środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział XII ; Światło i Ciemność

"Żaden człowiek nie wybiera zła, ponieważ jest zły.
On jedynie mylnie bierze je za szczęście, gdy szuka dobra."





Dwa tygodnie.
Dwa tygodnie minęły odkąd Luke się obudził. Dwa tygodnie odkąd zaczęłam naukę w zakonie. Dwa tygodnie odkąd ostatni raz widziałam Willa. 
Zagryzłam wargę, sięgając po szczotkę do włosów. Zaraz pewnie przyjdzie Lucas, a potem razem pójdziemy na zajęcia. Nie są takie złe. Szczególnie polubiłam historię Cieni. Rozczesałam włosy i po namyśle zostawiłam je rozpuszczone. 
Rozległo się pukanie do drzwi. Wzięłam podręczną torbę, notatnik i długopis, po czym ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je szeroko, chowając przy okazji notatnik do torby. Rozejrzałam się, ale Luke'a oczywiście nie było. Sapnęłam ze zniecierpliwieniem.
-Luke? Kretynie to już przestało być śmieszne. - wymamrotałam, a spod sufitu dobiegł mnie cichy śmiech. Lucas z gracją zeskoczył z krokwi, lądując w przysiadzie.
-Powinnaś mnie dostrzec. Gdybym był nieprzyjacielem, byłabyś łatwym celem. - Lucas poczochrał mnie po włosach, po czym ruszył korytarzem, nie oglądając się, czy za nim idę. Westchnęłam i pobiegłam za nim. Gdy stanęłam obok niego, spojrzał na mnie z ukosa, a na jego twarzy rozkwitł lekki uśmiech.
Stwierdziłam, że gdy się uśmiechał, był bardzo przystojny. A teraz często się uśmiechał. Szczerze wam powiem, że polubiłam tego nowego Luke'a. Teraz często żartował, zawsze przychodził po mnie na zajęcia, oraz "męczył" rozmową, gdy miałam zły humor.
-Isabelle! Luke! Tutaj! - rozejrzałam się, słysząc głos Connora. Doszliśmy już do sali, ale wśród tłumu nie mogłam go dostrzec, choć przecież był najwyższy z naszej "paczki". Luke pociągnął mnie za rękaw bluzki i zaczął przeciskać się przez tłum. Ruszyłam za nim, dalej się rozglądając.
Stanęłam jak wryta, gdy ponad głowami Cieni, zobaczyłam czuprynę czarnych włosów. Lecz gdy chłopak uniósł głowę, zorientowałam się, że to nie Will. Przeklęłam się w duchu i ze spuszczoną głową podążyłam za Lucasem.
Dlaczego wszędzie go widziałam? Męczył mnie w snach, a to już chyba wystarczające cierpienie, tak? Jednak wiedziałam, że Will dalej był w zakonie. Nie wyjechał. Skąd to wiem? Alan powiedział mi, zaledwie dwa dni temu. Gdy zapytałam go dlaczego Will powiedział mi, że wyjedzie, a nie wyjechał, on spuścił wzrok i umilkł. Poczułam poczucie winy. Nie powinnam go wtedy tak męczyć.
Wpadłam na Luke'a z impetem. Zatoczyłam się do tyłu, ale brat chwycił mnie zanim upadłam. Spojrzałam ponad jego ramieniem na Connora. Chłopak miał zabandażowaną głowę, ale jak zawsze szeroko się uśmiechał.
-Rany, co się stało? - zapytałam, lekko dotykając jego bandaża. Skrzywił się.
-W lesie jest coraz więcej potworów. - wyjaśnił. - Jeśli tak dalej pójdzie, to nie damy rady ich powstrzymywać. W końcu jakoś wejdą do zakonu.
Luke napiął się cały i zacisnął zęby. Wiedziałam, że też chce walczyć, też chce pomóc. Ale mimo, że jego stan się poprawił, nie mógł walczyć. Podczas ostatniego starcia przebito mu płuco. Miecz trafił zaledwie kilka centymetrów pod sercem. Gdyby wbił się wyżej.. Zacisnęłam zęby, odpędzając tą myśl.
-W każdym razie nie mam co robić, więc postanowiłem przyjść na zajęcia. - powiedział Con.
Skinęłam głową i odwróciłam się, by wejść do sali, ale zamiast tego znów na kogoś wpadłam.
-Rany boskie ile można.. - urwałam, gdy Will spojrzał na mnie z beznamiętnym wyrazem twarzy.
Wytrzeszczyłam oczy, a wokół zaległa dziwna cisza. Jakby wszyscy wyparowali, jakby był tylko Will.
Chłopak miał na sobie ciemne jeansy i - tradycyjnie - czarną koszulkę. Włosy lekko kręciły się przy uszach i na karku, a na twarz wpłynął wyraz całkowitej obojętności. Pomyślałam, że pewnie dał sobie spokój, że tamten pocałunek był nieważny.. ale błysk tęsknoty w jego oczach, gdy na mnie spojrzał przekreślił moje rozmyślania. Nerwowo odgarnęłam włosy za ucho.
-Marcus chce cię widzieć. - powiedział, po czym odwrócił się i przeszedł między ludźmi, którzy rozstąpili się jak Morze Czerwone przed Mojżeszem i Izraelitami. Westchnęłam, rzuciłam Lucasowi i Connorowi przepraszające spojrzenie, po czym pobiegłam za Willem.
-Zaczekaj! - krzyknęłam, gdy szybkim krokiem oddalał się korytarzem. Zatrzymał się i obejrzał. - Nie mam tak długich nóg. Bez przesady. - wysapałam.
Zacisnął usta w wąską kreskę, odwrócił się i dalej ruszył korytarzem, ale tym razem wolniej. Szłam trochę za nim, jakby był moim obrońcą, moim aniołem stróżem, który prowadzi mnie ku nieznanemu. Chociaż skrycie tak właśnie o nim myślałam.
Szliśmy w milczeniu, a Will co jakiś czas odwracał się, a napotkawszy moje spojrzenie pośpiesznie uciekał wzrokiem. Mimo wszystko to bolało. Każde jego spojrzenie było jak nóż wbijający się coraz głębiej w moje serce. Westchnęłam.
Doszliśmy już do gabinetu Marcusa. Ze środka dobiegały mnie odgłosy rozmowy. Wychwyciłam głos Marcusa, stanowczy i groźny, oraz jakiś inny. Chyba kobiecy. Will otworzył drzwi, a moim oczom ukazała się Płomienna.
Była blada, ale miała płomiennorude włosy, sięgające ramion i złote, władcze oczy. Gdy drzwi się otworzyły, spojrzała najpierw na Willa a potem na mnie. Jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, za którym dostrzegłam coś groźnego.
-Upadły. - wysyczała, patrząc na Willa. Chłopak rzucił jej znudzone spojrzenie, więc Płomienna przeniosła wzrok na mnie. Jej złote oczy zabłysły. - Puella Umbra. Interesujące.
Mimo, iż myślałam, że zaraz na mnie napadnie, ona spokojnie siedziała w fotelu i przyglądała mi się z zaciekawieniem, ale za tym spojrzeniem kryło się pożądanie, jakbym była jakimś przedmiotem kolekcjonerskim, a ona kolekcjonerem, któremu brakuje tylko mnie do ukończenia całej kolekcji. Przełknęłam ślinę, a Will rzucił mi przelotne spojrzenie, po czym zasłonił mnie przed oczami Płomiennej.
Usłyszałam jej cichy śmiech, więc mimo wcześniejszych starań Willa, by mnie unikać, przycisnęłam się do jego pleców, wtulając twarz w miękki materiał jego koszulki. Pachniała męskimi perfumami i Willem. Chłopak zesztywniał, ale mnie nie odtrącił. Mimowolnie zamknęłam oczy.
-Cóż, dziękuję ci za przybycie, Kalipso. - usłyszałam Marcusa. Jego głos był opanowany, ale zawierający groźbę. - Twoje informacje na pewno mi się przydadzą.
-Cieszę się, że mogłam pomóc. - powiedziała Płomienna, a ja mimo ciała Willa, poczułam, że próbuje na mnie spojrzeć. - Lepiej jej pilnujcie. Wszystkie potwory chcą ją dostać w swoje szpony. - Wyobraziłam sobie jej uśmiech, gdy to mówiła. - Sionowi bardzo na niej zależy.
Zesztywniałam. Wspomnienia zalały mnie ogromną falą. Obrazy z mojej przeszłości przeskakiwały w moim umyśle, nakładając się na siebie. Zobaczyłam mamę, śpiewającą mi do snu i gładzącą moje znamię na karku. Wtedy nie miałam pojęcia, że je mam, ale na wspomnieniu wyraźnie malowało się na mojej bladej skórze. Siedem czarnych, małych gwiazd, rozsypanych i nieukładających się w żaden konkretny wzór.
Zobaczyłam tatę, który trzymał mnie na barana i który opowiadał mi różne śmieszne historie z jego życia i z życia mamy. Potem postawił mnie na ziemi, a miłość w jego oczach była tak szczera, że przechodzący obok ludzie uśmiechali się mimowolnie.
A potem zobaczyłam martwego tatę. Jego głowa leżała w kałuży krwi, która powiększała się i powiększała, a jego martwe oczy już mnie nie widziały. I zobaczyłam też mamę z jej zmasakrowaną twarzą, z zakrwawionymi włosami, która leżała pośród szczątków naszego dawnego salonu.
Przez moją głowę przebiegł obraz potwora, którego zobaczyłam w drzwiach naszego domu. Jego przerażające, nienawistne, czerwone oczy wpatrywały się w mojego ojca. Teraz byłam jednak pewna, że spojrzał też na mnie. On mnie wtedy zobaczył.
W głębi umysłu usłyszałam krzyk. To było bardzo stare wspomnienie. Miałam trzy latka i nie mogłam zasnąć.  Leżałam w łóżeczku, patrząc w sufit. W domu było cicho. Nic nie skrzypiało, wiatr nie huczał na zewnątrz, cały świat spał. I nagle tą ciszę przerwał krzyk mojej mamy. Jedno słowo, które utkwiło w mojej pamięci, ale o którym zapomniałam z biegiem lat.
Sion.
Otworzyłam szeroko oczy. Siedziałam na podłodze, a Will pochylał się nade mną ze strachem w oczach. Marcus kucał przy moim prawym boku, mówiąc coś, ale w uszach tak mi huczało, że go nie słyszałam. Kalipso stała kilka kroków za Willem i patrzyła na mnie złotymi oczami, które zdawały się wiedzieć wszystko.
-Nie zabił mnie. - powiedziałam, a Marcus zamilkł. Will zmarszczył brwi i wpatrzył się w moją twarz. Płomienna uśmiechnęła się lekko. Wstałam i rzuciłam jej groźne spojrzenie. - Co mi zrobiłaś?
Jej uśmiech był tak kpiący, że miałam ochotę ją uderzyć.
-Masz zdolności, których nie rozumiesz, Puella Umbra. - wysyczała. - Nic ci nie zrobiłam. Zaglądnęłaś do swoich wspomnień, prawda? Jeśli to cię przestraszyło, to wiedz, że potrafisz także zaglądać do wspomnień innych.
Znieruchomiałam, z otwartymi ustami. Płomienna przekrzywiła głowę, przyglądając mi się z uwagą. W końcu pokręciła głową i spojrzała na Marcusa.
-Muszę już iść. Było mi bardzo miło. - Mówiąc to spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szyderczo. Jej wzrok podążył do Willa i tam się zatrzymał. - Pamiętaj o przepowiedni, Upadły.
Na twarz Willa wpłynął wyraz osłupienia. Otrząsnął się i rzucił Kalipso miażdżące spojrzenie. Dziewczyna zaśmiała się, po czym zmieniła w kulę ognia. Kula stopniowo gasła, a gdy zniknęła, w powietrzu nadal unosił się szyderczy śmiech Płomiennej.


* * *


-Muszę kogoś wezwać. Poczekajcie tutaj. - polecił Marcus, wychodząc z pokoju i zamykając drzwi. Usiadłam w fotelu przed kominkiem. Ogień przypominał mi Płomienną i jej uśmiech, oraz to co powiedziała. Will opierał się o drzwi z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
-Dlaczego nazwała cię Upadłym? - zapytałam, nie mogąc znieść ciszy. Will spojrzał na mnie przelotnie. Jego oczy były takie piękne.
-To długa historia. - rzucił wymijająco. Podciągnęłam kolana pod brodę, wpatrując się w niego. Ręce skrzyżował na piersi, a jego oczy odbijały płomienie ognia palącego się w kominku.
-Chętnie posłucham. - powiedziałam, a on rzucił mi groźne spojrzenie. Uśmiechnęłam się delikatnie.
Will opadł na drugi fotel, ale nic nie powiedział. Nie mogłam oderwać od niego spojrzenia. Był niczym grecki bóg. Wysoki, z czarnymi włosami i niebieskimi oczami, które sprawiały, że miękły mi kolana. Will spojrzał na mnie, ale nie zdążyłam odwrócić wzroku.
Znajdowałam się w jakimś transie. Patrzyłam na jego piękną twarz, na wystające kości policzkowe, na idealnie gładką skórę i na oczy, od których nie mogłam się oderwać. Mogłabym godzinami patrzeć w ten przepiękny niebieski odcień, przywodzący na myśl ocean. Tajemniczy i niedostępny. Opis idealny pasujący do Willa.
Wstałam i podeszłam do jego fotela. Usiadłam na nim okrakiem i nie mogąc się powstrzymać, złożyłam na jego miękkich wargach delikatny pocałunek. Gdy tylko nasze wargi się złączyły, przez całe moje ciało przebiegł dreszcz. Will odsunął się, ale w jego oczach dostrzegłam pożądanie.
-Isabelle, nie. - wyszeptał ochrypłym głosem. Jego oczy były prawie czarne. - Jak myślisz, dlaczego cię unikałem przez te dwa tygodnie?
Nie odpowiedziałam. Kreśliłam wzory na jego umięśnionych ramionach. Chwycił moje nadgarstki, patrząc na mnie z bólem. Pokręciłam głową.
-Bo nie chciałeś mnie widzieć, to chyba proste. Ale nie wyjechałeś. Alan mi powiedział. - Will skrzywił się na dźwięk imienia przyjaciela. - Wybacz. Nie powinnam była cię całować. Zapędziłam się, przepraszam.
Chciałam zejść, ale Will mnie nie puścił. Wpatrywał się we mnie z intensywnością.
-Chciałem cię widzieć, Isabelle. Nawet nie wiesz jak. - znieruchomiałam. - Ale wiele razy ci tłumaczyłem, że nie mogę być blisko ciebie. Myślałem, że gdy się od ciebie odizoluje, będziesz bezpieczna. - zaśmiał się cicho. - I tak jak mówiłem, jak na złość ciągnęło mnie tylko do ciebie.
-Will.. - szepnęłam. Pokręciłam głową. - Nigdy cię nie zrozumiem.
-Chrzanić zrozumienie. - powiedział i przyciągnął mnie do siebie. Nasze usta znów się zetknęły, ale tym razem był to namiętny pocałunek, poprzez który oboje wyraziliśmy swoją tęsknotę, którą czuliśmy przez te wszystkie dni rozłąki.
Will mocno przyciągał mnie do siebie. Jego ciało było gorące, a delikatne dłonie, które wplątał w moje włosy przyprawiały mnie o drżenie całego ciała. Gładziłam go dłońmi po policzkach, po idealnie gładkiej skórze, a on wzdychał cicho, całując mnie jeszcze namiętniej.
-Aniele.. - szepnął, całując mnie po szyi. Przymknęłam oczy. - Kocham cię.
Znieruchomiałam, przez co Will oderwał się ode mnie i odsunął lekko. Przyciągnęłam go z powrotem, uśmiechając się szeroko.
-Też cię kocham, Will. - wyszeptałam, całując go w czoło. - Bardzo. - pocałowałam go w policzek. - Strasznie. - pocałowałam go w usta. - Strasznie, bardzo cię kocham.
Zaśmiał się cicho. Położyłam głowę na jego ramieniu, zamykając oczy. Kocha mnie. Will mnie kocha. Wszystko we mnie tańczyło. Miałam ochotę skakać, krzyczeć, tańczyć, biegać, śmiać się i żyć.
-Will? - zagadnęłam, wsłuchując się w bicie jego serca.
-Mmm?
-Kocham cię. - powiedziałam. Znów się zaśmiał, całując mnie w czubek głowy. Nagle do naszych uszu dobiegł odgłos zbliżających się kroków.
Zeskoczyłam z Willa, a on posłał mi rozbawione spojrzenie. Zignorowałam to i usiadłam w fotelu, w którym siedziałam wcześniej. Mimowolnie spojrzałam na Willa, a widząc czułość w jego oczach, zarumieniłam się. Will posłał mi uśmiech, po czym wstał i oparł się o ścianę. Do pokoju wszedł Marcus, a za nim jakaś kobieta.
Była bardzo ładna. Miała długie, brązowe włosy, sięgające kolan i duże, fioletowe oczy. Mądrość, która z nich promieniowała, była zadziwiająca. Jednak mój wzrok przyciągnęły długie, zakręcone rogi sterczące z głowy dziewczyny. Wytrzeszczyłam oczy, a ona spojrzała na mnie.
Jedno spojrzenie wystarczyło, bym zrozumiała, że to czarownica. Kobieta wyglądała na zaintrygowaną moją osobą. Jej wzrok pomknął do Willa. Kobieta uniosła brwi, patrząc to na mnie, to na Willa.
Marcus odchrząknął.
-Panno Johnson, to jest Alais. Czarownica. Alais, to jest Isabelle Johnson, a to William Turner. - Kobieta skinęła głową. Spojrzała na Marcusa.
-Chcę porozmawiać z dziewczyną. - zażądała. Marcus nie wyglądał na przekonanego. Czarownica spojrzała na mnie. - Muszę z tobą porozmawiać, Isabelle.
Moc tego wyznania niemal zbiła mnie z nóg. To była chyba pierwsza osoba, która.. cóż, należała do potworów, ale która nazwała mnie po imieniu. Skinęłam głową. Kątek oka dostrzegłam Willa, który patrzył płomiennym wzrokiem na czarownicę. Już otwierał usta, ale Alais go uprzedziła.
-Zostań jak chcesz. W końcu i tak byś nie wyszedł. - mruknęła. Marcus skinął głową, wychodząc z pokoju.
W pokoju zaległa cisza. Alais usiadła w fotelu Marcusa, przyglądając mi się uważnie. W końcu czarownica przerwała milczenie, żądając:
-Pokaż mi znamię. - Zawahałam się, ale w końcu odwróciłam się do niej plecami, odgarniając włosy z karku. - Przepowiednia jest prawdziwa.
Odwróciłam się.
-Jaka przepowiednia? - zapytałam. Kobieta wzięła głęboki wdech i wbiła wzrok w ścianę.
-A w ostatnią noc miesiąca czwartego, dokładnie o północy, zrodzi się dziecko Cieni. 
Dziewczynka, która połączy ze sobą Światło i Ciemność.
Która zostanie naznaczona przez gwiazd siedem, które jej szczęście i zgubę przyniosą. 
W urodziny siedemnaste dziewczyna przystąpi do Ceremonii Wyboru, by zniszczyć dotychczasowy porządek.
Rozdarta między dwoma światami władać będzie.
Tylko ona pokona Ciemność i tylko ona przyniesie Światło. 
Z wrogiem potężnym przyjdzie jej walczyć.
Lecz by zwyciężyć musi zniszczyć miłość.
Musi też pokonać przepowiednię.  - Alais oderwała wzrok od ściany i spojrzała na mnie, błyszczącymi oczami. Siedziałam w fotelu z otwartą buzią i patrzyłam na czarownicę.
-Ale co to ma wspólnego ze mną? - zapytałam tępo. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że przepowiednia mówi o mnie. Alais pokręciła głową.
-O tobie mówi przepowiednia. Ty urodziłaś się trzydziestego kwietnia o północy. Ty jesteś naznaczoną przez gwiazdy, ty jesteś córką Światła i Ciemności. I ty kochasz Upadłego. - mówiąc to spojrzała na Willa. Chłopak zacisnął zęby i odwrócił wzrok.
-Kim jest Upadły? - zapytałam. Alais wpatrywała się w Willa, choć on wyraźnie unikał jej wzroku.
-Upadły to anioł, ale taki zły. - Will skrzywił się, ale dalej milczał. - Twój przyjaciel skrywa bardzo ciekawą tajemnicę.
Spojrzałam na Willa. Wpatrywał się w ogień, a coś na jego twarzy mówiło mi, że się waha.
-Will? - Jego oczy odnalazły moje. - Powiesz mi o co chodzi?
Zacisnął usta i wpatrzył się w ogień. Już miałam odwrócić się do Alais, kiedy przemówił, wciąż patrząc w płomienie.
-Kiedy miałem szesnaście lat, wraz z Alanem i innymi Cieniami często wyjeżdżaliśmy na polowania, że tak powiem. Pewnego dnia mieliśmy wybić grupę Płomiennych, którzy niszczyli wioski. Zabiliśmy wszystkich. Przynajmniej tak myśleliśmy. W którymś momencie za Alanem pojawił się cień. Ostatni Płomienny rzucił w Alana kulą ognia. Zabiłem Płomiennego, a Alana dałoby się uratować.. Ale on miał już wcześniej zadaną ranę na plecach. Diabelski Ogień wniknął w ranę, w żyły i w przerażającym tempie zabijał Alana. - Will umilkł, a ja wstrzymałam oddech. - Błagałem aniołów o pomoc. Obiecałem im siebie, w zamian za życie Alana.
Alais milczała. Wpatrywała się w Willa z intensywnością i - co mnie zaskoczyło - z troską i czułością. Zacisnęłam usta, walcząc ze łzami.
-Wysłuchali mnie. - podjął Will. Jego głos drżał. - Ale nie zabili mnie. Postanowili, że oddadzą mnie pod skrzydła Ciemności. - widząc moją ulgę dodał. - To nie jest wcale wspaniałe, Isabelle. Nie mogłem wrócić. Musiałem zabijać niewinnych ludzi. Gdy zostajesz Cieniem Ciemności, myślisz inaczej.. Zmieniasz się w maszynę do zabijania. W bezlitosnego potwora.
Zacisnął pięści.
-Ale ja się zbuntowałem. Nie widziałem Alana odkąd musiałem odejść z pola bitwy, by dołączyć do Cieni Ciemności. Nie wiedziałem czy przeżył. Gdy wróciłem, okazało się, że on ciągle umiera. Nie od tak, tylko stopniowo. Miał jakiś proszek, który spowalniał i łagodził śmierć. W tamtym monecie znienawidziłem wszystkich. Alan jest moim bratem krwi, więc czułem jego ból. Cierpiał. Od tamtej pory ciągle jestem przy nim, ale nie mogę mu pomóc. A w zakonie nikt mi nie ufa, ponieważ dla nich jestem potworem.
Zamilkł. Wzrok Alais pomknął do mnie. Ledwo zauważalnie kiwnęła głową w stronę Willa, który wpatrywał się w płomienie z nieobecnym wyrazem twarzy. Wstałam i podeszłam do niego. Jego oczy przesunęły się po mojej twarzy, szukając oznak obrzydzenia. Chwyciłam jego twarz w dłonie.
-Dla mnie nie jesteś potworem, Will. - wyszeptałam. W jego oczach pojawiły się iskierki nadziei. - To co zrobiłeś.. było wspaniałe.
-Zabijałem ludzi.. - odparł cicho. Pokręciłam głową. W oczach miałam łzy.
-Bo musiałeś. Nie chciałeś. I Will, ocaliłeś Alana. Słyszysz? Byłeś gotów oddać za niego życie, oddać się Ciemności, byleby go uratować. Boże, Will. Nigdy, w całym swoim życiu nie słyszałam o bardziej rycerskim akcie przyjaźni. - uśmiechnęłam się przez łzy.
Przyciągnął mnie do siebie i wtulił twarz w moje włosy. Gładziłam go po głowie, a łzy spływały po moich policzkach. Will. On tak cierpiał a ja byłam ślepa. Przypomniałam sobie Alana, który mówił o Willu z takim szacunkiem, który mówił o nim z taką miłością. Byli dla siebie kimś więcej niż przyjaciółmi. Byli braćmi, którzy pokonali śmierć, poprzez wzajemną miłość.
-Kocham cię. - szepnął Will w moje włosy. Zacisnęłam powieki.
-Ja ciebie też,Will. - odparłam cichutko.


* * *


Marcus przyszedł po pół godzinie. Spojrzał na Willa, który teraz siedział w fotelu z łokciami na kolanach i głową podpartą na rękach, potem na Alais, która spoglądała na niego od czasu do czasu i w końcu na mnie.
Westchnął.
-Isabelle, rozumiem, że Alais powiedziała ci wszystko, co było potrzebne. Muszę cię także uprzedzić, że poprosiłem ją, by została w zakonie na dłużej. Chciałbym cię prosić, byś przyjęła ją do swojego pokoju. Będę spokojniejszy, gdy będziecie razem. - skinęłam głowa, bez namysłu. Nie wiem dlaczego, ale ufałam Alais. Jej wewnętrzne dobro promieniowało z niej, przynosząc ze sobą zaufanie.
-Turner, muszę z tobą porozmawiać. - To był znak, że mam już iść. Spojrzałam na Alaise, ale ona już podnosiła się z miejsca. Will wstał i podszedł do biurka, niby przypadkowo muskając dłonią moją dłoń. Zarumieniłam się, po czym wyszłam z gabinetu za Alaise.
Ruszyłyśmy w ciszy korytarzem.
-Skąd wiedziałaś o przeszłości Willa? - zapytałam, nie mogąc wytrzymać. Uśmiechnęła się.
-Nie często zdarza się coś podobnego. Potwory także lubią plotki. - westchnęła. - Przyznam, że zawsze było mi szkoda tego chłopca. Wiele przeszedł.
-Przecież nigdy go nie spotkałaś. - powiedziałam zaskoczona.
-Ale obserwowałam go. - widząc moje zdumienie, zaśmiała się cicho. - Nie wszystkie potwory tylko zabijają. Ten chłopak mnie intrygował, więc odnalazłam go i obserwowałam. Nawet nie wiesz jak on próbował opierać się Ciemności. - pokręciła głową. - Nigdy nie spotkałam tak silnego Cienia. Nigdy, ale to przenigdy wcześniej nikt nie wyzwolił się od Ciemności.
-Dlaczego potwory nazywają Willa Upadłym? - zapytałam.
-Ponieważ o was Cieniach, mówi się, że jesteście aniołami. On jednak został wybrany, a raczej zmuszony do przystąpienia w szeregi Ciemności, więc jest kimś w rodzaju złego anioła. Tak już zostało. - wyjaśniła Alais.
Przygryzłam wargę myśląc o przepowiedni. Miałam zniszczyć miłość? Ale dlaczego?
-Kochasz go? - zapytała nagle Alais.
-Tak. - przyznałam. Alais pokiwała głową.
-Nie przejmuj się na razie przepowiednią. - poradziła. - Niedługo będziemy się nią martwić, ale nie teraz. Szykuje się wojna, Isabelle.
-Jak to? - zapytałam, zatrzymując się. Alais westchnęła.
-Sion, demon pragnie cię zabić. On zna przepowiednię. Wie, że masz rządzić i sprowadzić na świat Światło, a  Ciemność pokonać. On jest nazywany królem Ciemności. Od lat zbiera potwory i czeka. Czeka na moment, by cię pokonać. - wyszeptała Alais. Widząc moją minę, uśmiechnęła się lekko. - Ale nie martw się. Wiele osób jest za tobą. Masz poparcie nawet wśród potworów, Isabelle. One także czekają. Na znak od ciebie.
Zamarłam. Mam być jakąś władczynią, która poprowadzi wojnę? Ja? Dziewczyna, która zazwyczaj nie wie co zjeść na śniadanie? Mam wiedzieć jak prowadzić ludzi na wojnę? Porąbało. Cały świat porąbało.
-To nie mogę być ja, Alais. - powiedziałam z rezygnacją.
-To musisz być ty. - rzuciła z mocą. - Poradzisz sobie. Pomogę ci.
Może to dziwne, ale uwierzyłam jej. Właśnie doszłyśmy do pokoju, gdy nad naszymi głowami rozległ się przerażający huk. Normalnie jakby wybuchła bomba. Podłoga się zatrzęsła, więc oparłam się o ścianę, wpatrując się w sufit. Słyszałam wrzaski i wystrzały.
-To już, Isabelle. - powiedziała nagle Alais. - Potwory weszły do klasztoru.
Zamarłam, wsłuchując się w odgłos biegania nad moją głową, w krzyki Cieni i potworów, w wystrzały z pistoletów. Spojrzałam na Alais. Czarownica wpatrywała się we mnie, a między jej palcami pojawiły się fioletowe iskry.
-Wojna się zaczęła. 

8 komentarzy:

  1. Jezu, cudowny rozdział! Świetnie wymyśliłaś tą przepowiednię i historię Willa. A i znów płakałam. JEST MOC!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooooo jaaaaacieee... :O
    Ale akcji w tym rozdziale *-*
    Zacznę od Willa xD Jak zawsze boski :D Szkoda mi go :( Ale również podziwiam... oddał siebie za przyjaciela.. to takie wzruszające ;_;
    I w końcu się pocałowali <3 :D i powiedzieli sobie, że się kochają... :D Słodkie :)
    Ogólnie świetny rozdział... tyle się dowiadujemy *-* super xD
    Pozdrawiam i życze weny :D
    Ps. Przepraszam, że dzisiaj tak krótko :) Jakoś musze się spieszyć :D A jak zobaczyłam, że jest nowy rozdział to mi się oczy zaświeciły i ucieszyłam się :D Musiałam go przeczytać :D Kochaaaam <3 To opowiadanie i Willa <3 :D :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam że tak dawno mnie tu nie było, niestety miałam w ostatnim czasie wiele na głowie.
    Rozdział wspaniały i genialny jednocześnie. Bardzo mi się spodobał, i wciągnął.
    Wspaniale
    Pozdrawiam
    Charlotte
    P.S.
    jeszcze raz przepraszam

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale zauważyłam chcąc wejść na twojego drugiego bloga,że w linku wkradł ci się przecinek i nie można bezpośrednio przejść stąd do "Nie wszystkie anioły mają skrzydła". :D Znaczy można, ale trzeba usunąć sobie przecinek, a nie wszyscy wpadną na ten pomysł xD

    OdpowiedzUsuń