sobota, 29 marca 2014

Rozdział IX ; Moc słów

"Słowa mają moc zmieniania ludzi.."


-Skup się! - Will zamachnął się laską, zwalając mnie z nóg. Rany boskie! Chyba jeszcze nigdy nikt mnie tak nie zlał. Bolały mnie wszystkie, powtarzam WSZYSTKIE kości i WSZYSTKIE mięśnie. Dziś rano zdjęłam bandaż i po oględzinach stwierdziłam, że moje ramię jest w porządku. Teraz znów cierpiało.
-Jestem skupiona. - burknęłam, wstając i rozmasowując łokieć. Chciałam sięgnąć po moją laskę, która wypadła mi z rąk chyba po raz tysiąc pięćset dwudziesty trzeci tego dnia. Will znów się zamachnął, a ja jak można by się domyślić, znów wyrżnęłam twarzą o podłogę. 
Jęknęłam. 
-To jest nie fair. - wymamrotałam, nie próbując wstać. - Nie powinniśmy zacząć na przykład od rozciągania?
-A nie zaczęliśmy? - zapytał Will z nutą ironii. 
-Nie. - warknęłam. - Gdy tutaj weszłam, wyskoczyłeś na mnie zza drzwi i zlałeś mnie laską po głowie. I od tamtej pory co chwile leże na ziemi! 
Tak na marginesie, nawet nie wiecie, z jakim trudem znalazłam zbrojownie! Musiałam pytać chyba wszystkich ludzi z zakonu, a i tak na darmo, bo większość nie chciała ze mną gadać. Jakiś chłopak wreszcie się zlitował i mnie tu zaprowadził. 
Will trącił mnie czubkiem buta. 
-I nauczyłaś się czegoś? - zapytał. - Poza tym, że poznałaś twardość podłogi?
-Bardzo zabawne. - warknęłam, wstając i odsuwając się poza zasięg laski Willa. Chłopak pokręcił głową. 
-Powinnaś więc zauważyć, że nie na darmo tyle razy leżałaś na ziemi. Myślałem, że chociaż raz zablokujesz mój cios. - podniósł moją laskę i rzucił nią, a ja zwinnie złapałam ją w powietrzu. 
Musiałam przyznać, że Will był naprawdę dobry, jeśli chodzi o posługiwanie się bronią. Teraz obracał laskę w palcach, pogrążony w myślach. Korzystając z jego nieuwagi, zaczęłam go obserwować. Był ubrany w spodnie od dresu i koszulkę bez rękawów. Mięśnie ozdabiały jego ręce, klatkę piersiową i brzuch. Włosy poskręcały się przy uszach.
Zagryzłam wargę. 
Może uda mi się go podejść. Zamknęłam oczy i dotknęłam złotego serduszka, zawieszonego na mojej szyi. Tak, dalej go miałam. Cały czas spoczywał bezpiecznie pod moją bluzką. Przynosił mi ukojenie, ale też niezwykłe skupienie. Zastanawiałam się, czy to dobry pomysł brać go na trening, ale w końcu uznałam, że i tak go założę.
Otworzyłam oczy i skoczyłam na Willa. Musiał być bardzo zamyślony, bo gdy wpadłam na niego z impetem i obaj runęliśmy na ziemię, wydał z siebie cichy okrzyk zaskoczenia. Laska wypadła mu z rąk i poturlała się pod ścianę. Leżałam na Willu i z szerokim uśmiechem podnosiłam moją laskę do góry.
-Wygrałam! - pisnęłam, jak małe dziecko, które zostało pochwalone za ładny rysunek. Will przewrócił oczami, ale się uśmiechnął. 
Wstałam i spróbowałam zakręcić laskę w palcach, jak to wcześniej robił Will, ale moja laska chyba chciała mnie upokorzyć, bo zrobiłam mały ruch palcem, a ona wypadła mi z rąk, przy okazji spadając na mój duży palec u nogi. Zaklęłam.
-Może lepiej zajmijmy się prawdziwą walką. - zaproponował Will, z lekkim uśmiechem. 
Pokiwałam głową, podnosząc laskę. Will już miał swoją i teraz trzymał ją leniwie, spoglądając na mnie ciemniejącymi oczami. Przygotowałam się i już po chwili udało mi się zablokować jego cios. Spojrzałam na niego zaskoczona, ale on znów zaatakował. W ostatniej chwili odskoczyłam, ale on już był przy mnie. Zamachnęłam się laską i w coś trafiłam, ale nie jestem pewna, czy to była noga Willa, czy ściana. Już byliśmy przy ścianie? Rany. Schyliłam się przed ciosem Willa i zatoczyłam koło, ciągle kucając, przez co chłopak ledwo co ominął moją laskę. Przeskoczył nad nią, ale zahaczył koniuszkiem stopy, przez co na chwilę stracił równowagę. Zamachnęłam się i trafiłam go w plecy. Wygiął je w łuk, ale już po chwili mi zniknął.
Obejrzałam się i zobaczyłam, że Will pędzi na mnie z drugiego końca sali. Odskoczyłam, ale on zamiast się zatrzymać, wskoczył na ścianę, zrobił salto i wylądował za mną. Odwróciłam się, a on wykonał jeden płynny ruch w brzuch i pozbawił mnie tchu. Zgięłam się w pół, czekając na cios, ale on nie nadszedł. 
Podniosłam głowę, trzymając się za brzuch. Will otarł pot z czoła. Na twarzy igrał mu uśmiech.
-Dobra robota. - przyznał. Pokazałam mu tylko uniesiony kciuk w górę, bo nie mogłam złapać oddechu. Poklepał mnie po plecach, po czym zniknął z mojego pola widzenia. Mimowolnie zadrżałam pod wpływem jego dotyku. Wreszcie się wyprostowałam i ruszyłam w kierunku ławek. Opadłam na jedną i sięgnęłam po wodę. Specjalnie ją tu przyniosłam i teraz byłam dumna z siebie, że o tym pomyślałam.
-Ej, jeszcze nie skończyliśmy. - Will wyłonił się zza jednego z regałów, na których była powykładana broń. Ogólnie zbrojownia była ogromna! Było to podłużne pomieszczenie. Na początku była duża przestrzeń, przeznaczona na ćwiczenia. Były tutaj materace, ustawione pod ścianami, ale prócz nich nie było nic. Tylko pusta przestrzeń. Dalej były regały z rozmaitą bronią. Maczety, łuki, różnego rodzaju broń palna, miecze, sztylety, noże, włócznie, maczugi, szable, kusze i wiele innych. Do tego pod sufitem były belki, a z nich zwieszały się liny, które służyły do ćwiczenia skoków z wysokości. Na belkach zaś ćwiczyło się równowagę.
Will trzymał w rękach noże, które wyglądały na baaardzo ostre. Skrzywiłam się.
-Ja skończyłam. - mruknęłam. Will westchnął i znów wszedł między regały. Wyszedł po pięciu minutach z łukiem i pełnym kołczanem strzał. Wytrzeszczyłam oczy. - Chcesz mnie zastrzelić? 
-Może nie dzisiaj. Wstawaj. - z ociąganiem spełniłam polecenie i podeszłam do niego. Podał mi łuk. - Chodź za mną. 
Zaprowadził mnie do pomieszczenia przylegającego do zbrojowni. Było mniejsze niż sama zbrojownia, ale nie było w żadnym wypadku małe. Rozmaite tarcze zwisały z sufitów, leżały pod ścianami, na podłodze, wisiały na ścianach a jak się potem okazało, były też ukryte. Czad!
-Stań tutaj. - Will wskazał mi małe, czerwone kółko, narysowane na podłodze. Stanęłam w nim, a Will wskazał mi jedną z tarcz, zwisających z sufitu. Była zaskakująco daleko. - Zestrzel ją. 
Westchnęłam. Wyciągnęłam jedną strzałę z kołczanu, który trzymał Will i przystawiłam ją do łuku. Gdy umieściłam ją we właściwym miejscy, przystawiłam łuk do twarzy i napięłam cięciwę.
Według mnie to był ładny strzał... Will natomiast wybuchnął śmiechem i teraz tarzał się po podłodze ze łzami w oczach. Sapnęłam ze zniecierpliwienia. No dobra, strzała nawet nie wystrzeliła, tylko zsunęła się z cięciwy i teraz leżała pod moimi nogami, ale to wcale nie było śmieszne. Nigdy przecież nie strzelałam z łuku. 
-Bardzo zabawne. - warknęłam, odrzucając łuk i krzyżując ręce na piersi.
Will usiadł i otarł łzę z oka. Spojrzał na mnie z rozbawieniem. 
-Dla mnie było. Jezu, Iz. - pokręcił głową, a mi zmiękły kolana, bo znów użył zdrobnienia. Wypowiadał to tak.. doskonale. Nawet ja nie potrafiłabym tak wypowiedzieć jakiegokolwiek słowa. Mówił tak jedwabistym, delikatnym głosem, że aż drżałam. 
Wstał, podniósł łuk i wcisnął mi go do ręki. Wybrał strzałę i kazał mi umieścić ją na miejscu. Syknęłam na niego, bo ciągle uśmiechał się głupio. Zaśmiał się, a gdy już umieściłam strzałę i napięłam cięciwę, objął mnie od tyłu i położył dłonie na moich dłoniach. Jego ciepły oddech muskał mój policzek. Zaraz zemdleje, zaraz zemdleje. 
-Skup się. Napnij mocno, wyceluj i... puść! - zrobiłam co kazał, a strzała trafiła w sam środek tarczy. Krzyknęłam zadowolona i odwróciłam się.. przez co znalazłam się twarzą w twarz z Willem. Przez chwilę staliśmy po protu i parzyliśmy na siebie oszołomieni.
Will przyciągnął mnie do siebie i nasze wargi się zetknęły. Przez chwile stałam w jego ramionach, otępiała. Otrząsnęłam się, po czym wszczepiłam dłonie w jego włosy i wpiłam się w jego usta. Były takie miękkie.. ale nie delikatne. Will mocno przyciągnął mnie do siebie, trzymając jedną dłoń na moich plecach, a drugą na karku. Całował mnie tak zachłannie jakby od dawna był na głodzie. A może był? Od jego ciała biło niesamowite ciepło.
Jeśli to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej się do niego przybliżyłam. Nasze ciała stopiły się w jedno. Serca biły tym samym rytmem. Czułam, że moje serce lata. Ja sama też mogłabym polecieć, gdyby Will mnie puścił. Zjechałam ręką na policzek Willa, a on jęknął cicho. 
Nagle odepchnął mnie mocno, a ja zatoczyłam się i z trudem złapałam równowagę. Spojrzałam na niego, oddychając nierówno. Miał potargane włosy, rumieńce na policzkach i czarne oczy. Teraz powracały do naturalnego koloru. Patrzyłam jak ten piękny błękitno-granatowy odcień wpływa na miejsce czerni. Westchnęłam. Will oddychał szybko, a wzrok miał utkwiony we mnie. Ciekawe, czy wyglądałam tak, jak on teraz. Zrobiłam krok do przodu. 
-Will.. 
-Myślałem, że będzie lepiej. - powiedział nagle. 
-Słucham? - zapytałam, nie rozumiejąc. 
-Cóż, nie można mieć wszystkiego. Ile chcesz za noc? - zapytał, uśmiechając się nieprzyjemnie. Spojrzałam na niego oszołomiona. - Nie to miałaś na myśli? Ze mną nie można liczyć na nic poważnego. To co? Ile za noc?
Zamarłam. Normalnie zabrakło mi słów. Stałam tam i patrzyłam na niego, na ten okropny uśmiech i zimne oczy. Czy on.. czy on właśnie porównał mnie do jakiejś dziwki? Łzy zapiekły mnie w oczach. 
-Coś nie tak? Czyżbyś była dla mnie za droga? Spokojnie mam pieniądze. A może wolisz biżuterie? Spotkałem kiedyś jedną taką. Nie chciałem jej oddać zegarka, więc zaczęła mnie obmacywać. Normalnie bym się nie zgodził, na dawanie biżuterii, ale może dla ciebie zrobię wyjątek. - Nie mogłam wytrzymać jego spojrzenia. Poczułam gorące łzy spływające mi po policzkach.
-Nienawidzę cię. - szepnęłam. Gdy go mijałam, wydawało mi się, że w jego oczach pojawił się ból. Ale nie mogłam być pewna. Łzy zamazywały rzeczywistość.


* * *


Will stał w drzwiach mojego pokoju.
Obserwowałam go jakby zza mgły. Widziałam też siebie. Spałam, a oczy miałam zapuchnięte od łez. Moja klatka piersiowa miarowo podnosiła się i opadała.
Will wahał się przez chwilę, po czym ruszył bezszelestnie przez pokój. Opadł na kolana przy moim łóżku, a ból w jego oczach był nie do wytrzymania. Chciałam odwrócić wzrok, ale nie mogłam. 
Podniósł rękę, ale zatrzymał ją w pół drogi. Ciągle się wahał. W końcu, chyba po całej wieczności musnął mój policzek, delikatnym gestem. Dotyk był jak motyl siadający na ziemi, by złapać promienie słońca. Poruszyłam się, a on błyskawicznie wstał i już po chwili był przy drzwiach. 
Obejrzał się, a ja tylko przekręciłam się na bok, wypowiadając jedno słowo.
-Will..
Chłopak zacisnął zęby i zniknął. 


* * *


Płakałam. 
Boże, chyba pobiłam jakiś rekord. Przez ostatnie trzy godziny płakałam i płakałam i nie mogłam przestać. Zasnęłam chyba na chwilę, ale nie pamiętam co mi się śniło. Twarz schowałam w poduszce i cicho szlochałam, bojąc się wpuścić do głowy wspomnienia. Odpędzałam je, ale ileż tak można? 
Will. Will. Will. To imię odbijało się w mojej głowie, sprawiając że coraz to nowe łzy spływały mi po policzkach. Jego słowa były takie okrutne. A ja głupia łudziłam się, że on coś do mnie czuje. Boże! Jeśli to jest złamane serce, to chyba już nigdy się nie zakocham. Naprawdę. A to wszystko przez Willa, przez jego słowa, przez ten ohydny uśmiech, przez jego zimne, bezlitosne oczy i przez ton jego głosu. Nienawidziłam go! Miałam ochotę go zabić! Rany, nie wiem co mnie powstrzymywało. 
W końcu nie mogłam już znieść tych czterech ścian i ciszy, przerywanej tylko moim szlochem, więc wstałam, przebrałam się w obcisłe jeansy, bokserkę i długą bluzę z kapturem, uczesałam włosy w koński ogon, zabrałam mp3, po czym wyszłam z pokoju i skierowałam się na stołówkę. 
Ruszyłam korytarzem, nie spotykając po drodze nikogo. Wchodząc do stołówki, powitał mnie znajomy gwar rozmów. Nikt nie zwracał na mnie zbytniej uwagi. Wzięłam na tacę pierwsze lepsze jedzenie, które wpadło mi w ręce i skierowałam się do wolnego stolika. Założyłam słuchawki, zsunęłam się nieco na krześle i wsłuchałam się w muzykę.
Ktoś postukał mnie w ramię.
- Megan, jeśli to ty, to wiedz, że nie mam nastroju i jeśli zaraz nie dasz mi spokoju, to tym widelcem - podniosłam widelec - wydłubie ci gały.
Usłyszałam za sobą śmiech. Zaklęłam cicho i nasunęłam kaptur na głowę.
When you feel my heat
look into my eyes
it's where my demons hide 
it's where my demons hide.
Pokiwałam głową w takt muzyki. Znów ktoś postukał mnie w ramię. Odrzuciłam kaptur, wyciągnęłam słuchawki z uszu i wściekłą odwróciłam się, oczekując Megan. Ale to nie była Megan. To był chłopak. Ale nie widziałam go tu wcześniej. Zmarszczyłam czoło.
-Mogę się dosiąść? - zapytał. Miał bardzo przyjazny wyraz twarzy. Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Jasne, ale siadasz ze mną na własną odpowiedzialność. - mruknęłam. Chłopak posłał mi uśmiech, po czym usiadł naprzeciwko mnie. Położył przed sobą tacę i sięgnął po jabłko.
Przyjrzałam mu się dokładniej. Miał gęste, blond włosy, lekko kręcone na karku i nad uszami, oraz bystre, zielone oczy. Mógł mieć siedemnaście, albo osiemnaście lat. Był ubrany w brązowe jeansy i zwykły biały T-shirt. Gdy wycierał jabłko o koszulkę, rozglądał się lekko znudzonym wzrokiem po sali. Rzucił mi przelotne spojrzenie, a widząc, że dalej patrze na niego zdziwiona, uniósł brwi w pytającym geście.
-Coś nie tak? - zapytał. Pokręciłam głową.
-Nie tylko.. Nie jestem przyzwyczajona do towarzystwa. - wyznałam. Jego brwi podjechały jeszcze wyżej.
-Mhm.. - mruknął i wbił we mnie wzrok. Poczułam, że się rumienie. Jego spojrzenie było takie.. przenikliwe. Wskazał głowa na moją mp3. - Czego słuchasz?
-Słuchałam, zanim mi przerwałeś. - poprawiłam. Uśmiechnął się. - Imagine Dragons - Demons.
-Hmm.. Chyba nigdy nie miałem okazji tego usłyszeć.
Podsunęłam mu mp3.
-Proszę. - Spojrzał na mnie pytająco, więc skinęłam głową, a on wziął mp3 i założywszy słuchawki, wyłączył się na cały świat. Obserwowałam, jak jego głowa zaczyna podrygiwać, a jego usta nieświadomie nucą. Nagle zdałam sobie sprawę, że nie wiem jak on się nazywa.
Poczekałam aż piosenka się skończy, a potem zapytałam:
-Tak w ogóle to jak masz na imię?
-Och, wybacz. Jestem Alan. A ty jesteś..?
-Isabelle. - przedstawiłam się.
-Podoba mi się. - przyznał. Gdy znów się uśmiechnął, pomyślałam, że jest bardzo przystojny. A z resztą, tu chyba wszyscy byli przystojni. Ale coś w nim mi się nie podobało. Był zaskakująco blady, miał delikatne sińce pod oczami i jak teraz zauważyłam, miał chrypę.
-Jesteś chory? - wypaliłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Jak na zawołanie, zaniósł się okropnym kaszlem. Odsunąwszy dłoń od ust, zobaczyłam na jego rękawie krew.
Widząc moje zdumienie, Alan zaśmiał się cicho.
-Tak jakby. - przyznał.
-Tak jakby bardzo. - powiedziałam. - Może lepiej po kogoś pójdę.. - zaproponowałam wstając. Alan zerwał się z miejsca i złapał mnie za nadgarstek. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Nie, to naprawdę niepotrzebne. - w jego głosie słyszałam prośbę. Wydawał się miły. Skinęłam głową i usiadłam. Alan odetchnął głęboko, puścił mnie i też usiadł.
W tym momencie przy drzwiach zaczęło się robić zamieszanie. Wymieniłam z Alanem zdziwione spojrzenie i znów przeniosłam wzrok na drzwi. Do stołówki weszło czworo ludzi w czarnych garniturach. Dwóch obstawiło wejście do stołówki, a kolejnych dwóch, wejście do kuchni.
Do stołówki wszedł Marcus, a za nim wysoki chłopak z czupryną czarnych włosów i nieziemsko pięknymi niebieskimi oczami.
Will.
Zaklęłam w tej samej chwili co Alan. Will jakby miał super słuch, spojrzał w naszą stronę. Na jego twarz wpłynął wyraz osłupienia, a potem gniewu. Prychnęłam i odwróciłam się do Alana. Patrzył na coś ponad moim ramieniem.
-Witaj, Will. - powiedział z uśmiechem. Uniosłam brew, ale nic nie powiedziałam. Może się znali, ale co mi do tego? Miałam tylko nadzieję, że Alan nie był taki jak Will. 
-Co tu robisz? - warknął Turner. Mimo, iż podejrzewałam, że jest za mną, odruchowo drgnęłam, gdy odezwał się zza moich pleców. - Miałeś odpoczywać. 
Alan machnął lekceważąco ręką. 
-Nic mi nie jest. - Znów zakaszlał, ale szybko się opanował i uśmiechnął do mnie. - Zamiast nudzić się w łóżku, postanowiłem zjeść z innymi. Bardzo miło spędziłem czas z Isabelle. 
Poczułam, że Will sztywnieje. Nie wiem jak to poczułam, ale wiedziałam, że teraz wszystkie jego mięśnie są napięte. Uśmiechnęłam się blado do Alana.
-Wzajemnie. - powiedziałam, wstając. - A teraz lepiej już pójdę. 
-Pójdę z tobą. - zaproponował Alan, również podnosząc się z krzesła. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Willem. Zacisnęłam zęby i wyminęłam go. Usłyszałam jak z sykiem wciągnął powietrze, ale pozostałam niewzruszona. 
-Niestety musisz zostać. - powiedział Will do moich pleców. Zatrzymałam się. Alan spojrzał na niego zdziwiony. 
-"Musisz"? A nie "musimy"? 
-Nie. - warknął Will. - Ty masz wracać do pokoju i odpoczywać. 
-A kto się mną zajmie? - zapytał Alan z uśmiechem.
 -Ja. - burknął Will. 
Alan westchnął. 
-Nie jesteś tak ładny jak Isabelle.. - powiedział, a ja wytrzeszczyłam oczy i zaraz spłonęłam rumieńcem. Super. Ok. Świetnie. Aha. No tak. 
-Ale mogę być czarującą pielęgniarką, jeśli zechcesz. - rzucił Will. - Mogę ubrać się w krótką spódniczkę i..
Wybuchnęłam śmiechem. To było odruchowe. Zakryłam usta dłonią, powstrzymując chichot. Will wyglądał na zaskoczonego, ale w jego oczach tańczyły wesołe błyski. Matt uśmiechał się lekko. 
Skarciłam się w duchu. Nienawidziłam Willa. Dalej w mojej głowie rozbrzmiewały jego słowa "Ile za noc?" To było tak okrutne wspomnienie, że uśmiech sam zszedł mi z twarzy. Łzy napłynęły mi do oczu. Zanim się odwróciłam, zobaczyłam dziwny wyraz twarzy Willa. 
-Słuchajcie wszyscy! - To Marcus odezwał się, przerywając moje rozmyślania o Willu. - Doszły nas słuchy o napaściach w pobliżu klasztoru. Po zbadaniu sprawy, okazało się, że wampiry, wilkołaki i inne stwory kręcą się w tutejszych lasach. Mamy przypuszczenia, że szukają Isabelle, która niedawno do nas dołączyła. 
Wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Wśród tych wszystkich twarzy, dostrzegłam Casey, która miała wzrok wbity w ziemie. Zobaczyłam też chłopaków, którzy patrzyli na mnie dziwnie. Poczułam wyrzuty sumienia. Zostawiłam ich. Potraktowałam ich jak śmieci. Przygryzłam wargę. 
-Nie ma się czego obawiać, panno Johnson. - powiedział Marcus, który przyglądał mi się uważnie. Najwyraźniej wziął moją minę, za strach. Ale ja się nie bałam. - Musimy wyznaczyć wam stanowiska. Obawiamy się, że zakon jest w niebezpieczeństwie. Będziemy stali na wartach, oraz patrolować tutejszy las. Panna Johnson powinna natomiast stać się niewidoczna. Niech pani zaszyje się w swoim pokoju i..
-Chyba oszalałeś. - warknęłam. Marcus uniósł brwi. - Też chcę pomóc. 
-Nie jesteś wyszkolona. - sprzeciwił się.
-Jestem. W laboratorium..
-To był impuls. - przerwał mi Marcus. Stłumiłam uśmiech. Pewnie wstydził się, że dał się podejść dziewczynie. - W prawdziwej walce nie dasz sobie rady. 
Rozejrzałam się wściekłą po sali, nie wiem czego szukając. Przy ścianie stał Lucas. Opierał się o nią i lustrował mnie wzrokiem. Ledwo zauważalnie skinął głową w stronę Marcusa. Czy ja miałam omamy, czy on chciał, żebym pokłóciła się z szefem zakonu? 
-Sprawdź mnie. - powiedziałam. przenosząc wzrok z Luke'a na Marcusa. 
-Nie. To zły pomysł. - Will odezwał się za moimi plecami, przyprawiając mnie o dreszcz. - Daj spokój, Marcus. Zaprowadzę ją do pokoju. 
Chwycił mnie za ramię, ale wyrwałam mu się. 
-Nie waż się mnie dotykać. - szepnęłam, a jego usta zacisnęły się w wąską kreskę. Odwróciłam się od niego, patrząc w miejsce, w którym przed chwilą stał Lucas, ale jego już nie było. 
Marcus wpatrywał się we mnie z namysłem.
-Niech będzie. - powiedział w końcu. - Będziesz dzisiaj wieczorem penetrować las. Oczywiście nie sama. Może..
-Ja z nią pójdę. - Lucas wyłonił się z tłumu i rzucił mi przeciągłe spojrzenie. 
-Wspaniale. O 20:00 oczekuje was przy bramie. A teraz pozostali..
Nie słuchałam już. Luke znów zniknął w tłumie, w którym dostrzegłam Casey. Patrzyła na mnie wielkimi oczami. Chciałam powiedzieć jej bez słów "Przepraszam", ale ona odwróciła wzrok. Tęskniłam za nią. Odwróciłam się. Will zaciskał dłonie w pięści, a jego oczy rzucały groźne błyski. 
-Jesteś głupia, Isabelle.. - warknął. 
-Jak przystało na dziwkę, tak? - zapytałam spokojnie. Wewnątrz mnie wszystko krzyczało. Ciało chciało Willa, serce też. Ale rozum wrzeszczał najgłośniej, że przez niego stoczę się na dno. Wiedziałam, że to prawda. Will wyglądał, jakbym go spoliczkowała. Nic nie powiedział, tylko odwrócił się, ruszył do drzwi i otworzył je kopniakiem, by za nimi zniknąć.
Ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się i spojrzałam na Alana, który wpatrywał się w tłum. 
-Może powinienem za nim iść. - westchnął. - On nie jest taki zły.
-A według mnie jest. - wyznałam, a Alan zrobił zbolałą minę. 
-Musiał nieźle przegiąć, co? - zapytał. 
-O tak. - powiedziałam, również patrząc w tłum. - Zniszczył część mnie. 
Czułam na sobie smutny wzrok Alana. Nie spojrzałam na niego. 
Każdy człowiek ma w sobie światło. Tym światłem jest miłość. A przecież każde światło może zgasnąć. Łza spłynęła mi po policzku, gdy sobie uświadomiłam, że Will zgasił moje.

13 komentarzy:

  1. BRAK SŁÓW. Ale jednak może...
    Rozdział jest przecudowny, znów płakałam. Naprawdę nie potrafię opisać tego, ile uczuć się we mnie zbiera, gdy widzę, że jest nowy rozdział i gdy go czytam. Ja Cię błagam na kolanach, aby kolejny rozdział był jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu dziękuję <3 jeśli mi się uda, to dodam następny di piątku ale niczego nie obiecuje :) jeszcze raz bardzo dziękuję <3

      Usuń
    2. Muszę powiedzieć, że prawie wyplułam herbatę na ekran jak padło pytanie: "Ile za noc?". ;D Alan i Will to jak Jem i Will, takie skojarzenie. :)

      Usuń
    3. Właśnie mam pomysł podobny bardzo do parabatai z Diabelskich Maszyn, ale mam nadzieję, że nie będzie to takie same i się wam spodoba :))

      Usuń
  2. JACIE!! *-* Boooskie *-*
    Prawie serce mi stanęło jak czytałam ten rozdział...
    Najlepszy tekst to: "Zaraz zemdleję,zaraz zemdleję" xD Ja też bym zemdlała :D
    Ale to co Will zrobił.. Omg... Mam wrażenie, że zrobił to tylko dlatego, że chce ją chronić.. ale ostro ją potraktował.. bardzo ostro... z tą dziwką... masakra O_o
    A nasza słodka Isabelle znowu się w coś wpakowała... :D ta to jest mocna.. :D I niepokoi mnie Lucas... nie wiem dlaczego, ale mam złe przeczucie.. bardzo złe... ale może się nie sprawdzą :) I Alan jest spoko :3 Lubię go :D
    I znowu wracam do mojego ulubieńca... ^^ Szkoda mi go, a zarazem jestem wściekła na niego :/ Takie tam sprzeczne uczucie... bo myślałam, że jak ją pocałował to będzie okej.. bo ja już się jarałam, że oni się całują.. a potem takie coś.. :D Dziewczyno, masz talent do robienia napięcia... w tym rozdziale czuć taką gęstą atmosferę między Iz, a Willem...możną ją aż kroić :P
    Nie mogę teraz usiedzieć.. jak mam wytrzymać do piątku, do następnego rozdziału? :D mam nadzieję, że będzie długi... może wynagrodzi mi się to czekanie :P
    Więc... pozdrawiam i życzę weny :)
    PS. Świetne jest to opowiadanie... kocham <3 i znowu się przyczepie.. bo zauważyłam tam gdzieś "po protu", a miało chyba być "po prostu" :D Przepraszam, za to czepianie się :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo <3 postaram się napisać długi rozdział :) a może będzie wcześniej niż w piątek ^^

      Usuń
    2. Serio? :o ale by było super gdyby był wcześniej.. mam nadzieję, że się postarasz dla mnie z tym rozdziałem :) I fajnie, że postarasz się napisać długi... jeżeli mogę.. to poproszę cię o Willa w tym rozdziale :3 :D

      Usuń
    3. Mam pomysł żeby dodać do bloga opowiadanie z perspektywy Willa ale jeszcze się zastanawiam :)

      Usuń
    4. Opowiadanie? Fajnie by było xD tylko chyba wolę czytać z perspektywy Iz xD

      Usuń
    5. Chodzi mi o to, że Isabelle będzie opowiadać, ale będzie też coś z perspektywy Willa :) ale troszkę inaczej pisane, niż Isabelle.

      Usuń
    6. Spoko :D mi tam to pasi :D Musi być Will *-* :P :3

      Usuń
  3. Drogi Willu,
    dlaczego zachowywałeś się jak skończony sukinsyn?! I na co ci to udawanie?! *****
    (W miejscu gwiazdeczek pojawiają się różne przekleństwa.)
    A teraz tak poważnie. Rozdział świetny, uwielbiam Iz, Willa też, chociaż, jak widać wyżej, mnie wkurzył. Spodobała mi się postać Alana i nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że on i Will są braćmi. Jest jeszcze Lukas. Pomimo, że trzyma się na uboczu i jest taki... mroczny, podoba mi się. Mam nadzieję, że nie zepsujesz go, bo będę rozpaczać.
    Dużo weny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń