wtorek, 14 stycznia 2014

Rozdział II ; Płomienna

"Jeśli mam spłonąć,
niech spłonę najjaśniejszym ogniem."

-Isabelle?! Co tam się dzieje?! - Słowa Kyle'a w ogóle do mnie nie docierały.
Zaczęłam się cofać, a gdy moje plecy natknęły się na zimną ścianę, tylko się po niej osunęłam, zakrywając ręką usta.
Dziewczyna stojąca za oknem, uśmiechała się do mnie szeroko. Miała płomiennie, rude włosy i czerwone oczy.. a raczej oko, bo połowy twarzy brakowało. Zamarłam.
Miała postrzępione ubranie, umazane czymś brązowawym. Wolałam nie myśleć co to takiego. Połowa jej twarzy wyglądała, jakby ktoś ją dosłownie wyszarpał. Poczułam nadchodzące mdłości.
Dziewczyna mi pomachała.
Wiedziałam kim ona jest. Moja intuicja nigdy się nie myliła. Płomienna. I jakby na potwierdzenie mojej hipotezy, dziewczyna pstryknęła palcami, a na jej dłoni pojawił się płomień.
Wciągnęłam ze świstem powietrze. Płomienna. Cholera! Wystarczy, że klaśnie, a połowa domu spłonie. Super. Świetnie. Wujku, gdzie ty, do cholery jesteś jak cię potrzebuje?!
-Isabelle! Za chwilę wywarze drzwi! Wiesz, że nie żartuję! - krzyczał Kyle. Płomienna przekrzywiła głowę, jak pies, który zwęszył zwierzynę. Przymknęła jedno oko i wciągnęła powietrze. Widziałam ją bardzo wyraźnie. W końcu dzieliło nas tylko okno.
Płomienna uśmiechnęła się szeroko. Nie do mnie. Wiedziałam, co jej chodzi po głowie. Nie pozwolę jej go ruszyć.
Wstałam. Moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa, były jak dwie galarety. Zacisnęłam dłonie w pięści. Płomienna przyglądała mi się z przekrzywioną głową. Nie pokonam jej, mając tylko pistolet.
Nie zastanawiając się, zrobiłam półobrót i puściłam się biegiem. Szybko, szybko, szybko! Wyskoczyłam po schodach, do jednej z nie zajmowanych przeze mnie i wujka sypialń.
Gorzki smak, który rozgościł się w moich ustach nie dawał mi spokoju. "Ta skrytka jest na wyjątkowe sytuacje, Iz. Pamiętaj o tym." Gdy Płomienna przychodzi do mojego domu, może spalić go od nie chcenia i na dodatek, mnie zabić, to chyba można to uznać za poważną sytuację, prawda?
Znalazłam poluzowana deskę w podłodze, wyrwałam ją i sięgnęłam po dwa miecze. Tak, miecze. Co jak co, ale nimi posługiwałam się perfekcyjnie.Wujek był pod wrażeniem, gdy okazało się, że już po pierwszym treningu potrafiłam go nimi pokonać.
Na dole rozległ się przerażający huk. Płomienna rozwaliła ścianę. Super.
Wzięłam miecze do rąk. Były zaskakująco lekkie. Srebrne rękojeści w kształcie węży i ostrza ze szkła. Były przeźroczyste, lekko niebieskawe i przerażająco ostre.
Wzięłam głęboki wdech.
Zbiegłam po schodach. Płonąca stała w wielkiej wyrwie, która przed chwilą była ścianą. Dostrzegła mnie i uśmiechnęła się szeroko.
-Puella umbra. - syknęła, a jej głos przypominał skwierczenie ogniska. Ciekawe dlaczego?
Spojrzałam na nią zaskoczona. Puella co?
Otrząsnęłam się, ugięłam kolana, wyciągnęłam miecze przed siebie w pozycji bojowej. Spróbowałam przybrać groźny wyraz twarzy, ale chyba mi nie wyszło. Za bardzo się bałam. Kyle ucichł. Boże, oby poszedł do domu.
Płomienna pokręciła głową.
-Nie radzę, puella umbra. On i tak cie dostanie. A potem zabije. - szaleńczy uśmiech zagościł na jej twarzy.
-Zobaczymy. - wykrztusiłam. Nie wiedziałam o kogo jej chodziło, ale to było nie ważne. Nie teraz. Ona wzbudzała we mnie wstręt. Nie mogłam oderwać wzroku od jej poszarpanej twarzy.
-Więc się zabawmy. - syknęła i bez ostrzeżenia, rzuciła w moją stronę kulę ognia. Odskoczyłam, przeturlałam się, uderzając w ścianę biodrem.
Wstałam i zamachnęłam się mieczem. "Płynne ruchy. Zataczaj koła, będzie łatwiej." głos wujka dodawał mi otuchy. Płomienna odsunęła się, ale i tak ostrze trafiło w ramię, z którego pociekła krew.
Płomienna spojrzała na swoją rękę. Dotknęła krwi palcami prawej ręki, po czym podniosła dłoń do ust. Zlizała krew, a potem spojrzała na mnie, płonącymi oczami. Zaraz zwymiotuję.
-Zabiję cię, puella umbra. A jemu powiem, że to był wypadek. Zginiesz w męczarniach. - wysyczała.
Powstrzymałam mdłości, unikając przy tym kolejnej kuli ognia. Kula uderzyła w półkę, która od razu zajęła się ogniem. Płomienie były krwistoczerwone. Nie spal mi domu, cholera!
Skoczyłam do przodu. Wpadłam na Płomienną, a impet uderzenia był tak mocny, że obie wylądowałyśmy na ścianie w kuchni. Płomienna krzyknęła dziko, a ja zamachnęłam się mieczem. Trafiłam. Z jej uda trysnęła krew. Dużo krwi.
Kolejna kula ognia. Tym razem też odskoczyłam, ale nie wystarczająco szybko. Poczułam straszny ból w lewym ramieniu. Boże, ręka mi odpadnie! Łzy płynęły mi po policzkach. Mimo bólu nie opuściłam miecza.
Nagle dostrzegłam kogoś w wyrwie, przez którą weszła Płomienna. Kyle stał tam i patrzył to na mnie, to na dziewczynę, która teraz trzymała się za nogę. Jego oczy były wielkie. Nie pozwolę jej go ruszyć.
Wyprostowałam się, zacisnęłam usta i znów skoczyłam. Wybiłam się mocno, przeskoczyłam nad nią, zrobiłam salto i zamachnęłam się obydwoma mieczami. Jej plecy wygięły się w łuk. Krzyknęła przeraźliwie.
Upadła na podłogę, a pod nią tworzyła się coraz większa kałuża krwi. Przed moimi oczami pojawił się obraz taty. Mojego taty, pod którym pojawiała się kałuża krwi i była coraz większa, coraz większa, coraz większa..
Otrząsnęłam się i stanęłam nad nią. Uniosłam miecz. Płomienna zakaszlała, po jej brodzie spłynęła strużka krwi.
-No dalej, puella umbra. On wie, że istniejesz. Miałam być tylko wiadomością. Znajdzie cię i zabije. Przed nim się nie ukryjesz.. - zaśmiała się, znów zakaszlała, a z jej ust chlusnęła krew. Ohyda. Zrobiłam jeden płynny ruch mieczem, a jej źrenice się rozszerzyły. Z podciętego gardła wylała się krew.
Osunęłam się na kolana. Ból w ramieniu był nie do wytrzymania, a na dodatek zabiłam kogoś. Zabiłam! Boże, boże, boże. Jestem mordercą!
Ale ona była zła. Musiałam się bronić, bo ona zabiłaby mnie.
-Isabelle? - Zamknęłam oczy. Nie chciałam go oglądać. Ukląkł na przeciwko mnie. Czułam go. - Ty płoniesz.
Otworzyłam szeroko oczy. Spojrzałam najpierw na Kyle'a, który pobiegł do łazienki, a później na moje ramię. Boże, płonęłam. Moja ręka była.. kolorowa.
Chciałam się uśmiechać. Dziwne, prawda? O, widzę dwóch Kyle'ów.
Mój przyjaciel wylał mi na rękę, a raczej na całą mnie, wiadro wody. Zerwałam się na równe nogi, ale za raz upadłam. Moja głowa uderzyła o ziemię. Dzięki, Kyle. Mogłeś chyba mnie złapać?
-Izzy? Co to było, do cholery?! - krzyknął, patrząc na mnie wielkimi oczami.
-Wiesz, że twoje włosy są brązowe? - zapytałam.
Jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej.
-Co.. - nie wiedziałam co powiedział, bo otoczyła mnie ciemność. Spadła na mnie jak kurtyna, zapowiadająca koniec przedstawienia.


* * *


Był zły. Zły, ale i przerażony. Czułam to całą sobą. 
Obserwowałam, jak chodzi w te i z powrotem po pokoju, oświetlonym tylko dwiema świecami. Ale on mnie nie dostrzegał. 
Mamrotał coś pod nosem w obcym języku. 
Drzwi otworzyły się, zalewając pokój światłem. 
Mężczyzna zatrzymał się i wyprostował. Do pokoju weszła kobieta. 
Była wysoka, ubrana w fioletową suknię. Miała brązowe włosy i bardzo jasne, niebieskie oczy.
Ukłoniła się lekko. 
-Znaleźliśmy ją. - wyszeptała. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko. Był to bardzo nieprzyjemny uśmiech. 
-Gdzie ona jest? - zapytał, podchodząc bliżej. 
-W Nowym Jorku. To córka Emmy i Patricka Johnsonów. - odparła kobieta. Uśmiech mężczyzny nieco zgasł. 
-Czy już się przemieniła? 
-Nie. 
-Dobrze. - wyszeptał mężczyzna. - Bardzo dobrze. 
-Jakie rozkazy, panie? - zapytała kobieta, lekko drżącym głosem. 
-Przyprowadźcie ją do mnie. Jeśli ktokolwiek odważy się wam przeszkodzić, zabijcie. - powiedział i zaniósł się szaleńczym śmiechem.
-A jeśli dziewczyna będzie się opierać? - zapytała kobieta cicho.
-Możecie bić. Byleby żyła, gdy ją tu przyprowadzicie. Do mnie należy ostateczny cios. Znajdźcie ją. A ja ją zabiję. 
Kobieta ukłoniła się i wyszła z pokoju. 
-Będzie cierpiała. Zginie błagając o litość. - wyszeptał, choć nikt prócz mnie go nie słyszał. 


* * *


Otworzyłam szeroko oczy. Moje serce pędziło jak szalone.
Przez chwilę po prostu leżałam, zastanawiając się, czy to o czym myślę, zdarzyło się na prawdę. Dzwonek do drzwi, Płomienna, walka, Kyle, moje ramię, sen.
Boże.
Zamrugałam i spróbowałam wstać. Od razu zakręciło mi się w głowie. Zamknęłam oczy.
-Cholera jasna! - Kyle. To głos Kyle'a. Poznałabym go wszędzie. Otworzyłam oczy i się rozejrzałam. Mój przyjaciel mocował się z jakimś kocem, próbując zasłonić wielką dziurę w ścianie. Tak, to zdarzyło się na prawdę. Cholera!
A ten sen? Miałam dziwne przeczucie, że to się wydarzyło. Ten mężczyzna był prawdziwy. A ta dziewczyna o której rozmawiali, to byłam ja. Chcą mnie zabić. Chryste.
-Kyle? - wyszeptałam. Mój głos przypominał piszczałkę. Chłopak znieruchomiał. Odwrócił się, a dostrzegając, że na niego patrzę, posłał mi ciepły uśmiech.
Podszedł i uklęknął przy moim łóżku.
-Jak tam? - zapytał, mierząc mnie wzrokiem.
-Do dupy. - odparłam. Spojrzałam na moje ramię. Było zabandażowane. - A u ciebie?
Uśmiechnął się lekko. Odczytałam z jego twarzy, że nad czymś się waha. Przekrzywiłam głowę.
-Bywało lepiej. - kolejny uśmiech. - Słuchaj..
-Chcesz wiedzieć, co się stało? - przerwałam mu cicho. Westchnął.
-Tak. Chcę wiedzieć. Ale możemy pogadać później. - Potrafił być taki kochany. Byłam mu winna wyjaśnienia. 
-Pogadajmy teraz. - mruknęłam.
Kyle zesztywniał. Wzięłam głęboki wdech. Opowiedziałam mu o Świecie Cieni, o potworach, o Płomiennej. Ale nie wspomniałam o rodzicach.. Niektórych rzeczy po prostu się nie mówi. Nie powiedziałam mu też o moim śnie. Musiałam go przemyśleć.
Gdy skończyłam, miał szeroko otwarte oczy i lekko uchylone usta. Zacisnęłam dłonie w pięści. Czekałam na wybuch. Ale on tylko odetchnął i spojrzał na swoje ręce.
-Kyle? - Nie mogłam wytrzymać tej ciszy.
Spojrzał na mnie.
-Mogłaś zginąć. - powiedział szeptem. Martwił się o mnie. Naprawdę się martwił. Jakie to słodkie. Gdyby jakiś koleś nie polował na moje życie, może bym się wzruszyła.
Wzruszyłam ramionami.
-Ale nic mi się nie stało. Hurra. - chciałam machnąć lewą ręką, ale ból, który się w tej chwili pojawił, zmusił mnie do położenia się. Wygięłam plecy w łuk. Boże, boże, zakończ moje męczarnie. Cholera, jak boli!
-Izzy? Isabelle?! - Kyle wstał i patrzył na mnie wielkimi oczami. Jego strach był zaraźliwy. Ból minął, a moim ciałem wstrząsnęły drgawki.
Zdałam sobie strawę, że płaczę. Kyle usiadł na łóżku, ale milczał. Podniosłam się, ale siły za raz mnie opuściły. Tym razem Kyle mnie złapał. Tak więc leżałam w jego ramionach. Normalnie jak w filmie.
-Kyle? - wyszeptałam, z twarzą w jego koszulce.
-Tak?
-Chce mi się spać. - Zachichotał.
-To śpij. - mruknął.
-Nie mogę. - burknęłam. Mój głos był stłumiony przez jego koszulkę.
Musiałam zrobić dwie rzeczy.
Po pierwsze, zadzwonić do wujka. Szczerze wątpiłam, czy odbierze, ponieważ zwykle nie miał przy sobie telefonu. Głupio by było, gdyby w trakcie misji coś zaczęło mu dzwonić w kieszeni. Zwłaszcza, że ustawiłam mu idiotyczny dzwonek.
W każdym razie będę próbować. Muszę.
A po drugie.. No cóż. Muszę stąd jak najszybciej wiać. Przecież ten koleś z mojego snu wie gdzie jestem. Wie gdzie mieszkam. I chce mnie zabić. No tak, ciągle o tym zapominam. Ale gdzie pójdę?
Może do Mandy? Ona jest koleżanką wujka. Jest nasza pomocą medyczną na nagłe wypadki. Mandy mieszka dwa kilometry od Nowego Jorku. Ma dość duży dom i pewnie bym się tam zmieściła.. Nie, nie. Mandy odpada. Co jeśli mnie u niej znajdą? Wtedy ją też zabiją.
No to może.. Stephen? Jest kolegą wujka, też poluje na potwory. Właśnie dlatego się zaprzyjaźnili. Cholera, ale wujek wspominał, że tam gdzie teraz jedzie, będzie potrzebował posiłków. Więc pewnie Steve'a wziął ze sobą.
Westchnęłam w koszulkę Kyle'a. Właśnie, Kyle. Co z nim zrobię? Tak po prostu go zostawię? Nie, tak nie można. Z resztą widział jak walczę z Płomienną. No i powiedziałam mu o Świecie Cieni. Za dużo wie. Jest mądry, może się przydać.
Nie możesz tak myśleć, Iz! On jest twoim przyjacielem. Nie jakimś wspólnikiem w zabijaniu potworów.
Co racja to racja.
Zastanowię się później. Teraz muszę zadzwonić do wujka.
-Kyle, pomożesz mi wstać? - zapytałam. Moje ramię płonęło żywym ogniem, choć było zabandażowane.
-Nie ma mowy. Masz leżeć i odpoczywać.
-To chociaż podaj mi telefon. - Boże, nagle stał się taki nadopiekuńczy. W pewnym sensie to było miłe, ale ja nie potrzebuje niczyjej troski. Jestem twarda.
Kyle wstał ostrożnie, a ja opadłam na poduszki. Poszedł do mojego pokoju i wrócił z telefonem w ręce. Podał mi go, a ja odczekałam, aż odejdzie i wystukałam numer.
Jeden sygnał, drugi, trzeci. Nic.
Odbierz, proszę.
Czwarty sygnał, piąty, szósty.
Rozłączyło nas. Cholera. Znów wystukałam numer.
Jeden sygnał, drugi..
Odbierz, odbierz, odbierz!
Znów nic.
Gdybym miała siłę, wstałabym i zaczęła rzucać czym popadnie. Ale byłam zbyt wykończona. Wystukiwałam numer siedem razy i dalej nic.
Jeszcze jedna próba. Słyszałam jak Kyle klnie, próbując zasłonić wyrwę w ścianie. Uśmiechnęłam się mimo woli.
Jeden sygnał, drugi, trzeci.
-Do cholery, czy wy ludzie nie rozumiecie, że gdy człowiek nie odbiera, to nie ma ochoty gadać?! Słowo daje, oby to było coś ważnego, bo jak nie..
-Wujku? - Nagle znów byłam w skórze siedmioletniej Isabelle, która takim samym piskliwym głosikiem odezwała się do swojego wujka, gdy wrócił z misji cały posiniaczony. Zawsze wtedy płakałam, a on powtarzał mi, ze te rany go nie bolą.
Nagła cisza.
-Isabelle? Kochanie, coś się stało? Wiesz, że nie możesz do mnie dzwonić, gdy jestem na misji.. To niebezpieczne. Nie wiem kiedy wrócę, Izzy..
-Wujku posłuchaj. - Zamilkł. Zaczerpnęłam tchu. - Znaleźli nas. Znaczy mnie. Dom, nasz dom. Wujku była tutaj! Płomienna. Tak strasznie się bałam. Pokonałam ją, wiesz? Wzięłam miecze ze skrytki, na górze. Zabiłam ją. Ona nazwała mnie jakoś tak dziwnie. Puella coś tam. Wujku i ona mówiła, że mnie zabiją.. - Rozkręciłam się na dobre. Zaczęłam paplać, a gorące łzy spływały mi po policzkach. Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy.
-Płomienna?! Isabelle, nic ci nie jest? Cholera, Płomienna. Japier..- Najwyraźniej odsunął słuchawkę od ust, bo przekleństwa, które wypowiedział były stłumione.
-Wujku boję się. - wyszeptałam.
Cisza.
-Spokojnie kochanie. Spokojnie. Cholera. - Otarłam dłonią policzki. - Kochanie nie ruszaj się z domu. Zabarykaduj się, a ja kogoś po ciebie przyślę..
-A ty.. Ty po mnie nie przyjedziesz? - zapytałam piskliwym głosem. Pewnie brzmiałam jak skończona idiotka.
-Nie mogę kochanie. Ale obiecuję, że niedługo się spotkamy. Wyślę kogoś po ciebie. Po prostu się zabarykaduj i nikogo nie wpuszczaj.
-Sama dam sobie radę. Nie musi nikt po mnie przychodzić..
-Musi. - ostry głos wujka. Zamilkłam automatycznie. - On jest profesjonalistą. Tylko jemu mógłbym powierzyć swoje życie. Słowo daję, przy nim włos ci z głowy nie spadnie.
Mimo to wątpiłam.
-No dobra.. Ale skoro się zabarykaduję jak ten twój kolega wejdzie?
Usłyszałam śmiech po drugiej stronie słuchawki.
-On już ma swoje sposoby. Słonce, uważaj na siebie. Jeszcze dzisiaj cie stamtąd zabierze. Niedługo się zobaczymy. Kocham cię, mała. - I rozłączył się. Jeszcze chwilę trzymałam słuchawkę przy uchu, wsłuchując się w ten charakterystyczny dźwięk po drugiej stronie.
-I jak? - Kyle wychylił głowę z kuchni. Zmusiłam się do uśmiechu.
-W porządku. - skłamałam. - W jak najlepszym porządku.

4 komentarze:

  1. Jejku... świetne! zaczęłam czytać i nie mogłam się oderwać... tylko szkoda, że tak mało.. :( Ale muszę przyznać, że i tak masz długie rozdziały :D wiesz... nie słuchaj mnie, bo ja zawsze marudzę :D Powiem ci, że Isabelle jest naprawdę świetna.. główną bohaterkę wymyśliłaś bardzo dobrze... Kyle niby fajny.. ale mam nadzieję, że zakocha się w kimś fajniejszym i przystojniejszym :D Ale to twoja decyzja ;) ja tak czy siak będę czytać... Powiem ci, że akcja tutaj jest ciekawa :D już uwielbiam to opowiadanie :3
    Czekam z zniecierpliwieniem na kolejny rozdział i życzę weny ;)
    PS. Mogłabyś dodać aplikację "Obserwatorzy"? Bo bardzo bym chciała dodać Twojego bloga do obserwowanych ;)
    Zapraszam również na mojego bloga: http://aniol-ktory-chce-byc-kochany.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki, dzięki <3
      Jesteś wspaniała :D

      Usuń
  2. Świetne! Z niecierpliwością czekam na kolejny fragment!

    P.S. U mnie także jest nowy, a kolejny będzie w ten weekend.

    OdpowiedzUsuń