piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział I ; Strach

"Czasem to nie podjęcie walki świadczy o odwadze,
ale stawianie czoła nieuchronnej śmierci"

Obudziły mnie promienie słońca. Cholera, nie zaciągnęłam zasłon. Zakryłam głowę poduszką, licząc, że uda mi się zasnąć. Bezskutecznie. Tak już miałam, obudziłam się raz i już nie zasnę.
Westchnęłam i zwlekłam się z łóżka. Weszłam do łazienki i wzięłam gorący prysznic. Woda spływała po moim ciele, przynosząc cudowne orzeźwienie. Długo tak stałam i pozwalałam by kąpiel na chwilę odcięła mnie od świata rzeczywistego.
Za chwilę pewnie zabrzęczy dzwonek, a ja będę musiała wyjść z mojej świątyni spokoju i otworzyć Kyle'owi, który przyniesie mi śniadanie, co robił z resztą codziennie. W sumie nie wiem czemu nie dam mu zapasowych kluczy. A nie, jednak wiem. Bo wszędzie wokół mnie czają się potwory nie z tego świata, które mogą porwać mojego przyjaciela, zabrać mu klucze, a potem na przykład zabić? Swoją drogą chciałabym zobaczyć, jak jakiś stwór zabiera Kyle'owi klucze. To byłoby zabawne.
Nauczyłam się żyć widząc rzeczy, których nikt inny nie widzi. A widzę dużo. Widzę wampiry, demony, wilkołaki, chimery, zmiennokształtnych, nimfy, płomiennych, oraz inne dziwne stwory. Ale w dzień ich nie ma. One wychodzą w nocy. Och tak. Noc to ich pora. Wychodzą ze swoich kryjówek, lecz mimo to nikt ich nie dostrzega.
"Ludzie są ślepi. Widzą to co chcą widzieć." wujek zawsze mi to powtarzał.
Wyłączyłam wodę. Jeszcze chwile stałam w  kabinie i patrzyłam tępo przed siebie, a potem wyszłam i zaczęłam wycierać się ręcznikiem.
Wyszłam z łazienki i ruszyłam do kuchni. Zaparzyłam wodę na herbatę, po czym poszłam się ubierać.
Wciągnęłam na siebie jeansy, bluzkę na ramiączkach i upięłam włosy w koński ogon. Wzięłam z szafki lizaka, włożyłam go do ust i ruszyłam z powrotem do kuchni.
Wyłączyłam wodę i zrobiłam sobie herbatę. Bez herbaty mój dzień jest stracony. Kyle zawsze sobie żartuje z mojego przesądu. A ja wtedy rzucam czymś w niego. Taka nasza zabawa.
Zadzwonił dzwonek. Ruszyłam powolnym krokiem do drzwi, leniwie sięgając po pistolet, który leżał na blacie. Kaliber 22 milimetry. Mam go prawie zawsze przy sobie. Przyłożyłam pistolet do drzwi w miejscu, gdzie po drugiej stronie drzwi znajduje się serce mojego gościa. W moich ustach nie czułam gorzkiego posmaku. W pewnym sensie poczułam ulgę, ale przecież moje zmysły mogły się mylić.
-Izzy? Odłóż swoją zabawkę i wpuść mnie do środka! - usłyszałam ten tak dobrze mi znajomy głos. Uśmiechnęłam się pod nosem. W prawdzie nie wiedział, po co przykładam pistolet do drzwi, za każdym razem gdy ktoś przychodzi, ale ja zbywałam go i zbywałam, aż w reszcie przestał mnie męczyć pytaniami.
-Skąd mogę wiedzieć, że to ty? - zapytałam, drażniąc się z nim. Lubiłam go denerwować. Byliśmy przyjaciółmi od.. hm.. chyba dwóch lat.
-Bo mnie nie można pomylić. Jestem jedyny w swoim rodzaju. Seksowny, zabawny, nonszalancki.. - wywróciłam oczami.
-Pokręcony? - zapytałam przez drzwi. Prychnął.
-Zabawne. Zabawne jak na przykład deska. W końcu deski są takie śmieszne. - dlaczego mi trafił się gość, który ma takie kiepskie porównania. Kiepskie ale zabawne, w pewnym sensie.
-Tak, tak zrozumiałam przekaz. - mruknęłam, otwierając drzwi. Miałam siedem zamków, więc trochę to zajęło. "Bezpieczeństwo to podstawa, nie zapominaj o tym." mówił wujek.
Drzwi się otworzyły, a Kyle uśmiechnął się do mnie promiennie. Miał szesnaście lat i był wyższy niż ja o pół głowy. Miał kasztanowo brązowe, kręcone włosy, piwne oczy i pełne usta. Teraz wyglądał średnio, ale za niedługo, może za parę miesięcy będzie niezłym ciachem.
Jego oczy zabłysły, gdy na mnie spojrzał. W rękach trzymał papierową torbę, zapewne z jedzeniem.
-Właź. - ponagliłam go, jak za każdym razem.
-Wyluzuj. - powiedział, czochrając mi włosy. Syknęłam na niego, a on tylko się uśmiechnął. No i muszę na nowo się czesać. Świetnie.
Zamknęłam drzwi na wszystkie zasuwy, po czym poszłam do kuchni, gdzie Kyle robił sobie kawę. Gdy mnie zauważył wskazał głowa na papierową torbę, stojącą na stole.
-Jedz. Przyniosłem hamburgery i frytki. - usiadłam i wyciągnęłam hamburgera, obserwując Kyle'a. Ostatnimi czasy zaczął chodzić na siłownię i trenować w domu. Dzięki temu był teraz umięśniony, a nie chuderlawy i kruchy. Światło padało na jego włosy, nadając im połysku.
-Przestań się na mnie gapić. - mruknął nie odwracając się.
Uśmiechnęłam się, przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie. Bo wiecie, złamałam mu nos.
Siedziałam w kawiarni, myśląc kiedy wróci wujek. Kyle podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu, po czym zaczął sypać jakimiś banalnymi tekstami na podryw. Wywróciłam oczami i wyszłam z kawiarni.
On jednak poszedł za mną, a gdy chwycił mnie za nadgarstek, odwróciłam się i walnęłam mu pięścią w twarz.
Wujek zrobił mi z tego powodu niezły wykład. A ja tłumaczyłam mu, że to była samoobrona. Potem spotkaliśmy się z Kyle'em przypadkowo. Gdy mnie zobaczył od razu zaczął uciekać.
W końcu jednak go przeprosiłam i proszę. Przyjaźń gotowa. Do tego czasu wypomina mi to zdarzenie.
-Nie gapie się. - rzuciłam, przenosząc wzrok za okno.
Pamiętam jak wujek mnie tu przywiózł. To właśnie on się mną zaopiekował po śmierci rodziców. Płakałam, gdy zabierali mnie z mojego wcześniejszego domu, gdy zabierali mnie od ciał moich rodziców. A wtedy wujek schylił się, otarł mi łzy i powiedział "Jesteś bardzo dzielną dziewczynką, Isabelle. Dasz sobie rade ze wszystkim. Rodzice byliby z ciebie bardzo dumni." Te słowa podziałały jak leki uspokajające. Pociągnęłam nosem, uniosłam brodę i ruszyłam z wujkiem, nie oglądając się za siebie.
Spojrzałam na kubek, który trzymałam w rękach.
-Ale gapiłaś. - powiedział, siadając na przeciwko mnie. Czułam na sobie jego spojrzenie.
-Chciałbyś. - odparłam, patrząc mu w oczy.
Westchnął teatralnie.
-Aj, Iz. Chciałabyś gdzieś się przejść? Do parku? Nie będziesz chyba codziennie gniła w tym domu. - rzuciłam mu ostre spojrzenie.
-Będę robić co mi się tylko podoba, Kyle. - warknęłam.
Uniósł ręce w geście poddania.
-Ok, ok rozumiem. Już sobie idę.- zesztywniałam. Kyle podniósł się z krzesła i ruszył do drzwi.
Zawahałam się, ale tylko przez chwilę, po czym ruszyłam za nim. Właśnie męczył się z zamkiem.
-Nie musisz wychodzić. - wymamrotałam, patrząc jak zmaga się z kolejną zasuwą.
-Muszę. Widzę, że nie masz nastroju. - przekręcił ostatni zamek i szarpnięciem otworzył drzwi. Niecierpliwym gestem odgarnęłam włosy, które opadły mi na twarz. Kyle spojrzał na mnie przez ramię. - Może wpadnę później. - nie odpowiedziałam.
-No to na razie. - burknął, a ja tylko skinęłam głową. Westchnął, pokręcił głową i zamknął za sobą drzwi. Zaryglowałam je, odetchnęłam, po czym ruszyłam do salonu.
Usiadłam na kanapie i się rozejrzałam.
Byłam ciekawa kiedy wujek wróci. Często wyjeżdżał. Wtedy zostawiał mi dom pod opieką. Wyjeżdżał, by niszczyć potwory. Tak, dobrze słyszeliście. Był kimś w rodzaju stróża prawa. Tyle, że zbiry, które łapał często miały węże zamiast oczu, fioletową skórę, kły, czarne oczy włącznie z białkami, rogi, dodatkowe kończyny, skrzydła. Normalka. No i wujek je zabijał, a nie dawał mandaty, albo upomnienia.
Wiele razy prosiłam, by zabierał mnie ze sobą, ale zawsze odmawiał. Złościłam się na niego kilka dni, a gdy wyjeżdżał, zapominałam o złościach i biegłam do niego, by zapytać kiedy wróci.
-Może wcześniej, może później. - odpowiadał, a ja zaciskałam zęby. Wtedy on się uśmiechał, całował mnie w czoło i wyjeżdżał.
Zwykle wracał po tygodniu, dwóch, a wtedy byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. W prawdzie wracał posiniaczony, zakrwawiony i ranny, ale gdy go opatrywałam, opowiadał mi o pokonanych stworach. Gdy czuł się lepiej, razem trenowaliśmy. Wujek twierdził, że muszę potrafić się bić.
I uczył mnie. To od niego dowiedziałam się o Świecie Cieni. To jemu powiedziałam, że czuję niebezpieczeństwo i widzę potwory. A on uśmiechał się i mówił, że jestem wyjątkowa.
Bez niego dom był taki pusty, cichy i smutny. A w nocy jeszcze przerażający. Wujek wybrał ten dom, bo stał daleko od innych domów. Był w pewnym sensie odizolowany od świata. I dobrze. Dom był jednopiętrowy. Była tu kuchnia, dwie łazienki, salon, garaż i cztery sypialnie. Moja była na pierwszym pietrze. Wujka na parterze.
W garażu trenowaliśmy. Był tam worek treningowy, ciężarki, maty itd. itp. Wujek uczył mnie jak posługiwać się bronią, jak walczyć w ręcz, oraz jak rozpoznawać i zabijać poszczególne potwory.
Włączyłam telewizor. Przeskakiwałam między programami, aż trafiłam na jakąś komedię. Mnie nie rozśmieszała, ale może dlatego, że śmieję się tylko z wujkiem. Jego takie filmy śmieszą, a mnie śmieszy jego śmiech. 
Przesiedziałam tak przed telewizorem parę godzin. Potem zwlekłam się z kanapy i ruszyłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę, ale okazała się pusta. Będę musiała zrobić zakupy. Wujek może wrócić w każdej chwili, a wtedy będzie musiał coś zjeść i  w ogóle.
Na stole dalej leżała papierowa torba z hamburgerami, które przyniósł Kyle. Zamyśliłam się.
Chyba potraktowałam go nie fair. Ale to on zaczął. Wcale nie gnije w tym domu. To moje miejsce na świecie. Tylko tutaj czuje się bezpieczna.
Ruszyłam do swojej sypialni. Wzięłam byle jaką książkę z półki, usiadłam pod ścianą i zaczęłam czytać. Ugh, jakieś kiepskie romansidło. Do tego trudno mi się było skupić. Ciągle myślałam o Kyle'u. Bo lubię go. Bardzo go lubię. To nic nadzwyczajnego, ale teraz czułam się winna.
Nagle usłyszałam charakterystyczny dźwięk dzwonka. Wstałam. Pewnie Kyle wrócił! Dlaczego tak mnie to cieszy? Zbiegłam po schodach i już kierowałam się w stronę drzwi, ale zatrzymałam się w pół kroku.
Gorzki smak eksplodował w moich ustach. Zamarłam. Oddychałam przez usta, starając się nie wydawać choćby najcichszego dźwięku. Chociaż, przed chwilą zbiegłam po schodach jak słoń. Dziwne by było, gdyby ktoś mnie nie usłyszał.
Wysiliłam słuch, ale po drugiej stronie drzwi panowała kompletna cisza. Tak. Na zewnątrz czaiło się niebezpieczeństwo. Zorientowałam się, że obgryzam paznokcie. Wiecie, nawyk. Opuściłam rękę i jak najciszej odsunęłam się od drzwi. Właściwie sunęłam stopami po podłodze, a nie szłam. Bicie mojego serca brzmiało jak wystrzały z armaty.
Zatrzymałam się, gdy moje plecy dotknęły ściany. Gdzie jest pistolet?! Cholera, zostawiłam go na górze. Głupia, głupia, głupia! Miałam ochotę palnąć się w czoło, ale się powstrzymałam. Wzięłam głęboki wdech.
Nie pomogło. Drżałam. Boże. To coś było kompletnie cicho. A ja miałam dziwne przeczucie, ze TO wie, że jestem w środku. 
Bez wujka byłam bezbronna. Znaczy oczywiście, potrafiłam się bić, strzelać i w ogóle, ale nie myślałam, że kiedyś coś będzie mi zagrażać i że będę musiała z kimś walczyć. Tak na poważnie. Jakaś ty mądra, Isabelle. Wujek uczył cie walki, zapewne po to, byś mogła się chwalić swoimi umiejętnościami w knajpie. Tak. Na pewno tak było!
Tym razem z trudem powstrzymałam się, przed strzeleniem się w czoło.Rzuciłam ukradkowe spojrzenie na drzwi. Gorzki posmak mnie nie opuszczał. Wzięłam kolejny głęboki wdech i ruszyłam na palcach, w stronę schodów. Stanęłam na pierwszy stopień, potem na drugi. Nie skrzypcie, nie skrzypcie, proszę! To coś mnie zabije! Nie myśl tak, Iz. Nie wolno ci! Zacisnęłam dłonie w pieści i dwoma susami znalazłam się na szczycie schodów. Nie wydałam przy tym żadnego dźwięku.
Ruszyłam do swojego pokoju.
Pistolet leżał na szafce nocnej. Kiedy go tam położyłam? Wzięłam go i odbezpieczyłam. Koński ogon się rozsypał i teraz kaskada włosów opadła mi na twarz. Odgarnęłam je niecierpliwym gestem. Akurat teraz muszą być przeciwko mnie. "Iz, skup się!" głos wujka sprowadził mnie na ziemię.
Schyliłam się nieco, złapałam pistolet w obie ręce i zawróciłam. Sunęłam powoli, oglądając się na wszystkie strony, jakby COŚ za drzwiami weszło do domu i teraz mogło być wszędzie. Bardzo cicho zeszłam po schodach i rozejrzałam się. Pusto. Zerknęłam na drzwi. Boże, wszystko wyglądało tak normalnie.
-Isabelle? - podskoczyłam zszokowana. Pistolet prawie wypadł mi z ręki. To był głos Kyle'a. Znałam ten głos tak dobrze. Ale przecież dobiegał zza drzwi. A gorzki smak nie dawał mi spokoju.
Kyle był niebezpieczeństwem?! Nie, na pewno nie. Może zaczynam wariować? Mimo wszystko nie ruszyłam się i nadal milczałam.
-Izzy? Jesteś tam? Wiem, że tak. Otwórz. - Zacisnęłam usta w wąską kreskę. To był głos mojego przyjaciela. Ale nigdy jeszcze tak się nie bałam. Przenigdy. Nie miałam pewności, że to on. Mój Kyle. Nie, nie twój. Przestań.
Musiałam się odezwać. Musiałam.
-Kyle? - wyszeptałam.
-Iz? Jak dobrze, już się bałem, że coś się stało..
-Jest ktoś koło ciebie? - przerwałam mu drżącym głosem. Cisza.
-Izzy? Dobrze się czujesz? - zapytał ostrożnie.
-Kyle, odpowiedz! - krzyknęłam. Łzy spływały po moich policzkach. Bałam się. Bardzo się bałam. Nie, to za mało powiedziane. Ja się cholernie bałam!
-Nie, nikogo nie ma. Izzy, zaczynam się bać. - warknął. W jego głosie słyszałam irytacje, ale też zmartwienie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ja się boję, kretynie - pomyślałam. 
Nagle poczułam dreszcz na karku. Moje usta poruszały się, ale nie wypowiadałam ani słowa. Powoli, bardzo powoli odwróciłam się w stronę salonu. Pistolet spadł z brzękiem na podłogę.
Krzyknęłam, gdy zobaczyłam za oknem uśmiechniętą twarz i zimne oczy, które patrzyły prosto na mnie.

4 komentarze:

  1. Genialne. Czekam na kolejny fragment ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko! Ale mnie wciągnęłaś! Ciekawie wszystko opisujesz i co najważniejsze nie ma tutaj chaosu. Do tego wplątujesz w to jeszcze akcję, co sprawia, że chce się czytać dalej. Jedyne co mi przeszkadza, to kolor tekstu. Trochę ciężko czyta się białe wyrazy na jasnym (jak dla mnie to jest jasny :P) tle.
    Hej, hej... Czytasz Dary Anioła? Jeśli tak, to genialnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo <3
      tak czytam i Diabelskie Maszyny też
      Will, Jem i Jace są asdfghjjkk <3

      Usuń