niedziela, 16 marca 2014

Rozdział VII ; Inna niż wszystkie

Kochani bardzo przepraszam, że rozdział wychodzi z takim opóźnieniem, ale miałam karę, a do tego szkoła, zadania, moi młodsi bracia (bliźniacy, masakraaaaaa). Rozdział według mnie - świetny. Bardzo się starałam. Liczę, na komentarze ^^ Zapraszam do czytania (:
* * *

Kochać to także umieć się rozstać.
 Umieć pozwolić komuś odejść,
 Nawet, jeśli darzy się go wielkim uczuciem.
 Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu,
 Zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie,
 Jest pragnieniem przede wszystkim
 Jej szczęścia, czasem wbrew własnemu.


Biegłam korytarzem.
Will był kilka metrów przede mną. Mógł użyć tej swojej super szybkości, ale tego nie robił. Szedł szybkim krokiem i co chwilę odwracał się, by sprawdzić, czy nie zrezygnowałam i nie leże teraz pod ścianą, sapiąc głośno.
Swoją drogą, gdyby nie chodziło o Kyle'a, na pewno bym to zrobiła. Biegliśmy tak już dobre dziesięć minut. Nie zdawałam sobie sprawy, że ten klasztor jest taki wielki.
Will przystanął wreszcie przy jakiś drzwiach i spojrzał na mnie. Miał kamienny wyraz twarzy. Chciałam, by się uśmiechnął, chciałam zobaczyć ten błysk w jego oczach, te uczucia, którymi rzucał na prawo i lewo. Złość, ból, tęsknotę, szczęście, kpinę. A teraz był taki poważny.. wręcz martwy.
Co się stało?
Zanim tu przyjechaliśmy, zanim zobaczył jak moje oczy zmieniają kolor, był inny. Jakby to zdarzenie go zmieniło. Ale to bez sensu. 
Kiwnął głową, dając mi do zrozumienia, bym weszła pierwsza. Przełknęłam ślinę, wyprostowałam się i otworzyłam drzwi. Łzy zapiekły mnie w oczach.
Kyle leżał wyciągnięty na stole ( w tym pokoju był tylko ten stół ) i wił się jak robak. Nadgarstki i kostki miał przypięte do tego stołu. Leżał w samych jeansach. Pod ścianami stali ludzie. Poznałam tylko jednego. Był to ten, który wyszedł z zakonu, gdy przyjechaliśmy.
Stał przygarbiony, ze zmarszczonym czołem i przyglądał się Kyle'owi. Pozostali szeptali do siebie i żywo gestykulowali. Byli ubrani w kitle lekarskie. Poczułam się jak w laboratorium.
Stałam tam w drzwiach, patrząc na Kyle'a, dopóki Will nie pchnął mnie delikatnie do przodu. Ruszyłam chwiejnym krokiem w stronę mojego przyjaciela. Szepty stopniowo cichły, aż w końcu otaczała mnie tylko cisza.
Opadłam na kolana i chwyciłam Kyle'a za rękę. Znieruchomiał, a potem powoli przekręcił głowę, by na mnie spojrzeć. Nie wiem jakim cudem się wtedy nie rozpłakałam. Miał siną, nie bladą, ale siną skórę, podbite jedno oko i spierzchnięte usta. Oddychał z trudem, wręcz charczał.
Odwrócił się ode mnie i zrozumiałam, że pokazuje mi gołe plecy. Przytknęłam dłoń do ust. Widniały na nich liczne ślady bicza. Czerwone pręgi były wszędzie. Wyraźnie malowały się na jego miedzianozłotej skórze.
-Co oni ci zrobili? - zapytałam cicho. Kyle znów spojrzał na mnie.
Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zaszlochałam cicho. Położyłam czoło na naszych złączonych dłoniach. Jego była taka ciepła.
Nagle Kyle wyrwał się z mojego uścisku i spojrzał na mnie błagalnie. Chciał, żebym się odsunęła, więc to zrobiłam. Wstałam i odeszłam od niego dwa kroki, wcześniej rzucając mu pocieszające spojrzenie.
Patrzyłam jak jego klatka piersiowa unosi się i opada coraz szybciej i szybciej. Cała jego skóra zmieniała się w futro, a potem znów w skórę. Jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej sina. Wygiął plecy w łuk i rzucił mi przelotne spojrzenie. Widziałam ból i przerażenie w jego oczach. Zadrżał i utkwił we mnie wzrok. Teraz w jego oczach malowało się coś dziwnego. Wyglądał, jakby się poddał i mnie za to przepraszał. Ale za co? Zmieni się, ale to na nic nie wpłynie. Dalej będziemy przyjaciółmi.
Patrzyliśmy sobie w oczy, a potem Kyle znieruchomiał. Patrzyłam jak jego oczy powoli się zamykają, a na twarz wpływa wyraz ulgi. Z jego piersi wyrwało się:
-Isabelle.. - drgnął, a potem już nigdy więcej się nie poruszył.


* * *


-Nie.. nie. To nie.. Nie. Nie! Kyle? Kyle, ty cholerny kretynie! - krzyknęłam, potrząsając bezwładnym ciałem. Dławiłam się łzami. To niemożliwe! On nie umarł. Nie mógł. Po prostu nie mógł. Położyłam głowę na jego piersi, próbując wychwycić ten dźwięk. Serce. Bicie serca. Odpowiedziała mi cisza.
Za plecami usłyszałam śmiech. Ktoś zaśmiał się cicho, niewyraźnie, jakby chciał to ukryć.Wstałam z podłogi i spojrzałam na Kyle'a. Był poraniony. Musieli go torturować. Ale dlaczego? Dlaczego mój Kyle? Przy pasie miałam dwa sztylety. Znalazłam je, gdy się obudziłam. Były w kształcie półksiężyców, ze srebrnymi rękojeściami.
Zacisnęłam na nich palce, wyrwałam je zza pasa i rzuciłam się na pierwszego gościa w kitlu. Krzyknął wystraszony, ale udało mu się zrobić unik. Udało mi się go tylko drasnąć.
-Isabelle, przestań! - krzyknął Will. Zignorowałam go.
Znów poczułam to uczucie. Czas zwolnił. Wszyscy poruszali się w ślimaczym tempie, tylko Will zachowywał się normalnie. O kurczę. To nie fajnie. Już szedł szybkim krokiem w moją stronę, ale umknęłam mu i rzuciłam się na gościa, który w zwolnionym tempie biegł do drzwi. Dźgnęłam go, a on bardzo powoli wygiął się w tył. Nie wiem czy upadł, nie obchodziło mnie to.
Na końcu pokoju dostrzegłam gościa, który nas tu przyjął. Stał wyprostowany i patrzył na mnie ze spokojem. Ruszyłam w jego stronę, po drodze dźgając dwóch innych facetów. Mój cel nie zdążył mrugnąć, a już leżałam na nim i przykładałam nóż do szyi. Teraz zobaczyłam strach w jego oczach. Na to czekałam. Uśmiechnęłam się i przycisnęłam nóż, tak, że spod ostrza wypłynął wąski strumyczek krwi.
Byłam pewna, że to on się śmiał. Już miałam odciąć mu tę głupią głowę, gdy ktoś złapał mnie w pasie i odciągnął od tamtego gościa. Szarpałam się, ale na próżno. Świat znów przyspieszył. Gość, któremu przed chwilą prawie odcięłam głowę, wstał i teraz pocierał sobie szyję, a gdy zobaczył krew na swoich palcach spojrzał na mnie zdziwiony. Posłałam mu uśmiech.
Will wyrwał mi z rąk sztylety i cisnął nimi przez pokój. Wyglądał na wściekłego.
-Coś ty sobie myślała?! - warknął.
Staliśmy tam i mierzyliśmy się wściekłymi spojrzeniami. Skrzyżowałam ręce na piersi.Był ode mnie wyższy, więc musiałam zadrzeć głowę w górę. To było denerwujące.
-Gdyby nie ty, wszystkich bym wymordowała. - syknęłam, ignorując jego pytanie. Spojrzałam za siebie. Jeden gość w kitlu klęczał przy swoim rannym koledze. Warknęłam na niego, a on skrzywił się lekko.
Will chwycił mnie za ramie i wyprowadził. Ciągnął mnie korytarzem, aż w końcu rzucił mną o ścianę. Auć.Walnęłam się w ramię. Na szczęście to zdrowe. Will spojrzał na mnie groźnie, ale nic nie powiedział. Zaczął chodzić tam i z powrotem, szarpiąc się za włosy.
Złość mi minęła. Pozostał tylko ból. Wypłakałam się, więc czułam się pusta w środku. Zjechałam po ścianie i podciągnęłam kolana do brody. Dlaczego mój Kyle?
-Co oni mu zrobili? - wyszeptałam. Will spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem. Skuliłam się i zamknęłam oczy. Usłyszałam westchnienie, więc otworzyłam oczy, a Will kucnął przede mną.
-Oni.. cóż. Musieli sprawdzić, czy nie został przysłany przez wrogów. - mruknął.
-Nie mogli zapytać mnie? A ty nie mogłeś potwierdzić? - warknęłam. Will wpatrywał się we mnie z intensywnością.
-Przykro mi. - rzucił, wstał i zaczął oddalać się korytarzem. Poderwałam się z miejsca i ruszyłam za nim.
-Hej, poczekaj! - Przyspieszył. No chyba se jaja robi! Dogoniłam go i chwyciłam za ramię. Zatrzymał się, odepchnął mnie i znów ruszył korytarzem. Odepchnął mnie kretyn! Potrząsnęłam głową i znów za nim ruszyłam. Chwyciłam go za ramię i nim zdążył zareagować, zamachnęłam się i trzasnęłam go w twarz. Nieprzyjemny plask wzniósł się korytarzem.
Will powoli spojrzał na mnie. W jego oczach nie widziałam gniewu. Tylko ten kamienny wyraz twarzy. Walnęłam go znowu, a potem rzuciłam się na niego z pięściami. Nie protestował. Przyjmował każde moje uderzenie bez mrugnięcia. Cofał się tylko, a ja wykrzykiwałam co mi leżało na sercu. Tak, to było głupie, ale ja nigdy nie byłam mądra. Wręcz przeciwnie. Will odwrócił się, tak, że teraz ja stałam pod ścianą, ale dalej go biłam.
-Jesteś idiotą! Kretynem! Frajerem! Kamieniem! Tak, jesteś kamieniem! Przez ten twój głupi wyraz twarzy! Ktoś mógłby wreszcie zniszczyć ten twój mur obojętności! Kretyn! Nienawidzę cię! - wysapałam. - Ignorujesz mnie! Całkowicie! Nie wiem, co się dzieje! Zdążyłam już pobić kilka osób, a ty masz to gdzieś! Nie mam pojęcia, gdzie jest wujek John! Nie wiem, co się działo z Kyle'em, a teraz on nie żyje! Umarł, słyszysz?! A ci idioci, się śmiali! W dupie mam ich wszystkich! Spalę to miejsce, jeśli będzie trzeba! Nienawidzę wszystkiego! Teraz zostałam sama! Bo ty jesteś gdzieś, gdzie ja nie mogę być! Tylko ciebie tu znałam, a ty sobie patrzyłeś, jak torturowali mojego przyjaciela! Myślałam, że będziesz mnie wspierał, a ty wbijałeś mi nóż w plecy! Zawsze go nienawidziłeś! Nie zdziwiłabym się, gdybyś ty go bił! Ty..
Will zamachnął się i walnął pięścią w ścianę, tuż obok mojej głowy. Zamilkłam, ale wciąż kipiałam wściekłością. Will sapał, a z jego ręki lała się krew. Nie przejął się tym, patrzył mi prosto w oczy. Pochylił się nade mną, tak, że jego oddech owiewał mi twarz. Jego oczy robiły się coraz ciemniejsze.
-Isabelle, otrząśnij się! - warknął. - Musiałem cię niańczyć!. Musiałem też zajmować się nim! Nie takie dostałem zadanie! Nie wiem, co sobie myślałaś, ale to nie jest kraina marzeń. To jest życie, Isabelle! Nie będę cię wiecznie pilnował. Nie jesteś dzieckiem! Przywiozłem cię tu, bo mi kazano, taką mam pracę! Nie stałem się twoim przyjacielem, czy aniołem stróżem! A co do niego, to nie biłem go i nie patrzyłem na jego cierpienie. Nie kręci mnie takie coś. Ja zabiłbym go szybko i bezboleśnie, rozumiesz? - Wciągnęłam z sykiem powietrze.-  A teraz daj mi spokój!
Odwrócił się, a ja stałam tam z otwartymi ustami.
-Nie wierzę ci. - powiedziałam, do jego oddalających się pleców. Zatrzymał się. Zacisnął ręce w pięści. Kontynuowałam. - Gdyby nie obchodził cię Kyle, nigdy byś go nie wziął. Nawet gdybym cię prosiła. Gdybym ja cię nie obchodziła, zostawiłbyś mnie, a nie ratował, a swoim kolegom wytłumaczyłbyś, że zginęłam, zanim przybyłeś. Gdybyś nie był moim aniołem stróżem, nie interesowałoby cię moje życie. Gdybyś nie był moim przyjacielem, nie mówiłabym teraz do ciebie. W tej chwili chcesz się mnie pozbyć, mam rację?
Zobaczyłam jak prostuje się gwałtownie. W mgnieniu okaz stanął nade mną i przycisnął mnie do ściany. Jego oczy miały normalną barwę i (coś niemożliwego!) okazywały uczucia. Ból i bezradność prawie zbiły mnie z nóg.
-Nie możesz dać mi spokoju? - zapytał łamiącym się głosem. Rany. Tego jeszzce nie było. Wręcz poczułam się winna, że go meczę. - Isabelle, ja nie mogę spędzać z tobą czasu. Nie mogę być blisko ciebie. To zbyt niebezpieczne. - szepnął, przyciskając czoło do mojego czoła. Był tak blisko. Westchnęłam.
-Dlaczego? - zapytałam cicho.  Mogłam wyciągnąć rękę i pogłaskać go po policzku, ale tego nie zrobiłam. Teraz wydawał się taki kruchy, gdy nie otaczał się już aurą tajemniczości.
Will zamknął oczy. Chłonęłam jego zapach. Pachniał powietrzem. Tak, powietrzem. Jakby był wiatrem i mógł w każdej chwili zniknąć, by po chwili znów się zerwać i lecieć, jak najwyżej w niebo.
-Aniele.. - szepnął, po czym oderwał się ode mnie i zanim zdążyłam wykrzyknąć jego imię rozpłynął się w powietrzu. Jak wiatr.


* * *


Leżałam na łóżku i myślałam, czy aby nie wbić sobie czegoś w serce. Może lampkę nocną? Nie.. Nie wiedziałam, gdzie są moje miecze, a sztylety wziął mi Will.
Ktoś zastukał do drzwi. Nie obchodziło mnie to. Od kilku godzin ktoś co chwilę pukał, a potem walił, a potem jeszcze krzyczał, a potem groził i tak dalej, aż w końcu dawali sobie spokój i odchodził.
Myślałam o Kyle'u i Willu. Mój Kyle. Dlaczego on? Co z nim zrobili, gdy Will mnie wyprowadził? I dlaczego Will musiał mnie unikać. I dlaczego on też odszedł, zostawiając mnie samą z tyloma niewypowiedzianymi słowami.
Ktoś szarpał za klamkę. Westchnęłam. Chwilę później, znów otoczyła mnie cisza. Od kilku godzin leżałam w pokoju i zastanawiałam się nad swoim losem. Może powinnam stąd uciec? To chyba dobry pomysł.
Nagle usłyszałam pukanie i szuranie. Zesztywniałam. To nie od strony drzwi. Przekręciłam głowę i spojrzałam na okno. Krzyknęłam.
Ashton, Robert, Alex, Connor, Jake i Casey szczerzyli do mnie zęby zza okna. Lucas też z nimi był, ale wyglądał, jakby go zmuszono, by tu przyszedł. Usiadłam i przyłożyłam dłoń do serca. Boże! Prawie zawału dostałam. Męczysz mnie, ale nie zabijesz.
Robert zapukał w okno, dając mi znać, żebym otworzyła. Niechętnie zwlokłam się z łóżka i podeszłam do okna. Pokazałam im język i otworzyłam, po czym znów usiadłam na łóżku. Pochyliłam głowę, by włosy opadły mi na twarz. Nie chciałam, by wiedzieli, że płakałam.
Łóżko ugięło się, gdy Casey usiadła obok mnie. Włosy upięła w niechlujnego koka. Chłopcy rozwalili się na podłodze. Nic nie mówiłam, bo co miałam powiedzieć?
-Coś się stało? - zapytała nagle Cas. I wtedy się rozpłakałam. Po prostu. Może zachowałam się dziwnie, ale tak wyszło. Rzuciłam się na Casey i wtuliłam w nią. Kątem oka widziałam oszołomione miny chłopaków. Casey najpierw się nie ruszała, a potem bardzo powoli i ostrożnie pogładziła mnie po plecach.
-No to.. hmm.. chyba coś się jednak stało, tak? - zapytała Casey, a ja zaśmiałam się przez łzy. Pierwszy raz miałam znajomych. Znaczy oprócz Kyle'a. Myśląc o nim, poczułam tak wielki ból w sercu, że tylko dzięki Casey nie wstałam i nie walnęłam głowa w ścianę.
Odsunęłam się od niej i wytarłam twarz. Chłopcy dyskretnie odwrócili wzrok. Tylko Luke patrzył na mnie badawczo. Casey uszczypnęła mnie lekko w policzek.
-Co się stało? - zapytał Lucas, a ja przez chwilę siedziałam oniemiała, że się do mnie odezwał. - Podobno zaatakowałaś kilku lekarzy w laboratorium.
Ach, więc nie troszczył się o mnie, tylko chciał wywęszyć co zmalowałam. No tak. Mogłam się spodziewać.
-Cóż.. Prawie wymordowałam ich wszystkich, ale niestety Will mnie powstrzymał. - warknęłam. Lucas nie mrugnął. Po prostu patrzył. Casey westchnęła, a chłopaki spojrzeli po sobie niepewnie.
-Hmm.. - mruknęła Cas. - A był jakiś konkretny powód twojej.. złości?
Wszyscy patrzyli na mnie z uwagą.
-Zabili mi przyjaciela. - powiedziałam. Teraz czułam tylko złość. Ignorowałam wszystkich, liczył się tylko Luke. Chciałam zobaczyć jego reakcję. Niech sobie nie myśli, że jestem agresywną dziewczyną, która zabija bez powodu. Miałam uczucia.
Ashton spojrzał na mnie przeciągle, analizując moje słowa.
-Przyjechałaś tu z wilkołakiem, tak? - zapytał.
-Kyle. - syknęłam. - Nazywał się Kyle.
Nic już nie powiedzieli. Siedzieliśmy w ciszy, a potem Connor, Robert, Ashton i Alex wstali i ruszyli do drzwi. Mogłam się tego spodziewać. Jake też wstał, rzucił szybkie spojrzenie Casey i wyszedł za chłopakami. Cas, otoczyła mnie ramieniem, a Luke spojrzał w okno.
Pewnie ich przestraszyłam. Albo po prostu mieli mnie dość. Nie pierwszy raz miałam taką sytuację. Ale dlaczego Luke nie poszedł? Czemu został?
-Jeśli chcecie, też możecie wyjść. - powiedziałam do Casey. Uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową. Luke spojrzał na mnie, ale po chwili odwrócił wzrok. Siedzieliśmy więc w ciszy przez pięć minut.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do pokoju weszło pięć... ee.. w sumie nie wiem co to było. Pięć postaci? Jedna była wyższa niż wszystkie. Hmm.. To były prześcieradła zarzucone na ludzi. Na głowach były peruki, a na ludzkich rękach skarpetki. Na prześcieradłach były flamastrami namalowane zabawne twarze.
Luke uśmiechnął się lekko. Uśmiechnął się! LUKE SIĘ UŚMIECHNĄŁ! Chyba pobiegnę po kalendarz. Ale tak na poważnie, to siedziałam na łóżku i patrzyłam wielkimi oczami na te cosie, które zbliżały się do mnie. Casey wstała i pociągnęła mnie, po czym z uśmiechem odsunęła się do Lucasa.
Stałam na środku pokoju, te cosie otoczyły mnie a spod jednego z prześcieradeł wydobył się głos Jake'a.
-Jesteśmy pradawnym ludem Śmiechołaków. Lubimy się śmiać, ale jeden z nas, Śmiekołak Robert ma śmiech przypominający zdychającego wieloryba, więc staramy się nie uwalniać jego śmiechu za często. - Wytrzeszczyłam oczy, a potem ryknęłam śmiechem. Łzy znów napłynęły mi do oczu. Boże! Myślałam, że nie zechcą mieć ze mną do czynienia. Rozłożyłam ramiona i spróbowałam objąć wszystkie stwory, ale przyciągnęłam tylko dwóch. Reszta otoczyła mnie i skarpetkowe ręce zaczęły mnie ciasno ściskać.
-Jesteście niesamowici. - szepnęłam.
Byłam szczęśliwa. Czułam się trochę winna, bo powinnam płakać, z powodu Kyle'a, ale po prostu oni byli tu ze mną. Po prostu byli! Miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia. W końcu każdy potrzebuję odrobinę radości. Przynajmniej odrobinę.


* * *


Szłam korytarzem. Connor, Jake, Alex, Ashton, Robert, Lucas i Casey wyszli z mojego pokoju, ale umówiliśmy się, że spotkamy się na kolacji. Gdybym się nie zjawiła, Ashton zapowiedział, że wpadną do mojego pokoju w samych bokserkach, albo i bez i wygonią mnie, czy tego zechcę czy nie. Swoją drogą, nie mam bladego pojęcia, dlaczego w bokserkach ( albo nie ) chcą mnie wyganiać. Mogliby po prostu przyjść, wziąć mnie na ręce i wynieść. To by wystarczyło.
Właśnie przechodziłam obok jakichś drzwi, gdy usłyszałam swoje imię. Zatrzymałam się i chcąc nie chcą przystawiłam oko do dziurki od klucza, wcześniej upewniając się, czy nikt nie idzie korytarzem.
W fotelu siedział gość, któremu przystawiłam nóż do gardła, a przed nim stał Will. Powstrzymałam westchnienie, które już wychodziło z mojego gardła. Ach, Will..
-.. ona nie może tu zostać. - powiedział ten w fotelu.
-Daj spokój, Marcus. - mruknął Will. - Była zła, bo zginął jej przyjaciel. To chyba zrozumiałe.
-Ale to jeszcze nie powód, by mordować jednego z naszych, a dwóch pozostałych okaleczać! - wykrzyknął Marcus. - Jest nieobliczalna!
Chciałam prychnąć, ale się powstrzymałam. Dobrze im tak.
-Zajmę się nią. - obiecał Will. Przejechał dłonią po swoich czarnych włosach.
-Nie. Nie możesz przebywać obok niej. Może.. Wyślę Lucasa. - Nie! Nie, nie i jeszcze raz nie! Tylko nie Lucas!
-Ja. Się. Nią. Zajmę. - warknął Will. Zacisnął dłonie w pięści, ale Marcus zdawał się tego nie zauważać.
-Jest naznaczona, Turner. Nie rozumiesz? Jest inna niż wszystkie! Te oczy, to zachowanie.. Coś jest nie tak. Myślę, że ona będzie musiała..
-Zamknij się! - krzyknął Will. Podszedł do stołu, który stał w rogu pokoju i jednym ruchem podrzucił stół do góry, ciskając nim o ścianę. Marcus westchnął teatralnie, gdy odłamki drewna rozprysły się po pokoju.
-Nie możesz być blisko niej. To zbyt niebezpieczne. Zważywszy na twoją przeszłość. - Ostatnie słowo powiedział z wyjątkowym niesmakiem. - Przez Znak, ona może być dla nas zagrożeniem. Nie pozbędziemy się jej, ale musimy ją obserwować. A ty, Turner, musisz na jakiś czas zniknąć. - widząc otępienie na twarzy Willa, dodał. - Znajdzie się jakieś zajęcie za granicą.
-Nie.. - zaczął Will, ale Marcus mu przerwał.
-Ciemność ją wybierze, jeśli zostaniesz! - ryknął. Will spojrzał na niego spode łba, ale zrozumiałam, że się poddał. Prawie.
-Beze mnie, ona was pozabija. - szepnął Will.
-Z wielką przyjemnością. - warknęłam, stając w otwartych drzwiach.
-Chryste.. - powiedział załamanym głosem Will.
Mimo wszystko, widziałam lekki uśmiech na jego twarzy.

6 komentarzy:

  1. Boże. Popłakałam się ;-; Wciąż nie mogę się otrząsnąć z emocji. Cudownie piszesz! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 przez takie komentarze też chce mi się płakać <3 oczywiście w pozytywnym znaczeniu :) bardzo dziękuję <3

      Usuń
  2. Fantastyczny rozdział, Oczarował mnie swoją fabułą. Wyszedł ci po prostu genialnie al emocje jakie w nim zawarłaś prawie doprowadziły mnie do łez. Po prostu genialnie .
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam
    Charlotte Petrova

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję dziękuję dziękuję <3 bardzo się cieszę :))

      Usuń
  3. Heejjj :3 To ja :D Ehe, ehe.. przygotowuję się do wygłoszenia przemówienie :D
    Więc tak... boooski rozdział... :D Mogę ci coś powiedzieć... tak między nami... ale nie mów nikomu ;) cieszę się, że zginął Kyle.... nie lubiłam gościa... ale faktycznie wzruszyłam się kiedy ona rozpaczała po jego śmierci... ale najlepsze było to, że ona chciała ich tam wszystkich pozabijać! :D To było cudowne :D
    Uwielbiam główną bohaterkę... :D jest zawsze tam, gdzie powinna być :D Fajnie, że usłyszała tę rozmowę :) Może zapobiegnie wyjazdu Willa :D Bo ja go uwieeeelbiaaam i on nie może wyjechać! :3 Biedna Isabelle została by wtedy sama :( No może tylko z jej cudownymi kolegami i nową przyjaciółką :D Ogólnie fajnie ją pocieszyli :D Zabawnie... terapia śmiechowa ^^
    Co jeszcze.... hm... ach, tak... jestem ciekawa tego, czy serio ona by wszystkich tam pozabijała bez Willa... śmiem nie wątpić w to :D I dużo emocji wywołała u mnie rozmowa Willa z Isabelle... on wtedy tak ją ranił... takie to brutalne było :P Ale spoko :D Fajnie, że ona się przywiązała do mojego ulubionego bohatera ^^ powiedzmy, że fajnie... :D
    Nie mogę się doczekać kolejnego cudownego rozdziału :D
    Pozdrawiam i życzę weny :3
    PS. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli długo na niego czekać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah :D dziękuję bardzo <3 starałam się stworzyć odpowiednią atmosferę ^^ w każdym razie rozdział może będzie w ten weekend :) jak dobrze pójdzie :)

      Usuń