czwartek, 6 marca 2014

Rozdział VI ; Oczy czarne jak noc

I jest rozdział! Dumdururumdumdum! Jestem z niego zadowolona. Według mnie wyszedł bardzo fajnie ^^ Mam nadzieję, że wam też się spodoba.
Chciałabym wam strasznie podziękować za miłe komentarze i za ponad tysiąc wyświetleń. To dla mnie naprawdę coś. Bez was nie miałabym po co pisać. Dziękuję i dedykuję ten rozdział wszystkim czytelnikom mojego bloga :)))))
Zapraszam do czytania i liczę na opinię <3


* * *


 Każdy z nas jest aniołem,
Tylko większości są upadłymi.

Otworzyłam usta ze zdumienia. 
Warto było jechać dodatkowy dzień i noc, by dotrzeć w to miejsce. Chociażby po to, by popatrzeć. Raaaaany! Siedziba Umbras kojarzyła mi się z czymś w rodzaju szkoły. Ale to za mało powiedziane. 
To był klasztor. Ale taki wielki klasztor. Znajdował się na szczycie góry, po której musieliśmy wjechać. Góra była okryta wysokimi drzewami i tylko na czubku znajdowała się polana.
Klasztor stał na środku polany. Był otoczony murami, a w środku było coś co mi przypominało zamek z opowiadań o księżniczkach. Były wieże, a na nich jacyś ludzie. Pokazywali nas sobie palcami.
Will wyciągał Kyle'a z auta, sapiąc co chwilę, a ja podziwiałam widoki.
Byliśmy na istnym pustkowiu. Wszędzie drzewa. Nigdzie nawet na horyzoncie nie widziałam śladów cywilizacji. To trochę przerażające.
Wielkie drzwi otworzyły się, a z nich szybkim krokiem wyszedł jakiś człowiek. Wyglądał na jakieś dziewiętnaście lat, nie więcej. Miał kasztanowe włosy i zielone oczy. Chodził z gracją, taką jak Will.
Zatrzymał się jakieś trzy kroki od stękającego Willa.
-Co to ma znaczyć, Turner? - Turner. Tak ma na nazwisko Will? Hm. Ładnie.
Chłopak omiótł spojrzeniem to całe przedstawienie. Willa, trzymającego Kyle'a, który wisiał na nim bezwładnie, samochód, a na końcu mnie.
Jego spojrzenie było bardzo przenikliwe. Przez dłuższą chwilę mi się przyglądał, jakby chciał się czegoś ode mnie dowiedzieć. Ale czego? Wyjaśnienia?
Poczułam ból w ramieniu. Nie, nie teraz. Proszę! Jęknęłam cicho.
Teraz Will także przeszywał mnie spojrzeniem. Ale on patrzył inaczej. We mnie. Puścił Kyle'a, który opadł bezwładnie na ziemię. Chciałam na niego wrzasnąć, ale nie mogłam. Byłam bezsilna.
Osunęłam się na kolana, patrząc prosto w oczy Willa. Nie wiem dlaczego, ale potrzebowałam go. Przy nim czułam się bezpieczna. Cóż, ale to mogło być spowodowane tym, że dwa razy uratował mi życie.
Mrugnęłam, a on już stał przede mną. Otworzyłam usta, ale ból przeszył mnie nową falą, więc tylko mocno zagryzłam usta.
-Isabelle? - usłyszałam głos Willa. Spojrzałam na niego spod przymkniętych powiek. Jak zawsze twarz miał obojętną. To było denerwujące.
-Jak tylko będę miała sprawną rękę, zleje cię, za to porzucenie Kyle'a. - wyszeptałam. Nie odpowiedział, ale gdy na niego spojrzałam, zobaczyłam lekki uśmiech.
-Turner? - znów ten gość. Will zesztywniał. Rzucił mi szybkie spojrzenie, a ja powiedziałam coś głupiego.
-Zostań. - Tylko tyle. Nic więcej. Zdążyłam zobaczyć zaskoczenie na jego twarzy, a potem skinienie głową i to było wszystko.
Zemdlałam.


* * *


Z trudem otworzyłam oczy. Powieki mi ciążyły.
Wokół mnie krążyli ludzie. Było ich wielu. Przekrzykiwali się, ale ja niczego nie słyszałam. Chyba jeszcze śniłam. Do prawej ręki miałam podpięte jakieś rurki. Ohyda.
Ktoś dotknął mojej dłoni. Odwróciłam głowę tamtą stronę.
-Cześć, Will. - mruknęłam, znów zamykając oczy.
-Musisz spać. - powiedział ochrypłym głosem.
Więc tak zrobiłam.


* * *


Szłam przez jadalnię. Ramie miałam zabandażowane, ale i tak bolało. Już mniej, ale bolało.
Wypatrywałam Willa, ale jak na złość nigdzie go nie było.
Było tu strasznie tłoczno. Akurat musiałam trafić na porę śniadania. Super.
Cienie śledzili mnie wzrokiem. Czułam się dziwnie w towarzystwie tylu chłopaków. Były też dziewczyny. Tylko cztery. Ja byłam piąta.
Gdy obudziłam się rano z zabandażowaną ręką, nie pamiętając co się stało, wyskoczyłam z łóżka i poszłam szukać Willa. Oczywiście wiedziałam, że jestem w Siedzibie Umbras.
Nikt mnie nie zatrzymywał. Mierzyłam ludzi obojętnym spojrzeniem. Wszyscy byli młodzi. Nie było tu chyba nikogo po dwudziestce.
Ktoś zagrodził mi przejście. Znudzonym spojrzeniem przesunęłam po jakiejś paniusi. Tak, to ta głupia. Widać po twarzy. Gdy mijałam je wcześniej, widziałam ją z obstawą dwóch równie tępo wyglądających dziewczyn. Daleko od nich zobaczyłam czwartą. Z niesmakiem obserwowała te trzy.
Nie dziwiłam jej się.
Teraz stała przede mną i przyglądała mi się z głupim uśmiechem. Miała krótkie, blond włosy i niebieskie oczy. Jej obie koleżanki miały brązowe włosy i szare oczy. Pewnie bliźniaczki.
-Jesteś tą nową, nie? - zapytała blondyna. Miała władczy głos, ale na mnie nie robił wrażenia. Kilku chłopaków przysunęło się, by zobaczyć co się dzieję. Pod ścianą stał gość, który nas "powitał", ale tylko stał i przyglądał mi się badawczo.Między chłopakami zobaczyłam tę osamotnioną dziewczynę. Ona też mi się przyglądała.
Nie odpowiedziałam. Uniosłam tylko brwi, na co jakiś chłopak, parsknął śmiechem. Nie wiem co w tym było śmiesznego, ale uśmiechnęłam się.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
-Nie myśl, że możesz sobie ze mnie żartować. - warknęła. - Jest coś, o czym musisz wiedzieć, kaleko.
Spojrzała drwiąco na moje ramię.
-Puki co, wiem, że rozmawiam z tępą blondynką. - mruknęłam. Więcej chłopaków się roześmiało, a na twarzy samotnej dziewczyny pojawił się tylko wyraz uznania i zaskoczenia.
Blondynka wyglądała, jakby za chwilę z jej uszu miała puścić się para.
-Żeby udowodnić, że jesteś tym, za kogo cię biorą, musisz stoczyć mały pojedynek. - oświadczyła. Teraz ja prawie parsknęłam śmiechem.
-Nie muszę ci niczego udowadniać. - rzuciłam.
Ale ona już skoczyła.
To było szybkie i zaskoczyło mnie. Wpadła na mnie, a ja poleciałam do tyłu. Przytrzymał mnie jakiś chłopak i pomógł mi się wyprostować.
-Daj spokój. - usłyszałam. - Ona się tylko popisuje.
Ale to nie było ważne. Złość wrzała we mnie i wiedziałam, że było za późno na odpuszczenie. Blondyna znów skoczyła, ale byłam przygotowana. Odskoczyłam, chwyciłam ją za rękę i rzuciłam nią w tłum.
Paru chłopaków ją złapało i postawiło na nogi. Wyglądała na wściekłą. Prowokująco pokiwałam jej palcem, dając znak, że czekam.
Krzyknęła i ruszyła w moją stronę. Pochyliłam się. Rękę dalej miałam w bandażu, ale druga była zdrowa. Wiedziałam, że nie dam się pokonać tej idiotce.
I wtedy czas się zatrzymał. No, może nie zatrzymał, ale zwolnił. I to jak! Wszyscy zachowywali się ospale, ruszali się jak ślimaki. Nie czekając na zaproszenie, zaczęłam biec w stronę blondyny.
Uderzyłam ją w twarz, a ona z zaskoczeniem i w zwolnionym tempie spojrzała w miejsce, gdzie przed chwilą byłam. Ale teraz stałam za jej plecami i grzmotnęłam ją między łopatki.
Upadła na twarz i czas znów przyspieszył. Wstała i spojrzała na mnie wściekle, ale zdziwienie ustąpiło złości. Stała tam i patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Inni też. Ale co było takie dziwne?
Ktoś złapał mnie za zdrowe ramię i odwrócił.
-Poszedłem tylko po kawę, a ty już musiałaś wszcząć bójkę.. - urwał i tak samo jak inni, spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
Zmarszczył brwi i zaciągnął mnie za sobą. Nie opierałam się. Ludzie ustępowali nam miejsca. Niektórzy patrzyli na Willa przelotnie, a podziw był widoczny na ich twarzach, jakby był mistyczną postacią. A może był?
Will zaprowadził mnie na pusty korytarz i tam przycisnął do ściany. Przez chwilę mi się przyglądał, a na jego twarzy znów zakwitła złość.
-Kim jesteś? - zapytał. Wytrzeszczyłam oczy.
-Chodzi ci o to, że ją trochę poturbowałam? Ona zaczęła. - warknęłam.
-Nie, nie o to mi chodzi. - Wyciągnął zza paska sztylet. - Spójrz na swoje oczy.
Posłusznie spojrzałam na odbicie w sztylecie. Były czarne. Moje oczy były czarne! O rany! Patrzyłam jak białka i źrenice wracają na swoje miejsce, a naturalny kolor zalewa tęczówki.
Przeniosłam wzrok na Willa.
-I co z tego? Ty też masz takie, gdy walczysz. - mruknęłam.
-Ale to co innego. - burknął. Wyglądał, jakoś dziwnie.
Przypomniałam sobie, po co go szukałam.
-Kyle! - krzyknęłam. Will spojrzał na mnie beznamiętnym wzrokiem. - Gdzie on jest? Co się stało?!
-Nie możesz go teraz zobaczyć. - powiedział, odwrócił się i ruszył korytarzem. Dogoniłam go i rzuciłam mu oburzone spojrzenie.
-Niby dlaczego? Nic mu nie jest? A właśnie, miałam cię zlać. - Nie uśmiechnął się. Wzrok miał skierowany przed siebie, a mnie najwyraźniej ignorował.
Chwyciłam go za rękę. Stanął jak wryty, spojrzał na mnie i z bólem cofnął rękę. Odwrócił się i odszedł, a ja nie miałam ochoty iść za nim.
Coś się stało. Ale co? To przez moje oczy? Nie. Na pewno nie. Może przez tą bójkę? A może przez to, że wspomniałam o Kyle'u? Ugh. W ogóle nie powinnam się przejmować humorami Willa. Po co w ogóle go dotykałam? I po co prosiłam, żeby został? Nie wiem.
Podeszłam do ściany i oparłam na niej czoło. Może chłód uspokoi moje myśli.
Co czułam do Kyle'a? A co do Willa? Cóż. Kyle, był przyjacielem. Ale zawsze był przy mnie, kochałam go, ale jak przyjaciela. No, może trochę bardziej.
A Will.. Will, Will. Jego nie dało się traktować obojętnie. Był tajemniczy, a każda dziewczyna lubi tajemnice. Włącznie ze mną. A do tego ta chłodna obojętność. Jakby nic go nie obchodziło.
I do tego był piękny. Zauważyłam, że wszystkie Cienie, wszyscy ci chłopcy i (niestety) dziewczyny też byli piękni. Wręcz doskonali. Ale Will wyróżniał się spośród nich wszystkich. Westchnęłam.
Ktoś niedaleko mnie odchrząknął. Oderwałam twarz od ściany i spojrzałam na dziewczynę. Tę samotną, która stała z dala od tamtej trójki. 
-Zostawić cię sam na sam ze ścianą? - zapytała, a ja ze zdziwieniem zobaczyłam, że się uśmiecha. Do mnie. Do mnie się uśmiecha. I do tego żartowała. Raany. Jeszcze nigdy, żadna dziewczyna się do mnie nie uśmiechała.
Nie wiedzieć czemu, nigdy nie znalazłam przyjaciółki. Może to przez moją agresję w szkole. Zawsze czułam się inna, więc nie rozmawiałam z nikim. A gdy próbowali, warczałam, żeby spadali. Serio, raz warknęłam tak naprawdę.
-Nie jest w moim typie. - mruknęłam niepewnie. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
Miała jakieś szesnaście, siedemnaście lat. Długie, czarne i proste włosy miała związane w koński ogon. Zielone oczy rzucały wesołe błyski. Była tego samego wzrostu co ja i nawet podobnej budowy. Szczupła, z długimi nogami i szyją.
-Jestem Casey. - przedstawiła się, wyciągając rękę. Spojrzałam na nią oniemiała.
-A ja Isabelle. - uścisnęłam jej dłoń. Była ciepła i delikatna.
-Wiesz, zaimponowałaś mi. Megan jest okropna, ale potrafi manipulować ludźmi. Już myślałam, że przewlecze cię na swoją stronę. Do Drużyny Ogórków! - powiedziała i uniosła dłoń do czoła, jakby zasalutowała.
Roześmiałam się. Naprawdę się roześmiałam. Śmiałam się i śmiałam, nie mogąc przestać. Niewiarygodne. Ta jedna dziewczyna doprowadziła mnie do śmiechu, gdy tego najbardziej potrzebowałam. Radość. Tego potrzebowałam. W ciągu tych kilku dni czułam tylko ból, strach, niepewność i czasami bezradność. A ona od niechcenia sprawiła, że teraz kucałam i próbowałam złapać oddech, wciąż dusząc się ze śmiechu.
Casey też się śmiała. Ale chyba raczej ze mnie, niż ze swojego żartu. Gdy wreszcie złapałam oddech, spojrzałam na nią, a łzy spływały mi po policzkach. Ale to nie były zły smutku.
-Jezu, co to było? - zapytała Casey, pomagając mi wstać.
-Nie mam pojęcia. - przyznałam. Oparłam się o ścianę, a ona zrobiła to samo.
-Wiesz.. - zaczęła, a ja usłyszałam w jej głosie napięcie. Spojrzałam na nią. Wzrok utkwiła w podłodze, a dłonią mięła swoją koszulkę. - Mogę cię oprowadzić i pokazać co nieco. Jeśli chcesz..
Słyszałam w jej głosie nadzieję. Zrozumiałam, że to pytanie mogło oznaczać "Chcesz się ze mną zaprzyjaźnić?" Chciałam. Po raz pierwszy nie czułam się dziwnie w towarzystwie dziewczyny.
-Chętnie. - odparłam. Niemal poczułam jej ulgę. Uśmiechnęłam się.
-To chodź. Nie wszyscy w tej szkole to palanci. - Ruszyłam za nią do stołówki. Wszyscy siedzieli przy stolikach, a Megan ze swoją świtą przy stole na samym środku. Gdy ich mijałyśmy, Megan rzuciła mi wściekłe spojrzenie.
-Ignoruj ją. - poradziła Casey. Widząc moje spojrzenie westchnęła. - Wiesz co mi pomaga? Wymyślam jak mogłabym się jej pozbyć. Na przykład, zawinąć ją w dywan i wyrzucić przez okno. Najlepiej, żeby to było okno znajdujące się na szczycie wieży.
Znów parsknęłam śmiechem, a kilka twarzy odwróciło się w moją stronę. Casey zaprowadziła mnie do stołu pod ścianą. Byli tam sami chłopcy, ale to mnie nie dziwiło. Oczywiście wszyscy byli przystojni.
Wydawali się w ogóle nie zwracać na nas uwagi. Jak dzieci brali jedzenie, nakładali na widelce i wystrzeliwali, a ich koledzy, łapali jedzenie do buzi.
Uśmiechnęłam się.
-Cześć. - przywitała się Cas, a wtedy się odwrócili w naszą stronę. Wyglądali na zaskoczonych. Patrzyli na mnie pięknymi oczami, wyrażającymi zdziwienie.
Casey usiadła, a ja stałam tam i co chwilę patrzyłam na drzwi. Chciałam stąd wyjść. Nie nadawałam się do zawierania nowych znajomości. Byłam zbyt nieśmiała.
Chłopaki chyba się opamiętały, bo oderwali ode mnie wzrok i spojrzeli wyczekująco na Casey. Tylko jeden wciąż patrzył na mnie. Wyglądał na zaskoczonego, ale też jakiś inny wyraz błąkał się po jego twarzy.
Miał kręcone, blond włosy i brązowe oczy. Zdziwiłam się, bo te same oczy widziałam, gdy patrzyłam w lustro. Chłopak odwrócił wzrok, a Casey zrobiła mi miejsce obok siebie.
Usiadłam i wbiłam wzrok w stół. Panowała niezręczna cisza. Casey odchrząknęła.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że chłopcy patrzą po sobie, a potem jeden z nich wstał i podał mi rękę przez stół.
-Ashton. Jestem Ashton. - wyjaśnił i uśmiechnął się, ukazując olśniewająco białe zęby. Miał szare oczy i czarne włosy, obcięte nie za krótko.
-Isabelle. - podałam mu dłoń.
Potem jak na zawołanie, reszta chłopaków poderwała się i kolejno podawali mi ręce. Było ich sześciu.
-Jake. - Chłopak z brązowymi oczami i włosami podał mi dłoń.
-Conor. - Ten był strasznie wysoki, miał przyjazne, brązowe oczy i miodowo-złote włosy. Lekko rudawe.
-Robert. - Mniej więcej mojego wzrostu, troszkę wyższy, miał płomiennorude włosy i zielone oczy.
-Alex. - Ten miał strasznie słodki uśmiech. Miał niebieskie oczy i brązowe włosy. Też był wysoki, ale niższy od Conora.
Teraz wstał ten, który tak dziwnie na mnie patrzył.
-Lucas. Luke dla przyjaciół. - powiedział to takim tonem, jakby chciał mi powiedzieć, że nie jestem jego przyjaciółką.
-Dobrze wiedzieć. - mruknęłam.
Szybko uścisnęłam mu dłoń, po czym znów wbiłam wzrok w stół. Czułam na sobie jego spojrzenie.
-Jest trochę nieśmiała. - wyjaśniła Casey. Wywróciłam oczami. Tylko ja miałam prawo mówić, że jestem nieśmiała. Wiem, jestem dziwna.
-Isabelle, chcesz pograć z nami? - To Ashton. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, jak nakłada groszek na widelec i celuje we mnie. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Dawaj. - powiedziałam. Lubiłam tę zabawę. Z wujkiem zawsze robiliśmy zawody, kto zje tym sposobem szybciej. Poczułam ukłucie bólu, myśląc o wujku.
Ashton uśmiechnął się przebiegle, po czym puścił czubek widelca. Groszek przeleciał nad stołem i wylądował w mojej buzi.
Chłopcy wstali i wydali z siebie ryk, który przypominał coś w rodzaju wiwatu. Tylko Lucas wciąż siedział na miejscu i przeszywał mnie spojrzeniem brązowych i tak dobrze mi znanych oczu.
-To było świetne. - powiedziała Cas. - Nie ma lepszego sposobu przekonania do siebie chłopaków. Przez żołądek do serca. - Uśmiechnęłam się szeroko.
Wtem drzwi sali się otworzyły i stanął w nich Will. Wszyscy jakby zamarli i wpatrywali się w niego ze strachem. Tylko dlaczego? Nie był straszny. No może tylko jak był zły. Ale teraz nie wydawał się być. Przeczesywał wzrokiem tłum, aż jego niebieskie oczy zatrzymały się na mnie. Westchnęłam, a on już był przy mnie. To niesamowite, że tak szybko się przemieszczał.
Spojrzał po twarzach osób siedzących obok mnie, a potem znów utkwił wzrok we mnie. W jego oczach pojawił się ból, ale szybko zniknął.
-Dobrze się bawisz? - zapytał ironicznie.
-Owszem. - odparłam. - Właśnie złapałam groszek wystrzelony z widelca z drugiego końca stołu. Czekam na oklaski.
Ashton i Alex wyszczerzyli do mnie zęby. Will tylko przewrócił oczami.
-Przykro mi, że przerywam tą jakże ekscytującą zabawę, ale muszę cię zabrać.
-Co? Teraz? - burknęłam zła. Poznałam fajnych kolesi i kolesiównę.. Zaraz, kolesiównę? No niech będzie. A teraz gdy ich poznałam, muszę iść. Super.
Will spojrzał na mnie przeciągle.
-On się przemienia.
Tylko tyle. Jedno zdanie, a podły humor powrócił w mgnieniu oka.

4 komentarze:

  1. Świetne jak zawsze! Najbardziej podobał mi się pojedynek Izzy z Megan i złapanie groszka xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahahah :d cóż bardzo się cieszę i dziękuję <3

      Usuń
  2. Boooskie <3 Oficjalnie zapisuję się do fanclubu Willa i chłopaków przy stole :D Już ich tam wszystkich uwielbiam, tamta grupa przy stole oprócz Luke zdobyła moją szczerą i wielką sympatię xD A szczególnie, że są tam same przystojniaki ^^ Przeszłaś sama siebie Nicola ;) Ten rozdział jest prześwietny :3 I ten pojedynek z tą Megan, zabawa przy stole, przemiana Kyle... niezłe.. nie mogę się doczekać nexta xD
    Jestem ciekawa dlaczego wszyscy się tak Willa boją :D A tak nawiasem mówiąc jak Isabelle go nie będzie chciała to ja go biorą ^^ Zaklepuję go sobie w razie czego ^^ ;D
    I świetne umiejętności ma główna bohaterka :) Taki odlot, że masakra z tym czasem :P Aż spadałam z krzesła czytając to xD
    Pozdrawiam, życzę weny oraz czekam z wieeeelką niecierpliwością na kolejny :3
    PS. Dobrze, że ci się podoba ten rozdział ;) Wyszedł zarąbiście :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 straaaaaaaasznie się cieszę <3

      Usuń