragment o przeszłości Casey wyszedł ci perfekcyjnie! Te wszystkie emocje i uczucia połączyłaś w idealną całość. Czytając to, uśmiechałam się smutno do monitora, dopóki nie zaszkliły mi się oczy. :) Mam teraz nadzieję, że zauroczenie Lukiem przerodzi się w coś więcej (tak żeby działało w obie strony, rzecz jasna), a sam Luke nie może niczego zepsuć(!!!)! :o
    Ojjj, Iz i jej dobre serce. xd W sumie to dobra cecha, lecz w jej przypadku bycie bezlitosną dla wrogów jest bardzo ważne... w końcu prawie wszyscy chcą ją zabić. :P
    Tak, Iz. Bez broni do lasu. Brawo! :D
    Co zrobiłaś z Casey? :c Te wampiry ją gdzieś zabrały, tak? Mam nadzieję, że jej nie zabijesz, bo po tym rozdziale poczułam się z nią bardziej niż kiedykolwiek związana! Poza tym ona musi być z Lukiem. :D
    Podsumowując rozdział nie jest dobry. On jest genialny! Warto było czekać te trzy miesiące, Nicole czy Lucy (to jak mam się teraz do ciebie zwracać?). :D W pełni cię rozumiem, trzecia klasa w gimnazjum to jakiś zamach na ludzką psychikę, zresztą ja bym przedłużyła wakacje jeszcze o cały miesiąc, albo i dwa. :x (człowiek chce obejrzeć ten koncert z telefonu o 3 rano i nie może, bo za kilka godzin musi być w szkole ._.) Ale szkoła i nauka musi być. ;)
    Pozdrawiam i do następnego! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww dziękuję bardzo x
      Oczywiście że oglądam Fairy Tail! Kocham i wielbie *o* ja już skończyłam oglądać ale postanowiłam zacząć jeszcze raz, yolo
      Możesz mówić jak chcesz :D Lu-chan na przykład lel ^^
      MECHANICZNA KSIĘŻNICZKA <3 JSBJBDOSBBDKABAKD
      Ale ja tam wolę Wesse *o* chociaż Jem jest taki słodki że umieram
      Ale w ciągu czytania tego ciągle umierałam i do teraz nie mogę się pozbierać ;c
      W każdym razie cieszę się że rozdział się podoba xx

      Usuń
  2. Słoooodko!
    No i Lucy... Bardzo dobrym pomysłem było pokazanie Ci Fairy Tail :D
    Rozdział przezajebisty. Dużo pisać nie będę, bo wiesz, od czego jest GG.
    A żebyś wiedziała, że będę Ci spamować! Nie ukryjesz się przede mną, zapewniam Cię!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah :D
      Dziękuję bardzo i będę się pilnować co do dodania rozdziału żeby nie ulec twoim tyradom :o xd
      FAIRY TAIL FOREVER Levy-chan xx

      Usuń
  3. Ooooo jaaaaa.... zarąbisty rozdział! :D
    Czekałam na niego tak długo i się nie zawiodłam. Cóż... rozumiem cię :) Z wakacji trzeba jak najwięcej korzystać! :D Mam nadzieję, że świetnie się bawiłaś w Chorwacji i nad morzem :) A teraz ta szkoła -.- I również leżę w łóżku chora ;c

    A teraz do rozdziału xD
    Uwielbiam te sprzeczki Willa z Kyle'm :D Są boskie xd I bardzo się cieszę, że Will je wygrywa xd bo jak dla mnie Kyle nadal jest słaby xd Nadal go nie lubię :D
    Brakowała mi w tym rozdziale tylko czułości między głównymi bohaterami xd Uwielbiam ich razem <3 Są taką burzą, której nikt nie ogarnie xd Byłam trochę przerażona, że Will tak na nią najeżdżał za tego wampira i zachowywał się jak starszy brat, ale to było słodkie, bo martwi się o nią :D

    Cieszę się, że Casey otworzyła się przed Izzy :D W końcu to przyjaciółki. W życiu nie spodziewałabym się, ze Cas ma taką smutną przeszłość. Szkoda mi jej, bo wychowywać się bez rodziców jest straszne, bolesne. Współczuję obu bohaterką.

    Boję się o Casey. Nie wróciła... co się z nią dzieje? Porwali ją czy jak? Biedna... Pewnie będą chcieli szantażować Izzy, że jak nie przyjdzie to zabiją jej przyjaciółkę.

    Ten wampir jest interesujący. Will ma łeb, bo dobrze myśli, że może mieć jakieś przydatne informacje :D Hm... hm... ciekawe co on im powie xD

    W odtwarzaczu masz boskie piosenki :D Szkoda, że jest ich tak mało, ale dziękuję Ci za Eda - "All of the stars", bo ubóstwiam tę piosenkę <3 I kocham książkę, na której podstawie powstał film, z którego jest ta piosenka :D Dziękuję :D

    Nawet nie wiesz jak za Tobą tęskniłam :D I za Willem, Izzy, Lucasem, Alanem i wszystkimi :D Pozwól, że dalej będę się do Ciebie zwracać Nicole, bo się przyzwyczaiłam :D Więc, Nicole... liczę na szybko dodany nowy rozdział :D
    Niech los Ci zawsze sprzyja :D No i oprócz losu, wena również :D
    Pozdrawiam i życzę weny! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejku dziękuję :D
      Jezu teraz chyba wszyscy są chorzy xd
      Uwielbiam twoje komentarze, bo są takie mega długaśne i wgl ^^
      Czułości nie ma, bo stwierdziłam że nie mogą być tacy mega zakochani w każdym rozdziale. Jakby tak było to już w trzecim by się ruchali :o
      Co
      Co
      Ja tego nie powiedziałam
      Możesz mi mówić jak chcesz, obojętne :D
      A co do playlisty to po prostu nie miałam pomysłów żadnych xd może z czasem ja jakoś uzupełnienie ^^
      Ja również pozdrawiam i życzę weny :)

      Usuń