"Niestety! Przyjaciółmi byli w młodości;
Lecz szepczące języki potrafią zatruć prawdę;
Lojalność istnieje w lepszym świecie;
Życie jest cierniste, a młodość próżna;
Gniew na tych, których kochamy,
Jest niczym zaćmienie umysłu."
Lecz szepczące języki potrafią zatruć prawdę;
Lojalność istnieje w lepszym świecie;
Życie jest cierniste, a młodość próżna;
Gniew na tych, których kochamy,
Jest niczym zaćmienie umysłu."
Znów siedziałam w pokoju.
Boże, ci ludzie mnie wykończą. Nie chcą mi niczego powiedzieć. Zaledwie pół godziny temu warczałam na Willa, by powiedział mi o co tu chodzi, a teraz musiałam gnić w pokoju i czekać aż łaskawie ktoś się zjawi, by mi wszystko wyjaśnić.
A tak na marginesie, wolę nie myśleć, co się ze mną stanie, gdy Alex, Ashton, Connor, Jake, Robert i Casey przyjdą do mnie, po tym, jak nie przyszłam na umówiony posiłek. Lucasem się nie za bardzo przejmowałam, bo szczerze mówiąc, mogłabym się palić, a on nawet by na mnie nie nasikał. Dobrze słyszeliście. Właśnie tak o nim myślałam.
Przed oczami stanął mi obraz niebieskich oczu, tak przenikliwych, że od razu się zarumieniłam, jakby te oczy mogły przenikać przez ubranie. Dość! Rany! Will siedział w mojej głowie od rana, ale teraz jakby nie wychodził. Gdy próbowałam myśleć o czymś innym, on pojawiał się w mojej wyobraźni i znów rumieniłam się jak idiotka.
Przestań! Powtarzałam to sobie co chwilę, ale jak na złość, wtedy obraz Willa jeszcze wyraźniej malował się w mojej głowie. Wspomnienie jego oddechu owiewającego mi twarz, zapach powietrza, uczucie bezpieczeństwa, które zawsze towarzyszyło mi, gdy był w pobliżu, jego czoło zetknięte z moim czołem, to jak czule wypowiedział "Aniele"..
Ugh! Wstałam i chwyciłam budzik z szafki nocnej, po czym cisnęłam nim przez pokój. Nie wiedziałam, że mam taką siłę, ale gdy budzik spadł z hukiem na ziemię, zobaczyłam wgniecenie w ścianie, w miejscu, gdzie przed chwilą się roztrzaskał.
Przez huk budzika, nie usłyszałam pukania do drzwi. Teraz ktoś znów zapukał, trochę natarczywiej. Odetchnęłam głęboko, podeszłam do drzwi, jeszcze raz odetchnęłam, po czym otworzyłam.
-Przyszedłem nie w porę? - Wstrzymałam oddech.
Will opierał się nonszalancko o framugę drzwi i spoglądał na mnie, tym intensywnym spojrzeniem. Włosy miał zmierzwione, jakby dopiero co był na zewnątrz, a oczy rzucały wesołe błyski. Wolno wypuściłam powietrze z płuc. Był piękny.
Staliśmy tak i patrzyliśmy na siebie. Ja - tłumiąc chęć rzucenia się na niego i zatrzymania go w uścisku, on - maskując wszelkie uczucia. Świetnie.
-Chciałaś pogadać, zdaje się? Mam tak sterczeć w tym korytarzu, czy wpuścisz mnie do środka? - warknął.
-Nie potrzebna mi twoja łaska. - syknęłam wściekła. Boże, on był.. Ugh! Był piękny, tak, ale do tego tak denerwujący, że miałam ochotę wydłubać mu oczy. Will przekrzywił głowę, spoglądając na mnie z zaciekawieniem.
-Mogę w każdej chwili odejść. - powiedział, a kącik jego ust uniósł się lekko w górę. Wyrzuciłam ręce w górę i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
-Idiota! - krzyknęłam. Nie miałam zamiaru tolerować jego głupiego zachowania. Odwróciłam się. - Rany boskie! - Will leżał rozwalony na moim łóżku i uśmiechał się kpiąco. Jezu! Jak on się dostał do pokoju?! Co za kretyn!
Osunęłam się po ścianie i ukryłam twarz w dłoniach, licząc w myślach do dziesięciu. Uspokój się, Isabelle. Spokojnie. Dorwiesz go jak będzie spał. Zgolisz mu brew, albo przykleisz mu rękę do twarzy. Spokojnie.
Osunęłam się po ścianie i ukryłam twarz w dłoniach, licząc w myślach do dziesięciu. Uspokój się, Isabelle. Spokojnie. Dorwiesz go jak będzie spał. Zgolisz mu brew, albo przykleisz mu rękę do twarzy. Spokojnie.
-Całkiem miły pokoik. - powiedział Will. W jego głosie wyraźnie słyszałam drwinę. Jęknęłam zrezygnowana.
-Boże, dlaczego mnie męczysz? - zapytałam, teatralnie wznosząc ręce do sufitu.
-Powinnaś się cieszyć. Nie każdy tutaj ma zaszczyt ze mną rozmawiać. - powiedziawszy to, Will uśmiechnął się kpiąco.
-Chyba oszaleje ze szczęścia. - warknęłam, wstając. Ruszyłam do łazienki, która była złączona z pokojem. Była mała, z niebieskimi kafelkami, z umywalką, toaletą i prysznicem. No i lustrem. Spojrzałam na swoje odbicie, na zaczerwienione oczy ( tak, dalej płakałam po stracie Kyle'a. ) i cerę bledszą niż zwykle. Westchnęłam, chwyciłam gumkę w zęby i schyliłam się, tak, że włosy opadały w kierunku podłogi. Zebrałam je i zaczęłam robić kucyka. To był mój sposób na czesanie się. Czyjeś stopy znalazły się przed moją twarzą.
-Daj bi zbogój. - warknęłam, ale moje słowa brzmiały niewyraźnie przez gumkę w buzi.
-Co ty wyprawiasz? - zapytał z lekkim zaskoczeniem, przechylając się tak by jego twarz znalazła się przy mojej. O udręko!
-Dżesze się. - mruknęłam, a w myślach błagałam go, by się odsunął. Posłał mi zniewalający uśmiech, po czym się wyprostował. Wyjęłam gumkę z buzi i związałam włosy. Też się wyprostowałam i oceniłam, że może być. Nigdy nie byłam piękna. To była moja opinia.
Will znów leżał na moim łóżku, prężąc się rozkosznie.
-Muszę ci powiedzieć, że nieźle zdenerwowałaś Marcusa. - Will zamknął oczy. Ja usiadłam na jednym z dwóch krzeseł, stojących pod ścianą i zaczęłam kreślić palcem wzory na blacie małego stolika.
-Najwyraźniej nie wystarczająco, skoro mnie nie wywalił. - mruknęłam, a Will otworzył jedno oko i spojrzał na mnie z ukosa.
-Aż tak ci zależy, żeby cię wywalili? Zdaje mi się, że znalazłaś sobie towarzystwo. - powiedział, znów zamykając oczy. Prychnęłam.
-Jakby cię to obchodziło. - szepnęłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Will usiadł gwałtownie na łóżku i rzucił mi wściekłe spojrzenie.
-A żebyś wiedziała, że obchodzi. - warknął. - Myślisz, że nie myślę o tym, co wyrabiasz?
-Szczerze mówiąc, tak. Tak właśnie myślę. - przyznałam i utkwiłam wzrok w przeciwległej ścianie. Nie wytrzymywałam jego spojrzenia. Jak na złość Will usiadł na przeciwko mnie, przeczesując ręką włosy. Przygryzłam wargę.
-Więc wiedz, że źle myślisz. Ciągle cię obserwuję. Zdziwiłabyś się, gdybyś wiedziała, jak często jestem w pobliżu. - rzucił. Drgnęłam i spojrzałam na niego. To jego spojrzenie było.. zniewalające. Miękły mi kolana, gdy tak na niego patrzyłam.
-Hmm.. - mruknęłam tylko. Gardło mi się ścisnęło. Boże, dlaczego?
Will uśmiechnął się lekko, jakby mógł czytać mi w myślach. Miałam nadzieję, że nie mógł. Bo nie mógł, prawda? Na samą myśl zakręciło mi się w głowie.
-Dobrze się czujesz? - zapytał Will, pochylając się nad stołem. Znów poczułam ten zapach. Powietrza. Chłonęłam go z przymkniętymi oczami.
-Mhm.. - mruknęłam.
-Izzy? - Wyrwał mnie z transu. Rany. Co to było? Ale bardziej dziwiło mnie, że zwrócił się do mnie zdrobniale. Tylko Kyle i wujek używali zdrobnień, gdy do mnie mówili. W ustach Willa to brzmiało tak przyjemnie.
Wstałam gwałtownie i ruszyłam na drugi koniec pokoju. Will patrzył na mnie wesołym wzrokiem. Gdy wcisnęłam się w ścianę, uniósł brwi.
-Nie do końca rozumiem, co właśnie zrobiłaś. - powiedział, z wyraźnym rozbawieniem. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.
-Przestań. - fuknęłam. Jego brwi podjechały jeszcze kawałek do góry.
-Co mam przestać? - zapytał. Znów przekrzywił głowę, niczym ptak.
-Przez ciebie nie mogę się skupić. - wymamrotałam tylko. Will uśmiechnął się szeroko. Jęknęłam w duchu.
-Chodzi ci o moją nieziemską urodę? Rozumiem cię. Ludzie patrząc na mnie, mówią, że anioły jednak istnieją. Ja jednak uważam, że mówienie, o pięknie aniołów jest przereklamowane. Lepiej mówić "O mój Boże! Jesteś piękny jak Will Turner!" Tak. To by brzmiało nieźle.
Wzięłam poduszkę i rzuciłam nią w niego. Mimo wszystko uśmiechnęłam się. Po prostu nie mogłam tego powstrzymać.
-Przestań! Miałeś wyjaśnić mi, o czym mówił Marcus! - powiedziałam, a uśmiech zniknął z twarzy Willa. Chłopak zmarszczył brwi i rzucił mi groźne spojrzenie.
-Według mnie, nie powinnaś się tym interesować. - chciałam mu przerwać, ale mi nie pozwolił. - Jeszcze nie czas, Iz.
I znów zdrobnienie zabrzmiało cudownie w jego ustach. Poczułam dreszcz na karku.
-A kiedy będzie ten czas?! - krzyknęłam. - Jak wyjedziesz za granicę?! Jak zostanę zupełnie sama?! Will, tylko ty możesz mi to wszystko wyjaśnić!
Will patrzył na mnie bez słowa. Wyglądał, jakby rozważał, czy powiedzieć mi prawdę, czy nie. Wstał i zbliżył się do mnie. Jeszcze bardziej wcisnęłam się w ścianę. Will był wyższy o głowę, więc patrzenie mu w oczy, gdy stał, było denerwujące.
Powolnym ruchem sięgnął po moją dłoń. Zamarłam z oczami utkwionymi w jego twarzy. on też na mnie patrzył. Ale przez maskę obojętności, żadne uczucia do mnie nie docierały. Podniósł moją dłoń i przystawił mi do karku. Przejechał nią od nili włosów, do barków, a ja poczułam pod palcami wybrzuszenia.
Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie.
-Jak powiedział Marcus jesteś Naznaczona. Masz na karku siedem małych blizn w kształcie gwiazd. - przełknęłam ślinę. - Nie układają się w prostą linię, tylko są rozsypane, jeśli wiesz o co mi chodzi.
Puścił moją dłoń, a ona bezwładnie opadła i z pacnięciem uderzyła o moje udo.
-Co to znaczy, że jestem Naznaczona? To źle? - zapytałam cicho. Will patrzył na mnie z góry ze smutnym wyrazem twarzy. Jego oczy jednak pozostały obojętne.
-Nie wiemy dokładnie co to oznacza. Dlatego Marcus chce cię obserwować. - mruknął Will.
-Inne dziewczyny tego nie mają, prawda? - zapytałam. czułam, ze już znam odpowiedź. Will wolno pokręcił głową.
-Co miał na myśli, mówiąc, że jeśli będziesz przy mnie, Ciemność mnie wybierze? - zapytałam, a twarz Willa stężała.
-To nieistotne. - powiedział krótko. Odwrócił się i już myślałam, ze wyjdzie, ale on tylko usiadł na łóżku i wpatrzył się w przestrzeń. Zawahałam się, po czym usiadłam obok niego.
-Will? - zagadnęłam.
-Tak? - spojrzał na mnie, jarzącymi się oczami. Westchnęłam mimowolnie.
-Mógłbyś mnie trenować? Znaczy wiesz.. Wujek uczył mnie, jak obsługiwać się bronią i w ogóle, ale ty walczysz tak.. jakby broń była twoją częścią. - powiedziałam to na jednym wydechu, więc teraz zaczerpnęłam tchu i spuściłam wzrok. Minuty ciągnęły się w nieskończoność.
W końcu spojrzałam na niego i ku swojemu największemu zdumieniu zobaczyłam, że Will się uśmiecha. Na jego twarzy malowała się też ulga, jakby był wdzięczny, że nie drążyłam tematu, który przed chwilą roztrząsaliśmy.
-To nie jest taki zły pomysł. Ale muszę cię ostrzec, że będzie ciężko. - powiedział, z uśmiechem. Kiwnęłam głową. Kilka kosmyków uwolniło się z kucyka i opadło mi na twarz. Miałam je poprawić, ale Will mnie uprzedził. Wsadził mi je za ucho, muskając przy tym mój policzek. Miał ciepłą dłoń. Westchnęłam.
Nim się obejrzałam, stał już przy drzwiach. Nie odwracając się rzucił:
-Jutro o szóstej rano przyjdź do zbrojowni. - powiedziawszy to, zniknął.
Przygryzłam wargę. Rozmowa z nim była jak stąpanie po szkle. Zapatrzyłam się w przestrzeń. Dlaczego on był taki niedostępny? Sapnęłam zrezygnowana.
-Widzę, że nie przyjęłaś do serca naszej groźby. - Spojrzałam na Alexa, który patrzył na mnie z nieprzyjemnym uśmieszkiem, opierając się o framugę drzwi. Oho! To teraz dopiero będę miała kłopoty. Przynajmniej Alex miał na sobie ubranie. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby..
Dokładnie w tym momencie za nim pojawiła się reszta chłopaków (z wyjątkiem Lucasa) i ściągnęła z siebie spodnie, tak jak w tej piosence LMFAO "Sexy and I know it".
Normalnie nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
* * *
-Jesteście idiotami. - powiedziałam, gdy chłopcy już wygonili mnie z pokoju i ubrali spodnie. Connor wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu.
-Bez idiotów, ten świat byłby nudny. - powiedział.
Weszliśmy do stołówki. Jak na zawołanie wszystkie twarze zwróciły się w moją stronę. No tak. Zapomniałam, że po południu zabiłam jednego gościa i dwóch poraniłam. Hmm.. Megan wstała od stołu i spojrzała na mnie kpiącym wzrokiem.
-Nie zbliżać się! Jeszcze nasza nowa koleżanka dźgnie nas nożem! - krzyknęła, a bliźniaczki, które chodziły za nią jak cień, zaśmiały się głupio.
-Bardzo kusząca propozycja. - syknęłam, obnażając zęby. Megan cofnęła się, a ja posłałam jej uśmiech.
-Uważaj Megan, coś wielkiego urosło ci na twarzy.. A nie. To tylko twój nos. - powiedział Robert, stając za mną, a reszta chłopaków poszła za jego przykładem. Poczułam nieodpartą wdzięczność. Rany, oni naprawdę byli wspaniali.
-Nie odzywaj się, jak cię nie pytają, rudzielcu. - warknęła Megan. Spojrzała na mnie z wyższością. - Nie myśl sobie, że z obstawą jesteś bezpieczna.
-Jedyne o czym myślę, to jak najboleśniej wybić ci zęby. - syknęłam, a za plecami usłyszałam cichy śmiech. Serce mi podskoczyło, jak poznałam ten głos.
Will.
Mój anioł stróż, że się tak wyrażę staną przede mną, z rękami w kieszeniach i lekko rozbawioną miną. Spojrzał na Megan, która patrzyła to na mnie, to na niego z półotwartymi ustami.
-Megan, doprawdy nie sądziłem, że twoim nowym hobby są kłótnie z początkującymi. Najwyraźniej jednak nie wychodzi ci to za dobrze, bo jak zdążyłem zauważyć, młodzi radzą sobie z tobą lepiej, niż niejeden nauczyciel. - uśmiechnął się drwiąco. - Zdaje się, że coś jest chyba nie w porządku.
Megan zacisnęła zęby i odwróciła się, przy okazji rzucając mi miażdżące spojrzenie. Ludzie odwracali ode mnie głowy, szepcząc do siebie z ożywieniem. Will odwrócił się do mnie, skinął głową, po czym zniknął.
W ten oto sposób udowodnił, że ciągle mnie obserwuje. Uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam do chłopaków. Patrzyli na mnie zdziwieni, ale nic nie mówili. W milczeniu ruszyliśmy do stolika, przy którym siedziała Casey i Luke.
-Widziałam to małe przedstawienie. - powiedziała, gdy usiadłam obok niej. Nie byłam głodna, ale Cas wcisnęła mi jabłko do ręki, więc wytarłam je i ugryzłam. Słodki smak w mojej buzi, przypomniał mi, jak wujek zabierał mnie do sadu jego dziadka i zawsze dawał mi jabłka.
Skinęłam w milczeniu głową.
-Nie wiedziałam, że znasz Willa Turnera. - powiedział Lucas.
-Znam. Kilka razy uratował mi życie. - przyznałam, odgryzając kolejny kęs jabłka.
-Rozumiem. Ale wiesz.. On.. Hm.. Uratował wiele osób, w tym mnie, ale jest jakiś taki.. mroczny. - rzuciła Cas. Zaskoczyło mnie, że uratował ją, ale później pomyślałam, że to jego praca. Ratowanie ludzi. Fajnie.
-Taaak. To przez jego ubrania. Zawsze są czarne.. - zaczęłam, ale Cas pokręciła głową. Chłopcy nie jedli, tylko patrzyli na nas zaciekawieni.
-Nie o to mi chodzi. - gwałtownie pokręciła głową, jakby odpędzała osę. - On.. Cóż. Słyszałam od wielu ludzi z zakonu, że coś stało się w przeszłości.. I on sam ma mroczną przeszłość. Nikt nie wie jaką, ale każdy się go boi. Wszyscy wiedzą, że jest najlepszy, ale też najgroźniejszy.
Spojrzałam na nią groźnie.
-I co z tego? Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby w przeszłości biegał z pochodnią i widłami, albo podpalał czyjeś domy, albo zjadał koty..
-Zjadał koty? - zapytał zszokowany Jake. Zignorowałam go.
-Nie wiem, co chcesz mi powiedzieć, ale ufam Willowi. - warknęłam, wstając.
-Nie chciałam powiedzieć nic złego, Isabelle. - szepnęła Casey. - Po prostu zastanawiam się, o co tu chodzi. Nie chcę, żebyś przez niego cierpiała.
Powiedziała to takim tonem, jakby przyłapała mnie i Willa w łóżku i teraz dawała mi rodzicielską radę. Poczułam wściekłość. Sama potrafiłam o siebie zadbać.
-Interesujące. - syknęłam. - Obawiam się, że twoje przypuszczenia nie wpłyną na moją ocenę. Szczerze mówiąc w dupie mam to, co przed chwilą powiedziałaś.
Lucas wstał i rzucił mi nienawistne spojrzenie. Nie pozostałam mu dłużna. Casey spuściła wzrok i nie odezwała się już. Chłopcy wyglądali na oburzonych.
-Idź, Isabelle. Nie będziemy ci się już narzucać. Po prostu idź już. - Powiedział to Ashton, który siedział sztywno z wzrokiem utkwionym we mnie.
Odwróciłam się na pięcie. Czas zwolnił. I dobrze. Wybiegłam na korytarz, wiedząc, że nikogo nie będzie obchodzić, czy wrócę.
* * *
Biegłam chyba z piętnaście minut.
Wstąpiłam do pokoju, chwyciłam plecak i znów wybiegłam. Mijałam ludzi, którzy w ślimaczym tempie poruszali się korytarzami, wracając z kolacji. Nikt mnie nie widział.
Znalazłam w końcu wyjście z tego przeklętego więzienia. Otworzyłam wielkie drewniane drzwi, a chłodne powietrze uderzyło we mnie z ogromną siłą. Wdychałam je, a moje myśli pogalopowały do znajomych mi, niebieskich oczu. Zacisnęłam powieki.
Kucyk całkowicie się rozpadł,a blond włosy opadły mi kaskadą na ramiona. Wiatr rozwiewał je tak, że muskały moje policzki. Odetchnęłam głęboko.
-Dokąd się wybierasz? - No nie. Nie odwracając się, poprawiłam plecak i powoli ruszyłam przed siebie. Will zastawił mi drogę, ale wyminęłam go i przyspieszyłam.
-Zostaw mnie. - mruknęłam.
-Zdradzisz mi, dokąd zamierzasz pójść? Nie masz gdzie się podziać. Wymyśle stwory szukają cię zapewne po całym świecie. - Starałam się go ignorować, ale sens jego słów sprawił, że chciałam wrócić do zakonu. Nie zrobiłam tego jednak.
-Coś wymyślę. - rzuciłam.
Zatrzymałam się przed drzewami, które wyglądały jak wielkie postacie, czające się w mroku. Przełknęłam ślinę.
-To zły pomysł, Isabelle. Wiesz o tym. Przecież nie możesz..
-A waśnie że mogę! Nienawidzę tego miejsca, Will! - krzyknęłam, odwracając się. Will stał zaledwie pięć kroków przede mną. Ręce trzymał w kieszeniach, a wiatr rozwiewał mu włosy, które opadały na czoło.
-Ale tylko tu jesteś bezpieczna. - powiedział spokojnie. Chwyciłam się za głowę, szarpiąc włosy. - Przestań. To w niczym nie pomorze.
-Zamknij się! Po prostu się zamknij! - krzyknęłam, dławiąc się łzami. Tak, zachowywałam się jak idiotka, ale co miałam innego zrobić? Straciłam przyjaciół, mojego Kyle'a, nie wiedziałam gdzie jest wujek, Will sprawiał, że chciałam latać, ale też przedziurawić sobie skrzydła. Marcus mnie w jakiś sposób przerażał, a zakon był więzieniem. To nie był mój świat.
Will stał w miejscu, przypatrując mi się z beznamiętną miną. Zaszlochałam i opadłam na kolana. Chciałam wrócić do domu. Do wujka, który po każdej misji wracał, pytając "gdzie jest jego Isabelle?". Do domu w którym wujek robił gorącą czekoladę i wraz z nią oglądał filmy, który przyjął ja do siebie, gdy jej rodzice zginęli. Który ją kochał. Naprawdę kochał, mimo iż nigdy tego nie powiedział. Nie wprost.
Życie jest nie fair! Obięła się ramionami, wbijając paznokcie w skórę.
-Zrób to dla wujka. On nie chciałby, byś narażała się na niebezpieczeństwo. - Znów zaszlochałam, a Will uklęknął naprzeciwko mnie. - Nie zapomnij o naszym jutrzejszym treningu.
Zaśmiałam się przez łzy i podniosłam głowę, ale jego już nie było. Wiatr, który zerwał się nagle, rozwiał mi włosy. Czułam się niemal tak, jakby to Will odgarnął mi je delikatnym gestem, przy okazji muskając dłonią mój policzek.
-Szczerze mówiąc, tak. Tak właśnie myślę. - przyznałam i utkwiłam wzrok w przeciwległej ścianie. Nie wytrzymywałam jego spojrzenia. Jak na złość Will usiadł na przeciwko mnie, przeczesując ręką włosy. Przygryzłam wargę.
-Więc wiedz, że źle myślisz. Ciągle cię obserwuję. Zdziwiłabyś się, gdybyś wiedziała, jak często jestem w pobliżu. - rzucił. Drgnęłam i spojrzałam na niego. To jego spojrzenie było.. zniewalające. Miękły mi kolana, gdy tak na niego patrzyłam.
-Hmm.. - mruknęłam tylko. Gardło mi się ścisnęło. Boże, dlaczego?
Will uśmiechnął się lekko, jakby mógł czytać mi w myślach. Miałam nadzieję, że nie mógł. Bo nie mógł, prawda? Na samą myśl zakręciło mi się w głowie.
-Dobrze się czujesz? - zapytał Will, pochylając się nad stołem. Znów poczułam ten zapach. Powietrza. Chłonęłam go z przymkniętymi oczami.
-Mhm.. - mruknęłam.
-Izzy? - Wyrwał mnie z transu. Rany. Co to było? Ale bardziej dziwiło mnie, że zwrócił się do mnie zdrobniale. Tylko Kyle i wujek używali zdrobnień, gdy do mnie mówili. W ustach Willa to brzmiało tak przyjemnie.
Wstałam gwałtownie i ruszyłam na drugi koniec pokoju. Will patrzył na mnie wesołym wzrokiem. Gdy wcisnęłam się w ścianę, uniósł brwi.
-Nie do końca rozumiem, co właśnie zrobiłaś. - powiedział, z wyraźnym rozbawieniem. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.
-Przestań. - fuknęłam. Jego brwi podjechały jeszcze kawałek do góry.
-Co mam przestać? - zapytał. Znów przekrzywił głowę, niczym ptak.
-Przez ciebie nie mogę się skupić. - wymamrotałam tylko. Will uśmiechnął się szeroko. Jęknęłam w duchu.
-Chodzi ci o moją nieziemską urodę? Rozumiem cię. Ludzie patrząc na mnie, mówią, że anioły jednak istnieją. Ja jednak uważam, że mówienie, o pięknie aniołów jest przereklamowane. Lepiej mówić "O mój Boże! Jesteś piękny jak Will Turner!" Tak. To by brzmiało nieźle.
Wzięłam poduszkę i rzuciłam nią w niego. Mimo wszystko uśmiechnęłam się. Po prostu nie mogłam tego powstrzymać.
-Przestań! Miałeś wyjaśnić mi, o czym mówił Marcus! - powiedziałam, a uśmiech zniknął z twarzy Willa. Chłopak zmarszczył brwi i rzucił mi groźne spojrzenie.
-Według mnie, nie powinnaś się tym interesować. - chciałam mu przerwać, ale mi nie pozwolił. - Jeszcze nie czas, Iz.
I znów zdrobnienie zabrzmiało cudownie w jego ustach. Poczułam dreszcz na karku.
-A kiedy będzie ten czas?! - krzyknęłam. - Jak wyjedziesz za granicę?! Jak zostanę zupełnie sama?! Will, tylko ty możesz mi to wszystko wyjaśnić!
Will patrzył na mnie bez słowa. Wyglądał, jakby rozważał, czy powiedzieć mi prawdę, czy nie. Wstał i zbliżył się do mnie. Jeszcze bardziej wcisnęłam się w ścianę. Will był wyższy o głowę, więc patrzenie mu w oczy, gdy stał, było denerwujące.
Powolnym ruchem sięgnął po moją dłoń. Zamarłam z oczami utkwionymi w jego twarzy. on też na mnie patrzył. Ale przez maskę obojętności, żadne uczucia do mnie nie docierały. Podniósł moją dłoń i przystawił mi do karku. Przejechał nią od nili włosów, do barków, a ja poczułam pod palcami wybrzuszenia.
Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie.
-Jak powiedział Marcus jesteś Naznaczona. Masz na karku siedem małych blizn w kształcie gwiazd. - przełknęłam ślinę. - Nie układają się w prostą linię, tylko są rozsypane, jeśli wiesz o co mi chodzi.
Puścił moją dłoń, a ona bezwładnie opadła i z pacnięciem uderzyła o moje udo.
-Co to znaczy, że jestem Naznaczona? To źle? - zapytałam cicho. Will patrzył na mnie z góry ze smutnym wyrazem twarzy. Jego oczy jednak pozostały obojętne.
-Nie wiemy dokładnie co to oznacza. Dlatego Marcus chce cię obserwować. - mruknął Will.
-Inne dziewczyny tego nie mają, prawda? - zapytałam. czułam, ze już znam odpowiedź. Will wolno pokręcił głową.
-Co miał na myśli, mówiąc, że jeśli będziesz przy mnie, Ciemność mnie wybierze? - zapytałam, a twarz Willa stężała.
-To nieistotne. - powiedział krótko. Odwrócił się i już myślałam, ze wyjdzie, ale on tylko usiadł na łóżku i wpatrzył się w przestrzeń. Zawahałam się, po czym usiadłam obok niego.
-Will? - zagadnęłam.
-Tak? - spojrzał na mnie, jarzącymi się oczami. Westchnęłam mimowolnie.
-Mógłbyś mnie trenować? Znaczy wiesz.. Wujek uczył mnie, jak obsługiwać się bronią i w ogóle, ale ty walczysz tak.. jakby broń była twoją częścią. - powiedziałam to na jednym wydechu, więc teraz zaczerpnęłam tchu i spuściłam wzrok. Minuty ciągnęły się w nieskończoność.
W końcu spojrzałam na niego i ku swojemu największemu zdumieniu zobaczyłam, że Will się uśmiecha. Na jego twarzy malowała się też ulga, jakby był wdzięczny, że nie drążyłam tematu, który przed chwilą roztrząsaliśmy.
-To nie jest taki zły pomysł. Ale muszę cię ostrzec, że będzie ciężko. - powiedział, z uśmiechem. Kiwnęłam głową. Kilka kosmyków uwolniło się z kucyka i opadło mi na twarz. Miałam je poprawić, ale Will mnie uprzedził. Wsadził mi je za ucho, muskając przy tym mój policzek. Miał ciepłą dłoń. Westchnęłam.
Nim się obejrzałam, stał już przy drzwiach. Nie odwracając się rzucił:
-Jutro o szóstej rano przyjdź do zbrojowni. - powiedziawszy to, zniknął.
Przygryzłam wargę. Rozmowa z nim była jak stąpanie po szkle. Zapatrzyłam się w przestrzeń. Dlaczego on był taki niedostępny? Sapnęłam zrezygnowana.
-Widzę, że nie przyjęłaś do serca naszej groźby. - Spojrzałam na Alexa, który patrzył na mnie z nieprzyjemnym uśmieszkiem, opierając się o framugę drzwi. Oho! To teraz dopiero będę miała kłopoty. Przynajmniej Alex miał na sobie ubranie. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby..
Dokładnie w tym momencie za nim pojawiła się reszta chłopaków (z wyjątkiem Lucasa) i ściągnęła z siebie spodnie, tak jak w tej piosence LMFAO "Sexy and I know it".
Normalnie nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
* * *
-Jesteście idiotami. - powiedziałam, gdy chłopcy już wygonili mnie z pokoju i ubrali spodnie. Connor wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu.
-Bez idiotów, ten świat byłby nudny. - powiedział.
Weszliśmy do stołówki. Jak na zawołanie wszystkie twarze zwróciły się w moją stronę. No tak. Zapomniałam, że po południu zabiłam jednego gościa i dwóch poraniłam. Hmm.. Megan wstała od stołu i spojrzała na mnie kpiącym wzrokiem.
-Nie zbliżać się! Jeszcze nasza nowa koleżanka dźgnie nas nożem! - krzyknęła, a bliźniaczki, które chodziły za nią jak cień, zaśmiały się głupio.
-Bardzo kusząca propozycja. - syknęłam, obnażając zęby. Megan cofnęła się, a ja posłałam jej uśmiech.
-Uważaj Megan, coś wielkiego urosło ci na twarzy.. A nie. To tylko twój nos. - powiedział Robert, stając za mną, a reszta chłopaków poszła za jego przykładem. Poczułam nieodpartą wdzięczność. Rany, oni naprawdę byli wspaniali.
-Nie odzywaj się, jak cię nie pytają, rudzielcu. - warknęła Megan. Spojrzała na mnie z wyższością. - Nie myśl sobie, że z obstawą jesteś bezpieczna.
-Jedyne o czym myślę, to jak najboleśniej wybić ci zęby. - syknęłam, a za plecami usłyszałam cichy śmiech. Serce mi podskoczyło, jak poznałam ten głos.
Will.
Mój anioł stróż, że się tak wyrażę staną przede mną, z rękami w kieszeniach i lekko rozbawioną miną. Spojrzał na Megan, która patrzyła to na mnie, to na niego z półotwartymi ustami.
-Megan, doprawdy nie sądziłem, że twoim nowym hobby są kłótnie z początkującymi. Najwyraźniej jednak nie wychodzi ci to za dobrze, bo jak zdążyłem zauważyć, młodzi radzą sobie z tobą lepiej, niż niejeden nauczyciel. - uśmiechnął się drwiąco. - Zdaje się, że coś jest chyba nie w porządku.
Megan zacisnęła zęby i odwróciła się, przy okazji rzucając mi miażdżące spojrzenie. Ludzie odwracali ode mnie głowy, szepcząc do siebie z ożywieniem. Will odwrócił się do mnie, skinął głową, po czym zniknął.
W ten oto sposób udowodnił, że ciągle mnie obserwuje. Uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam do chłopaków. Patrzyli na mnie zdziwieni, ale nic nie mówili. W milczeniu ruszyliśmy do stolika, przy którym siedziała Casey i Luke.
-Widziałam to małe przedstawienie. - powiedziała, gdy usiadłam obok niej. Nie byłam głodna, ale Cas wcisnęła mi jabłko do ręki, więc wytarłam je i ugryzłam. Słodki smak w mojej buzi, przypomniał mi, jak wujek zabierał mnie do sadu jego dziadka i zawsze dawał mi jabłka.
Skinęłam w milczeniu głową.
-Nie wiedziałam, że znasz Willa Turnera. - powiedział Lucas.
-Znam. Kilka razy uratował mi życie. - przyznałam, odgryzając kolejny kęs jabłka.
-Rozumiem. Ale wiesz.. On.. Hm.. Uratował wiele osób, w tym mnie, ale jest jakiś taki.. mroczny. - rzuciła Cas. Zaskoczyło mnie, że uratował ją, ale później pomyślałam, że to jego praca. Ratowanie ludzi. Fajnie.
-Taaak. To przez jego ubrania. Zawsze są czarne.. - zaczęłam, ale Cas pokręciła głową. Chłopcy nie jedli, tylko patrzyli na nas zaciekawieni.
-Nie o to mi chodzi. - gwałtownie pokręciła głową, jakby odpędzała osę. - On.. Cóż. Słyszałam od wielu ludzi z zakonu, że coś stało się w przeszłości.. I on sam ma mroczną przeszłość. Nikt nie wie jaką, ale każdy się go boi. Wszyscy wiedzą, że jest najlepszy, ale też najgroźniejszy.
Spojrzałam na nią groźnie.
-I co z tego? Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby w przeszłości biegał z pochodnią i widłami, albo podpalał czyjeś domy, albo zjadał koty..
-Zjadał koty? - zapytał zszokowany Jake. Zignorowałam go.
-Nie wiem, co chcesz mi powiedzieć, ale ufam Willowi. - warknęłam, wstając.
-Nie chciałam powiedzieć nic złego, Isabelle. - szepnęła Casey. - Po prostu zastanawiam się, o co tu chodzi. Nie chcę, żebyś przez niego cierpiała.
Powiedziała to takim tonem, jakby przyłapała mnie i Willa w łóżku i teraz dawała mi rodzicielską radę. Poczułam wściekłość. Sama potrafiłam o siebie zadbać.
-Interesujące. - syknęłam. - Obawiam się, że twoje przypuszczenia nie wpłyną na moją ocenę. Szczerze mówiąc w dupie mam to, co przed chwilą powiedziałaś.
Lucas wstał i rzucił mi nienawistne spojrzenie. Nie pozostałam mu dłużna. Casey spuściła wzrok i nie odezwała się już. Chłopcy wyglądali na oburzonych.
-Idź, Isabelle. Nie będziemy ci się już narzucać. Po prostu idź już. - Powiedział to Ashton, który siedział sztywno z wzrokiem utkwionym we mnie.
Odwróciłam się na pięcie. Czas zwolnił. I dobrze. Wybiegłam na korytarz, wiedząc, że nikogo nie będzie obchodzić, czy wrócę.
* * *
Biegłam chyba z piętnaście minut.
Wstąpiłam do pokoju, chwyciłam plecak i znów wybiegłam. Mijałam ludzi, którzy w ślimaczym tempie poruszali się korytarzami, wracając z kolacji. Nikt mnie nie widział.
Znalazłam w końcu wyjście z tego przeklętego więzienia. Otworzyłam wielkie drewniane drzwi, a chłodne powietrze uderzyło we mnie z ogromną siłą. Wdychałam je, a moje myśli pogalopowały do znajomych mi, niebieskich oczu. Zacisnęłam powieki.
Kucyk całkowicie się rozpadł,a blond włosy opadły mi kaskadą na ramiona. Wiatr rozwiewał je tak, że muskały moje policzki. Odetchnęłam głęboko.
-Dokąd się wybierasz? - No nie. Nie odwracając się, poprawiłam plecak i powoli ruszyłam przed siebie. Will zastawił mi drogę, ale wyminęłam go i przyspieszyłam.
-Zostaw mnie. - mruknęłam.
-Zdradzisz mi, dokąd zamierzasz pójść? Nie masz gdzie się podziać. Wymyśle stwory szukają cię zapewne po całym świecie. - Starałam się go ignorować, ale sens jego słów sprawił, że chciałam wrócić do zakonu. Nie zrobiłam tego jednak.
-Coś wymyślę. - rzuciłam.
Zatrzymałam się przed drzewami, które wyglądały jak wielkie postacie, czające się w mroku. Przełknęłam ślinę.
-To zły pomysł, Isabelle. Wiesz o tym. Przecież nie możesz..
-A waśnie że mogę! Nienawidzę tego miejsca, Will! - krzyknęłam, odwracając się. Will stał zaledwie pięć kroków przede mną. Ręce trzymał w kieszeniach, a wiatr rozwiewał mu włosy, które opadały na czoło.
-Ale tylko tu jesteś bezpieczna. - powiedział spokojnie. Chwyciłam się za głowę, szarpiąc włosy. - Przestań. To w niczym nie pomorze.
-Zamknij się! Po prostu się zamknij! - krzyknęłam, dławiąc się łzami. Tak, zachowywałam się jak idiotka, ale co miałam innego zrobić? Straciłam przyjaciół, mojego Kyle'a, nie wiedziałam gdzie jest wujek, Will sprawiał, że chciałam latać, ale też przedziurawić sobie skrzydła. Marcus mnie w jakiś sposób przerażał, a zakon był więzieniem. To nie był mój świat.
Will stał w miejscu, przypatrując mi się z beznamiętną miną. Zaszlochałam i opadłam na kolana. Chciałam wrócić do domu. Do wujka, który po każdej misji wracał, pytając "gdzie jest jego Isabelle?". Do domu w którym wujek robił gorącą czekoladę i wraz z nią oglądał filmy, który przyjął ja do siebie, gdy jej rodzice zginęli. Który ją kochał. Naprawdę kochał, mimo iż nigdy tego nie powiedział. Nie wprost.
Życie jest nie fair! Obięła się ramionami, wbijając paznokcie w skórę.
-Zrób to dla wujka. On nie chciałby, byś narażała się na niebezpieczeństwo. - Znów zaszlochałam, a Will uklęknął naprzeciwko mnie. - Nie zapomnij o naszym jutrzejszym treningu.
Zaśmiałam się przez łzy i podniosłam głowę, ale jego już nie było. Wiatr, który zerwał się nagle, rozwiał mi włosy. Czułam się niemal tak, jakby to Will odgarnął mi je delikatnym gestem, przy okazji muskając dłonią mój policzek.
Po prostu cudowne. Płakałam kilka razy ;-; Błagam, napisz kolejny rozdział jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńJezu dziękuję <3 po prostu aww <3 strasznie się cieszę :))))
UsuńWow xD Świetne.... niee :P to nie to słowo... niesamowite *-* A muzykę tutaj masz boską :D Świetnie się z nią czyta :)
OdpowiedzUsuńRozdział po prostu... brak słów.... :) Pełen akcji i co najważniejsze wszędzie był Will *-*
Co do Willa... z każdym rozdziałem coraz bardziej go kocham :D On jest niesamowity, boski, nieziemski, mrraśny, zabawny,kochany, przystojny, idealny, z mroczną przeszłością ^^ i dalej tak wymieniać bym mogła godzinami... :D mrr... :D Dziękuję Ci, że stworzyłaś Willa :) Uwielbiam Cię, siostro! :3
Biedna Isabelle... :( Nie dziwię się jej, że się biedulka załamała... płakać mi się zachciało jak ona wyszła z tego klasztoru... to było takie smutne... a teraz w tle leci mi "Safe and Sound".. po prostu łzy same lecą :(
A Will wtedy przed tym klasztorem zachował się trochę chamsko z tym treningiem, ale było czuć, że tak by postąpił Will :D
Ciekawe, gdzie jest jej wujek :D I mam nadzieję, że ona wybije zęby tej Megan! :D Ja ją dopinguję :)
Zżera mnie ciekawość, czy Izzy będzie z Willem... ale na razie mi nie mów! :D Chcę się dowiedzieć potem :3
Nie mogę się doczekać nexta... aż nie mogę usiedzieć... :D Ochh! :P Mam nadzieję, że nie będziesz okrutna i szybko rozdział dodasz! :D
I nie chcę być niemiła, ale zauważyłam, że jest kilka błędów.. ale takie minimalne... zauważyłam tylko "pomorze" a chyba powinno być "pomoże", a więcej nie pamiętam.. :3
Przepraszam za tą czepiającą się część mnie :3
Mam nadzieję, że mi wybaczysz to wytknięcie błędu :)
Tooo...pozdrawiam i życzę weny :3
Czeeeekam z wielką niecierpliwością na następny! :)
Ps. Ta muzyka jest boooska :D Musisz mi podać tytuły tych pierwszych piosenek :D Naprawdę fajne :)
Dziękuję bardzo <3 rozdział będzie w weekend na pewno :)) a co do Willa to jestem pewna że zaskoczy cię w następnym rozdziale ;) ale nie zdradzę czy pozytywnie czy negatywnie xd
UsuńTo fajnie :D nie mogę się doczekać ^^ A ja tymczasem nominowałam tego Twojego bloga, którego uwielbiam do Liebster Award :D
OdpowiedzUsuńWięcej na: http://aniol-ktory-chce-byc-kochany.blogspot.com/2014/03/la.html
Pozdrawiam :D I mam nadzieję, że Will zaskoczy mnie poooozytywnie :D ;)
Jezu dziękuję <3
UsuńNie ma za co, siostro! :D Należy ci się :3
Usuń