piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział XIII ; Płacz jest czasem dobry

"Umieranie to dzika noc i nowa droga"


Świat się walił.
Z rąk Alais sypały się fioletowe skry, gdy rzucała zaklęcia, mamrocząc pod nosem. Jej czarne, zakręcone rogi lśniły w blasku diabelskiego ognia. Rzuciła mi szybkie spojrzenie, dając tym znak, bym biegła. 
Więc tak zrobiłam. 
Alais biegła za mną, a jej obecność przynosiła mi jakąś dziwną ulgę. Nie wiedziałam, gdzie jest Will, ale znając jego charakter, już od dłuższego czasu walczył. 
Zaledwie kilka minut temu stałyśmy z czarownicą przed moim pokojem i nasłuchiwałyśmy odgłosów walki. Teraz pędziłyśmy zatłoczonymi korytarzami zakonu, kierując się do zbrojowni. 
-Szybciej! - syknęła Alais.
W końcu dopadłyśmy do drzwi. Otworzyłam je z rozmachem i wbiegłam do środka. Kilka Cieni rzuciło mi szybkie spojrzenie, ale nic więcej, bo już wybiegali obładowani bronią. 
Rozejrzałam się w poszukiwaniu moich mieczy. Alais stała pod drzwiami, patrząc w sufit, jakby mogła widzieć przez kilka pięter zakonu. Zaklęłam pod nosem, krążąc przy półkach z bronią. W końcu zobaczyłam błysk. Mój wzrok padł na dwa identyczne miecze zrobione ze szkła. Chwyciłam je i skierowałam się w stronę czarownicy. 
-Musimy uciekać, Isabelle. - oznajmiła, nie patrząc na mnie. 
-Zgadzam się z tobą w zupełności, ale bez moich przyjaciół się stąd nie ruszę. - oznajmiłam trochę za ostro. Alais spojrzała na mnie, tymi fioletowymi oczami, ale nic nie powiedziała. Otworzyła drzwi i wypadła na zewnątrz. 
Puściłyśmy się biegiem. 
Zakon został zaatakowany. Przeze mnie. W sumie nie przeze mnie, ale z powodu mojej obecności tutaj. Zagryzłam wargę, wciąż biegnąc i mijając kolejne znajome twarze. Wszyscy mieli determinację wymalowaną na twarzy, jakby takie walki były codziennością. 
Chciałam odnaleźć Willa. I Casey. I Luke'a. I Alana. I chłopaków. Chciałam ich stąd zabrać w jakieś bezpieczne miejsce. A najbardziej chciałabym odejść sama. Wiem, to niedorzeczne, ale zdałam sobie sprawę, że przy mnie nigdy nie będą bezpieczni. Byłam sama w sobie zagrożeniem. Przez tę cholerną przepowiednię. 
Wybiegłyśmy na zewnątrz. Zapach dymu uderzył mnie, drażniąc nos i gardło. Zaczęłam kaszleć, obserwując zamieszanie, jakie tu panowało. Wszystko płonęło. Na tle ognia majaczyły dziesiątki ciemnych sylwetek. Nie potrafiłam rozróżnić kto był przyjacielem, a kto wrogiem. 
Alais położyła mi dłoń na ramieniu. 
-Muszę iść, Isabelle. - powiedziała, patrząc na walczących. - Znajdę cię, gdy mnie przywołasz. 
Po tych słowach dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Została po niej tylko fioletowa mgiełka, którą porwał wiatr. Mocniej chwyciłam rękojeści mieczy i skoczyłam do przodu, dołączając w wir walki. 
Cięłam powietrze ostrzami, co chwilę powalając kolejne potwory. Zdawali się mnie otaczać, krążyć naokoło mnie, jakby tylko czekali, aż na chwilę opuszczę miecze. Przełykałam dym, a oczy mi łzawiły, jednak nie dopuszczałam do siebie potworów. 
Między przerwami w uderzeniach, próbowałam wychwycić wśród ogólnego zamieszania jakieś znajome sylwetki. Ale widziałam tylko potwory. Gdy zabijałam jeden rząd, pojawiał się następny, a ich duch walki nie słabnął, mimo iż chodzili po ciałach swoich pobratymców. Ktoś zranił mnie w nogę, ale tylko mocniej zacisnęłam zęby i wbiłam miecz w pierś jakiegoś wilkołaka, powalając go na ziemię. 
Odwróciłam się i wtedy go ujrzałam. 
Will wyglądał jak anioł śmierci. Powalał kolejne potwory, a ich ciała utworzyły pod jego nogami małą górę. Will wymachiwał mieczami, co przypominało mi taniec. Przerażający taniec śmierci. Potwory uciekały od niego, ale on z nadludzką szybkością je doganiał i zabijał bez mrugnięcia okiem. 
Chłopak odwrócił się i nasze oczy się spotkały. Przez twarz przebiegł mu dziwny wyraz. Wpatrywał się we mnie, ale jego czarne oczy zdawały się patrzeć w dal. Jakby przywoływał jakieś straszne wspomnienie. 
Moje oczy się rozszerzyły.
I wtedy poczułam okropny ból. Nie mogłam oddychać, a palący ogień powoli rozprzestrzeniał się w moim organizmie. Moje ciało zdawało się rozpadać na milion kawałeczków. Targał mną ból, a ja wrzeszczałam i wrzeszczałam. Osunęłam się na ziemię, wyginając plecy w łuk. Miecze upadły z brzękiem obok mnie. Orałam paznokciami ziemię, czując, że całe moje ciało płonie. 
Cały świat umilkł. Wszystko zniknęło, oprócz niebieskich oczu, które wpatrywały się we mnie intensywnie. Ja także patrzyłam w te oczy, a ból gdzieś zniknął. Teraz czułam tylko pustkę, jakby ktoś otworzył pudło, wyciągnął z niego wszystko i zostawił, by zgniło. Mnie także zostawiono, bym zgniła.
Moje oczy bardzo powoli się zamykały, ale nie mogłam się zmusić, by całkowicie je zamknąć. Niebieskookie spojrzenie zdawało się mówić "Ani mi się waż". Tylko ten niebieski kolor, przywodzący na myśl ocean trzymał mnie w tym świecie. 
Pomyślałam o słowach Alais. "Znajdę cię, gdy mnie przywołasz". Pomyślałam o jej twarzy, która przynosiła mi ulgę i ukojenie. Gdy o niej myślałam, coś szarpało moje wnętrzności, jakby chciało mnie wyciągnąć z pustki, w jakiej się znalazłam. 
Zdałam sobie sprawę, że dochodzi mnie głos. Odległy i stłumiony, ale słyszalny. Jedno imię, które ktoś wypowiadał wciąż i wciąż, bez przerwy. 
Wysiliłam wszystkie zmysły, by skupić się na tym jednym słowie i wtedy je zrozumiałam. 
Isabelle. 
Ale kim była Isabelle?
Moje ciało obracało się w pustce, gotowe zniknąć w innym świecie, ale ten głos, to imię, wciąż trzymało mnie w miejscu. Chciałam odlecieć. Chciałam być wolna. Chciałam nie czuć bólu, który powrócił i sprawiał, że wiłam się wśród nicości. 
Isabelle. 
Głos, który wypowiadał to imię brzmiał stanowczo, jakby nie dopuszczał sprzeciwu. Ale jakiego sprzeciwu? Głos zdawał się coś ode mnie chcieć, ale ja nie wiedziałam czego. Ból rozrywał mnie na kawałki. Czułam, że zaraz odpłynę.
Isabelle.
Zamknęłam oczy, odcinając się od wszystkiego. Pochłonął mnie mrok.


* * *


-Cholera jasna, zróbcie coś! Niech to szlag! Dajcie mi coś, żebym mógł to rozwalić! - otworzyłam oczy na dźwięk tego głosu. Już wcześniej słyszałam ten głos, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie.
Wszystko było rozmazane. Zamknęłam oczy. Chyba leżałam w łóżku na brzuchu, bo czułam gorący materiał pod skórą. Chciałam się ruszyć, ale ból przeszył całe moje plecy. Jęknęłam.
Nagle poczułam na twarzy czyjś oddech. 
-Isabelle? - znów to imię. Nie miałam pojęcia, kim była Isabelle. Wtuliłam twarz w coś miękkiego, chyba w poduszkę. - Isabelle, słyszysz mnie?
Otworzyłam oczy i zamarłam. Zobaczyłam niebieskie oczy, które wpatrywały się we mnie. Potem zobaczyłam czarne włosy, a potem twarz chłopaka. Był piękny. Widząc ból i ogromną ulgę, która malowała się na twarzy chłopaka, chciałam go przytulić, pocieszyć. Ale nie mogłam się ruszyć.
Ktoś inny się odezwał, ale ja widziałam tylko twarz chłopaka, która znajdowała się kilka centymetrów od mojej. Przymknęłam oczy.
-Z..zostawicie nas samych? - zapytał chłopak, nie odwracając ode mnie wzroku. Jego głos lekko drżał. Usłyszałam jakiś huk, a potem nastała cisza. Chłopak przyglądał mi się uważnie. Nagle przypomniałam sobie jego imię.
-Will. - szepnęłam, a on wciągnął ze świstem powietrze. Ukrył twarz w dłoniach, jakby chciał się przede mną ukryć. Ale ja nie pozwoliłam mu na to. Z wielkim trudem uniosłam dłoń i dotknęłam jego policzka. Opuścił ręce i spojrzał na mnie, zaciskając wargi.
Był taki piękny. Kojarzył mi się z greckim bogiem. Westchnęłam, gładząc kciukiem jego policzek. Will pochylił się i złożył na moich wargach pocałunek, delikatny i czuły. Odwzajemniłam go, czując jak motyle w moim brzuchu się budzą.
Przez ten pocałunek przypomniałam sobie zdarzenia ostatnich dni. Przypomniałam sobie Luke'a, który padał na ziemię od zadanego ciosu. Przypomniałam sobie Alana, kaszlącego krwią. Przypomniałam sobie Casey, która trzymała mnie za rękę, gdy leżałam w szpitalnym łóżku. Przypomniałam sobie chłopaków, którzy przebrali się za Śmiekołaki, by mnie pocieszyć. Przypomniałam sobie Kyle'a, który wił się w bólu, przybity do łóżka, co chwilę zmieniając się w wilkołaka i z powrotem. Przypomniałam sobie wujka Johna, który czochrał mi włosy co rano, gdy tylko się budził i wchodził do kuchni, by zobaczyć gotowe śniadanie. Przypomniałam sobie Alais, która patrzyła na mnie z troską. Przypomniałam sobie wojnę, która się rozpętała.
I wreszcie przypomniałam sobie Willa, który całował mnie zachłannie, lub czule. Przypomniałam sobie jego ręce pod moją bluzką. Przypomniałam sobie jego kpiący uśmiech. Przypomniałam sobie Willa, który szeptał mi do ucha, że mnie kocha.
Odsunął się ode mnie niepewnie. Położyłam głowę na poduszce, wpatrując się w niego. On też się we mnie wpatrywał, a ulga nie znikała z jego oczu.
-Powinienem zawołać Alais. Gdyby nie ona, już by cię z nami nie było. - przy ostatnich słowach głos mu się załamał. Jęknął i odwrócił wzrok, ale i tak widziałam łzy, które zalśniły w jego oczach. To był tak niespodziewany widok, że zignorowałam ból i usiadłam gwałtownie. Zaraz tego pożałowałam, bo piekący ból zaatakował całe moje ciało. Will doskoczył do mnie, gdy osuwałam się bezwładnie na poduszkę. Złapał mnie, przez co leżałam w jego ramionach z twarzą wtuloną w jego pierś.
-Jezu, Isabelle. - szepnął. - Dlaczego zawsze musisz być taka uparta? Nie mogłaś spokojnie leżeć? Pójdę po Alais..
-Nie. - wychrypiałam. Zamarł, a ja wsłuchałam się w szybkie bicie jego serca. To była melodia, która dodawała mi sił i mnie uspokajała.
-Isabelle..  - zaczął niepewnie.
-Chcę ciebie. - szepnęłam. Nie odpowiedział mi, tylko mocniej przycisnął mnie do siebie.
Leżałam w jego ramionach, czując się bezpiecznie. Wiedziałam, że przy nim nic mi nie grozi. Zamknęłam oczy, słysząc bicie jego serca i czując ciepły oddech, który delikatnie poruszał mi włosy.
-Will?
-Tak?
-Kocham cię. - szepnęłam. Jego serce zabiło gwałtowniej. Uśmiechnęłam się lekko. Will pocałował mnie w głowę, delikatnie, jakby się bał, że wystarczy jeden ruch, bym rozpadła się na tysiąc małych kawałków, niczym puzzle, których potem nie będzie dało się już zebrać.
-Ja też cię kocham, Isabelle. - wyszeptał w moje włosy.
Zasnęłam z uśmiechem na ustach.


* * *


Od kilku dni mogłam już sama siadać. Ból ciągle mi towarzyszył, ale udawało mi się go tłumić. Dzisiaj przy moim łóżku zebrało się sporo osób. Mieli mi wyjaśnić sytuację.
Will siedział obok mnie na łóżku, gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni, przyprawiając mnie tym o dreszcze. Jego dotyk sprawiał, że cała płonęłam. Zagryzłam wargę i spojrzałam na Alais, która stała w nogach mojego łóżka i rzucała mi badawcze spojrzenia, gotowa zwinąć zebranie, gdybym się źle poczuła. Zajmowała się mną bardzo troskliwie i gdy teraz o niej myślałam, to nie była czarownicą, która mnie uratowała, tylko kimś w rodzaju matki.
Rozejrzałam się. Lucas siedział na krześle obok mojego łóżka i trzymał mnie za drugą dłoń. Posłał mi lekki uśmiech. Pod ścianą siedziała Casey z obandażowanym ramieniem. Obok niej siedział Alan, który wyglądał całkiem dobrze. Chłopaki rozwalili się na podłodze, co chwilę szepcząc coś do siebie i wybuchając śmiechem. Uśmiechnęłam się, patrząc na nich. Byli tacy.. wyjątkowi.
Alais odchrząknęła, więc spojrzałam na nią.
-Skoro twierdzisz, że czujesz się dobrze, może zapoznam cię z sytuacją. Jesteśmy teraz w moim domu. Przeniosłam nas tu, gdy zostałaś ranna..
-A jak zostałam ranna? - zapytałam, a jej mina zrzedła.
-Zaatakował cię zmiennokształtny. Wbił ci miecz w plecy, przez co straciłaś przytomność i przy tym dużo krwi. - Alais zamilkła na chwilę. - Ja.. użyłam pewnego zaklęcia, by przywrócić ci cząstkę duszy, która utraciłaś.
Otworzyłam szeroko oczy. Alais westchnęła.
-Gdy Cień umiera, jego dusza pęka na kilka kawałków, a one kolejno znikają. Ty przywołałaś mnie, gdy mdlałaś, więc twoja dusza nie zdążyła się zniszczyć. Odpadł tylko jeden kawałek, który udało mi się uratować. - jej mina zawierała jakąś dziwną nutę.
-Jakie to było zaklęcie? - zapytałam, a Alais odwróciła wzrok.
-Zakazane. Nie wolno go używać. W żadnym wypadku. Ja złamałam tę zasadę, ratując ciebie. Teraz za moją głowę wyznaczono sporą cenę. - uśmiechnęła się słabo.
Poczucie winy zalało mnie niczym fala. To przeze mnie. Przeze mnie Alais będzie ścigana.
-Dlaczego mnie uratowałaś? - zapytałam. Alais wyglądała na zaskoczoną.
-Bo jestem po twojej stronie, Isabelle. Nie chciałam byś umierała. Jesteś bardzo ważną postacią w tej wojnie. - wyjaśniła, po czym wróciła do tematu. - Gdy już zemdlałaś, okazało się, że wszyscy twoi przyjaciele byli obok. Zebrali się obok mnie i chronili cię, gdy ja odprawiałam czary.
Łzy zapiekły mnie w oczach. Wszyscy wpatrywali się we mnie z lekkimi uśmieszkami.
-Potem przeniosłam wszystkich tutaj. - westchnęła. - Po twojej ucieczce wszystkie potwory się wycofały. Oczywiście poniosły wiele strat, ale.. nasi także ucierpieli.
Will mocniej ścisnął moją dłoń. Odwzajemniłam uścisk, myśląc o Marcusie. Nie przepadałam za nim, ale teraz z całego serca liczyłam na to, że przeżył.
-Tak więc teraz tu się ukrywamy, ale musimy znaleźć jakieś inne miejsce, bo już wkrótce ktoś po mnie przyjdzie, a wtedy znajdzie również was. - oświadczyła, po czym zamilkła.
Zamknęłam oczy, czując na sobie spojrzenia wszystkich zebranych. No prawie wszystkich. Wiedziałam, że Will na mnie nie patrzył. Pewnie patrzył na Alana i wymieniał z nim myśli. Ci dwaj byli jak bracia. Gdy Will siedział ze mną, Alan często nas odwiedzał i przekomarzał się z Willem. I choć ten ciągle mi powtarzał, że Alan jest idiotą, w jego głosie pojawiała się miłość ilekroć wymawiał imię przyjaciela.
Nagle w mojej głowie pojawił się obraz. Zobaczyłam dom, który krył się za drzewami. Dom, który chował się daleko stąd. Który krył moje najdawniejsze wspomnienia.
Otworzyłam oczy.
-Wiem, gdzie pójdziemy. - oświadczyłam.


* * *


Kilka dni po naszej "naradzie" mogłam już sama chodzić, więc Alais postanowiła, że wyruszymy bezzwłocznie. Stałam właśnie na jej werandzie i spoglądałam w las.
Ktoś złapał mnie za rękę.
Uśmiechnęłam się do Willa, a on odwzajemnił uśmiech. Ostatnio często się uśmiechał. Była to bardzo przyjemna odmiana, a raz Alan mi podziękował. Nie wiedziałam za co, ale później wyjaśnił mi, że odkąd jestem z Willem, ten ciągle się uśmiecha i właśnie za to był mi wdzięczny.
Tak w ogóle to jeszcze do mnie nie dotarło to, że jesteśmy razem. Oczywiście kochałam Willa, ale to było takie absurdalne. Westchnęłam, patrząc na zachodzące słonce. Mieliśmy wyruszyć po zmroku, by nie rzucać się w oczy.
Poczułam ból w plecach, ale był mały, tylko lekko drażniący. Podobno, gdy upadłam od uderzenia, Will wołał mnie przez pięć minut. To jego głos słyszałam, gdy latałam w pustce. Byłam mu wdzięczna, że nie pozwolił mi odejść.
-Wiesz, że teraz będziemy musieli się ukrywać, prawda? - zapytał, patrząc w dal.
-Wiem. - westchnęłam, mocniej ściskając jego rękę.
-Nie przeszkadza ci to?
-Nie, puki będziecie ze mną. Puki ty będziesz ze mną. - odetchnął głęboko. Nie wiem, czy wcześniej nikt mu nic takiego nie mówił, czy po prostu nie potrafił okazywać uczuć, ale zawsze gdy mówiłam coś o nim, coś miłego, on albo wzdychał, albo uśmiechał się niepewnie. To było na swój sposób słodkie.
Will przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Był delikatny, ale ja nie chciałam już delikatności. Chwyciłam jego twarz w dłonie i mocniej przyciągnęłam do siebie. Z jego gardła wydarł się cichy pomruk zadowolenia. Podskoczyłam, a Will złapał mnie, więc oplotłam jego biodra nogami, a on podtrzymał mnie, trzymając ręce na moich udach, wywołując tym przyjemny dreszcz. Chłopak przyparł mnie do ściany, podjeżdżając rękami trochę wyżej. Zadrżałam mimowolnie, wplątując dłonie w jego włosy. Sięgnęłam do guzików jego koszuli, ale wtedy odsunął się ode mnie.
-To chyba zły pomysł. - powiedział, z tym głupim uśmiechem.
Stanęłam na własnych nogach, rzucając mu rozdrażnione spojrzenie. Podeszłam do barierki i oparłam się o nią, wpatrując w mrok. Will zawsze przerywał w takich momentach. To było tak denerwujące.. Ugh!
Will stanął za mną, owiewając mi ucho oddechem. Z roztargnieniem zasłoniłam uszy włosami. Will zaśmiał się cicho.
-Co cię tak śmieszy? - warknęłam, nie odwracając się.
Odsunął mi włosy na bok, po czym nachylił się i muskając mój płatek ucha ciepłymi wargami, wyszeptał:
-Chciałabyś zrobić to tutaj? - zadrżałam i odwróciłam się do niego, tak, że jego miękkie usta złączyły się z moimi. Oderwałam się od niego gwałtownie. Stał tam z tym krzywym uśmiechem na ustach i rozbawieniem w oczach.
-A nawet jeśli, to co? - zapytałam. Uśmiechnął się szeroko.
-Rozebrałbym cię tu i teraz i..
-Nie kończ. - mruknęłam, odwracając się od niego. Byłam zła. Pragnęłam go. Ale kto nie pragnąłby greckiego boga, który skrywa tak wiele tajemnic? No kto? Will otoczył mnie od tyłu ramionami, kładąc głowę na moim ramieniu. Pocałował mnie w szyję.
-"Jak kocha, to poczeka" - mruknął z rozbawieniem. Prychnęłam.
-A jeśli nie kocha? - warknęłam, znów się do niego odwracając.
-To ma problem. - rzucił i mnie pocałował. Znów poczułam motyle w brzuchu. Stłumiłam je i odsunęłam się od Willa. Udał niezadowolenie.
-A ty? Chcesz tego? - zapytałam cicho, bojąc się odpowiedzi. Z uśmiechem zlustrował mnie od stóp do głów. Pod wpływem jego spojrzenia poczułam się wręcz naga. Spłonęłam rumieńcem.
-Bardziej, niż czegokolwiek innego, ale hej, przecież ktoś musi w związku trzymać ręce na wodzy. - powiedział, całując mnie w szyję.
-I to masz być ty, tak? - zapytałam, unosząc brew. Zaśmiał się.
-Jak widać. - odparł, nie przestając mnie całować. Odsunęłam się od niego, tak, żeby nie mógł mnie dotknąć. Wyglądał na nieszczęśliwego.
-W takim razie masz zakaz całowania mnie, dotykania, a nawet patrzenia na mnie. - rzuciłam, śmiejąc się w duchu z jego zbolałej miny.
-A drzewa mają zakaz produkowania tlenu. - prychnął i jednym susem znalazł się przy mnie. Wtulił twarz w zagłębieniem między moją szyją i obojczykiem. Nie odsunęłam się, tylko pogładziłam go po włosach. Westchnął przeciągle. - Wiesz, że jeszcze trochę ze sobą pobędziemy, prawda? Mamy dużo czasu na.. różne rzeczy.
Wyobraziłam sobie jego uśmiech, gdy to mówił. Przewróciłam oczami, choć on nie mógł tego zobaczyć.
-Pobędziemy ze sobą tylko trochę? Na jak długo? - zapytałam. Will podniósł głowę i spojrzał na mnie, a w jego oczach zatańczyły wesołe iskierki.
-Czy ja wiem.. wieczność powinna wystarczyć. - oznajmił. Uśmiechnęłam się szeroko, całując go w kącik ust. Oczywiście wykorzystał sytuację, by złożyć na mych wargach długi, namiętny pocałunek. Jego język delikatnie gładził moje wargi, sprawiając, że cała truchlałam.
Nagle usłyszałam jakiś hałas. Zamarłam, a Will już wyglądał za barierkę, przeczesując wzrokiem mrok. Usłyszałam to znowu. Jakby ktoś wlekł coś po suchych liściach. Obejrzałam i zobaczyłam ruch pomiędzy drzewami.
Postać stała przez chwilę i patrzyła na mnie, po czym niespodziewanie upadła na twarz. Krzyknęłam zaskoczona i ignorując protesty Willa, pobiegłam do nieprzytomnego człowieka. Wiedziałam, że był człowiekiem. Nie czułam nigdzie w pobliżu zagrożenia.
-Isabelle! - wiedziałam, że Will był tuż za mną. Cała swoją uwagę skupiłam na człowieku, który leżał u moich stóp. Will wyminął mnie i ostrożnie przechylił człowieka na plecy.
Z mojego gardła wyrwał się szloch. Opadłam na kolana, biorąc jego twarz w dłonie. Położyłam ją sobie na kolanach i zapłakałam. Dotknęłam tak znajomych mi rąk, które rozczesywały mi włosy, gdy byłam małą. Przeczesałam ręką, gęste, brązowe włosy, które mimo brudu pachniały znajomym szamponem.
Szlochałam jak opętana, kołysząc bezwładne ciało w ramionach.
-Isabelle. - ignorowałam Willa. Potrząsnął mną. - Isabelle on żyje! Spójrz, oddycha!
Łzy płynęły mi policzkach, a ja ich nie ocierałam. Pocałowałam mężczyznę w czoło. Kątek oka zobaczyłam Alais, która wybiegła z domu i teraz pędziła w naszą stronę. Z gardła mężczyzny wydarł się cichy jęk. Otworzył oczy, a ich piwny odcień sprawił, że coś we mnie pękło. Zawyłam jak zraniony pies. Zakryłam ręką usta, nie mogąc powstrzymać dziwnych dźwięków, wychodzących z mojego gardła.
-Izzy. Moja Izzy. - wyszeptał mężczyzna, dotykając mojego policzka.
Załkałam, czując na sobie spojrzenie Willa i Alais. Przytuliłam mężczyznę, wiedząc, że już nigdy go nie zostawię.
-Wujku.. - szepnęłam.

8 komentarzy:

  1. O Jezu, cudowne. Jesteś zła, bawisz się moimi emocjami! ;-; Kocham i czekam na kolejny! < 3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny <3
    Will oczywiście słodki, uroczy jak zawsze <3 :D Uwielbiam go :D Z Izzy tworzą taką fajną parę. ;)
    Ale zakończyłaś ten rozdział... OMG *-* Biedny wujek.. :c
    Co do tej wojny to nieźle się porobiło... Mam nadzieję, że tej Alais nie zabiją :) Lubię ją xD Zauważyłam, że główna bohaterka zawsze obrywa... zawsze.. :D
    Nie wiedziałam, że Isabelle jest taka nachalna ^^ Szybko chce sprawę przypieczętować :D Nie mogłam ze śmiechu jak Will powiedział, że ktoś musi mieć ręce na wodzy w tym związku :D
    Nie mogę się doczekać nexta :3
    Pozdrawiam i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie się doczytałam do tego rozdziału :D. Genialne, wciągające, ciekawe... Tylko dlaczego tak zakończyłaś?! Mam nadzieję, że wujek przeżyje ;).
    Pozdrawiam i czekam na next'a :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajnie piszesz. Szkoda, że dopiero teraz tu zajrzałam, bo z powodu dużej ilości rozdziałów jestem kompletnie nie w temacie. Alan, Will - rezerwujesz same najlepsze imiona!
    Na love-fun-soul.blogspot.com pojawił się nowy rozdział. Zapraszam na przedostatni wpis dotyczący historii dziewcząt z Akademii.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :)
      Chętnie do ciebie zajrze ^^

      Usuń