piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział XV ; Trudne decyzje

"I w końcu nikt nie podjął decyzji
i nikt nie zapukał
i nikt nie przyskoczył do drzwi
i nikt nie otworzył
i nie stał tam nikt
i nikt nie wszedł
i nikt nie powiedział: witaj
i nikt nie odrzekł: w końcu"


Obudziłam się, lecz nie otwierałam oczu. Bałam się, że to co brałam za sen, wydarzyło się naprawdę. Przełknęłam ślinę, ale ogromna gula w gardle nie zniknęła. 
Delikatnie uchyliłam powieki. 
Leżałam w sypialni Alais. Cóż, mogłam się tego domyślić po tym, jak zniszczyłam własny pokój. Warga mi zadrżała, gdy zdałam sobie sprawę, że skoro zniszczyłam pokój, to inne wydarzenia także były prawdziwe. Powrót wujka, propozycja Alais, moja moc, Will. 
Zacisnęłam powieki, a jedna gorąca łza spłynęła mi po policzku. Pokręciłam głową, wyrzucając z głowy obraz jego beznamiętnej twarzy. Drżącą dłonią musnęłam szyję w miejscu, gdzie Will mnie dotknął. Poczułam pod palcami pomarszczoną skórę. Cofnęłam rękę i otworzyłam oczy. 
Podniosłam się i usiadłam, zwieszając nogi z łóżka. Potarłam oczy, a delikatny wiatr rozwiał mi włosy. Spojrzałam w stronę otwartego okna, które jak się domyśliłam otworzyła Alais. Gospodyni nie było w pokoju. Podeszłam do okna i wychyliłam się niebezpiecznie. 
Księżyc wisiał wysoko na niebie, a gwiazdy mrugały do mnie. Musiałam przespać cały dzień. Westchnęłam, opierając ręce na parapecie. Musiałam pomyśleć, uciec od czterech ścian. Nie myśląc nad tym co właśnie zamierzałam zrobić, podciągnęłam się i wyszłam przez okno, stając na parapecie. Moje bose stopy przyjemnie drażnił chłodny marmur. Byłam ubrana tylko w luźną koszulkę i szorty. Mimo mojego skąpego stroju, zimno mi nie przeszkadzało. Spojrzałam w dół, a widząc jak wysoko jestem, uśmiechnęłam się szeroko. Dom Alais był naprawdę ogromny. 
Odwróciłam się do ściany i rozpoczęłam wspinaczkę. Wciskałam dłonie i stopy w płaskorzeźby, których nie brakowało na bogato zdobionej ścianie. Zadarłam głowę do góry i parłam naprzód, nie zważając na to co by się stało, gdybym spadła. 
Przed oczami miałam twarz Willa. Jego zimne oczy, które wydawały się martwe. Nic nie obchodziło go to, że sprawił mi ból. Ja jednak widziałam, że wtedy nie był sobą. Świadomie nigdy by mnie nie skrzywdził. Jednak jakiś upierdliwy głos w głowie mówił mi, że może nigdy tak naprawdę nie znałam Willa. 
Moje palce chwyciły się krawędzi dachu. Podciągnęłam się i z głośnym sapnięciem znalazłam się na górze. Wstałam i z zapartym tchem patrzyłam na rozciągający się przede mną krajobraz. Księżyc wisiał wysoko na niebie i oświetlał srebrzystym blaskiem mrok nocy. Gwiazd było tak wiele, jakby ktoś wziął ich pełną garść i rozsypał po bezkresnym niebie. Dom Alais stał w małej dolince, ukrytej między górami. Wszędzie, gdzie sięgał mój wzrok, rozciągały się połacie lasu. Nie wydawał się on mroczny, lecz w jakiś sposób magiczny. Przymknęłam oczy, wdychając chłodne, nocne powietrze, a wiatr rozwiewał mi włosy. 
-Całkowicie padło ci na głowę? - warknął ktoś za mną. Odwróciłam się gwałtownie, a moim oczom ukazał się wysoki chłopak z czarnym włosami i niebieskimi oczami, które tak kochałam. Teraz pojawiały się w nich czarne plamki, świadczące o złości chłopka.Czarnowłosy miał ręce w kieszeniach ciemnych spodni i lekko zgarbione plecy. Czarna koszulka idealnie opinała jego umięśnione ciało.
Will.
Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami, nie mogąc wydusić słowa. W jego oczach widziałam irytację, do której byłam przyzwyczajona. Will stał jakieś pięć kroków ode mnie, ale nie zanosiło się na to, żeby podszedł bliżej. Swoją drogą nie miałam pojęcia co robił na dachu domu Alais. Wiatr rzucał mu włosy na twarz, a ja miałam ochotę odgarnąć je czułym gestem, jednak tego nie zrobiłam. 
-Co cię napadło, żeby tu włazić? Mogłaś się zabić. - syknął, rzucając mi zirytowane spojrzenie. Nie mogłam w to uwierzyć. O mało mnie nie zabił, zrobił krzywdę Luke'owi, zmienił się w zombie a potem uciekł, a teraz stał przede mną i pouczał mnie że nie należy wchodzić na dach czyjegoś domu?!
-Słucham?! - krzyknęłam tylko. Westchnął, patrząc na mnie uważnie. Spojrzenie jego niebieskich oczu zatrzymało się na mojej szyi. Zacisnął zęby i odwrócił wzrok. Mimowolnie dotknęłam pomarszczonej skóry.  
-Zaprowadzę cię do środka. Na zewnątrz nie jest bezpiecznie. - powiedział, nie patrząc na mnie. Ruszył w moją stronę, ale pokręciłam gwałtownie głową, odsuwając się od krawędzi dachu i od niego.
-Nigdzie nie idę! - zaprotestowałam i z trudem powstrzymałam się od tupnięcia nogą.
-Dobrze wiedzieć. - mruknął i w mgnieniu oka znalazł się przy mnie. Nie zdążyłam zaprotestować, gdy wziął mnie na ręce i odsunął się od krawędzi dachu. na jego twarzy pojawił się mroczny uśmiech, a ja zdałam sobie sprawę z tego, co chłopak zamierzał za chwilę zrobić. 
-Will.. Will ani mi się waż! Słyszysz?! Nie rób tego! Will, kretynie skopię ci za to tyłek! - krzyczałam, gdy chłopak ruszył biegiem w kierunku krawędzi dachu. Will zaśmiał się i skoczył. 
Spadaliśmy z niewyobrażalną szybkością. Przyległam do niego, zamykając oczy, a krzyk nie mógł wydobyć się z mojej piersi. Zabije nas. Ten cholerny zasraniec nas zabije! Poczułam szarpniecie a potem nagle wszystko ustało. 
Uchyliłam jedno oko i ze zdumieniem stwierdziłam, że stoimy przed domem Alais. Zadarłam głowę do góry i spojrzałam w rozbawioną twarz Willa. Jego silne ramiona obejmowały mnie, gwarantując bezpieczeństwo. Miałam ochotę zostać w nich na zawszę, ale teraz moje oszołomienie mi na to nie pozwalało. 
-Postaw mnie. - zażądałam drżącym głosem. Chłopak posłusznie spełnił moje życzenie, po czym rzucił mi szybkie spojrzenie, a rozbawienie zniknęło z jego twarzy. 
-Wracaj do przyjaciół, aniele. - szepnął. Następnie odwrócił się i pognał w mrok. O nie! Nie miałam zamiaru dać się tak zostawić. Skupiłam się i już po chwili biegłam za nim z nadludzką prędkością. Świat wokół mnie był rozmazany, a wszystkie dźwięki wyciszone. Will odwrócił głowę, a widząc mnie za sobą, zmarszczył brwi w wyrazie złości, po czym wyhamował gwałtownie.
Omal na niego nie wpadłam, ale to mało mnie obchodziło. Zahamowałam tuż przed jego rozwścieczoną twarzą, a on po prostu chwycił mnie za ramię i przyszpilił do drzewa. Oddychał szybko, a jego czarne oczy wpatrywały się we mnie ze złością. 
-Czy ty musisz być tak upierdliwa? - warknął. Rzuciłam mu miażdżące spojrzenie.
-Owszem. To jedna z moich zalet. A mam ich wiele, jakbyś chciał wiedzieć. Jestem ideałem kobiety. - syknęłam, a kącik jego ust drgnął, jakby siłą powstrzymywał uśmiech.
Był tak blisko. Jego twarz dzieliło od mojej zaledwie kilka centymetrów. Jego dłoń rozluźniła uścisk i w każdej chwili mogłam mu się wyrwać, ale problem w tym, ze nie chciałam. Pragnęłam by mnie dotykał, całował, pieścił. Mógłby nawet szarpać, byleby był blisko. Westchnęłam, przymykając oczy. 
-Dlaczego ty musisz być tak pociągający? - rzuciłam, a on nie zdołał powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wpłynął mu na twarz. 
-Urok osobisty. A skoro już mówimy o tym co jest pociągające, to muszę ci powiedzieć, że masz zajebiste nogi. I w ogóle podoba mi się twój strój. - powiedział, ze znaczącym błyskiem w oku. Przygryzłam wargę, słysząc jego zmysłowy głos. 
-Pocałuj mnie, Will. - szepnęłam. Wesoły wyraz zniknął z jego twarzy. Zacisnął zęby i odsunął się ode mnie o kilka kroków.
-Nie mogę. Wiesz, że bym chciał, ale nie mogę. Jestem dla ciebie zagrożeniem, Isabelle. Widziałaś do czego jestem zdolny. - powiedział cicho. Zacisnęłam dłonie w pięści. 
-To nie byłeś ty. Nie wiem co się stało, ale to nie ty jesteś zagrożeniem. Nie wierzę, że mógłbyś mnie skrzywdzić. - rzuciłam pewnie. 
-A jednak skrzywdziłem. - szepnął z bólem. - Już kiedyś ci mówiłem, że nie mogę być blisko ciebie. Jesteśmy przeciwieństwami, Izzy. Ty jesteś dobrem, ja złem. Ty jesteś Światłem, ja jestem Ciemnością.
Zakryłam uszy rękami.
-Przestań! Wiesz, że to nieprawda! Jesteś dobry! - krzyknęłam. Pokręcił głową, zrezygnowany. 
-Nie okłamujmy się, aniele. Będziemy walczyć po przeciwnych stronach w tej wojnie.- szepnął. Opuściłam bezradnie ręce.
-O czym ty mówisz? - zapytałam cichutko. Odwrócił głowę, patrząc w bok, nie na mnie. Szybko otarłam łzę, spływającą po moim policzku.
-Częściowo masz rację. Wtedy w salonie to ja cię zaatakowałem, ale nie z własnej woli. Wybrała mnie Ciemność.. - miałam zaprotestować, ale podniósł dłoń, dając mi znać, żebym milczała. - A to oznacza, że muszę jej służyć. Muszę być wierny panu Ciemności, czyli Sionowi.
To imię wypowiedział z tak wielką nienawiścią, że się przestraszyłam, mimo iż jego złość nie była skierowana na mnie. Will zaciskał dłonie w pięści, wpatrując się w mrok.
-Nie miałem wtedy nad sobą kontroli. Wiedziałem, że cię krzywdzę, ale nie mogłem tego powstrzymać. - powiedział zbolałym głosem. - Nigdy sobie tego nie wybaczę. Dlatego teraz muszę trzymać się od ciebie z daleka. Wtedy będziesz bezpieczna, a to jest najważniejsza.
-Bezpieczna?! Jak mam być bezpieczna gdy jestem celem numer jeden na liście wszystkich potworów?! Tylko przy tobie czuje się bezpieczna, a ty mi mówisz, że odchodzisz? Chyba cię porąbało, jeśli myślisz że ci na to pozwolę. - krzyknęłam. Zacisnął zęby, ale nie spojrzał na mnie.
-Nie musisz mi pozwalać. Jeśli będzie trzeba, siłą zaniosę cię do Alais i zostawię. - warknął. Łzy spływały mi po policzkach, ale nie ocierałam ich. To było bezcelowe.
-Nie możesz mi tego zrobić. - szepnęłam bezsilnie.
-A mam inne wyjście?! - wrzasnął, a ptaki zerwały się z pobliskiego drzewa, młócąc skrzydłami i uciekając w popłochu. Przeczesał dłonią włosy i spojrzał na mnie z bólem wymalowanym na twarzy.
-Zawsze jest jakieś wyjście. - szepnęłam drżącym głosem.
-My go nie mamy. - powiedział. Widząc w jakim jestem stanie, westchnął i podszedł do mnie. Pochylił się, przyciskając czoło do mojego czoła. Zamknęłam oczy, szlochając cicho.
-Nie zostawiaj mnie. - poprosiłam.
-Izzy, nie mam wyboru..
-Proszę. - nie mogłam na niego spojrzeć. Czułam się taka bezsilna. To on trzymał mnie w tym świecie, on dawał mi wsparcie, od niego czerpałam siłę, gdy moja się kończyła. On był moim aniołem, który podnosił mnie ilekroć zapominałam jak się lata.
Długo milczał, a ja bałam się, że on naprawdę odejdzie i że nasze następne spotkanie będzie miało miejsce na wojnie. Nie chciałam walczyć. A zwłaszcza nie z nim.
-Will, proszę. - powtórzyłam, czując ogromną gulę w gardle. Słyszałam jego urywany oddech.
-Dobrze. - powiedział w końcu. Poczułam ogromną ulgę, która zniknęła gdy usłyszałam jego następne słowa. - Ale nie wrócę z tobą do Alais. Nie zostawię cię, ale też nie będę się do ciebie zbliżał. Będę cię obserwował i pilnował, by nic złego ci się nie stało. 
W jego głosie słyszałam ból i niepewność. Też się bał. Bał się o nas, o to co się stanie po wojnie. Zacisnęłam mocniej powieki, chcąc zatamować potok łez, wylewający się z moich oczu.
-Tak będzie najlepiej. - szepnął. - Nie płacz już, aniele.
-Dlaczego ciągle zwracasz się do mnie "aniele"? - zapytałam, chcąc jakoś zmienić temat, który powodował w moim brzuchu bolesne ukłucia strachu i bezsilności. - Nawet nie chodzę do kościoła. A poza tym nie mam skrzydeł.
-Nie wszystkie anioły mają skrzydła. - powiedział, a w jego głosie słyszałam uśmiech. Tak strasznie chciałam go przytulić, zatrzymać przy sobie, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Był jak wiatr. Niewidoczny, nieuchwytny, cichy i niezależny.
Jego dłoń delikatnie uniosła mój podbródek, a ciepły oddech owiał mi usta.
-Kocham cię, aniele. - szepnął, by następnie złożyć na mych wargach delikatny jak skrzydła motyla pocałunek. Zatraciłam się w nim. W smaku jego ust, w jego zapachu. Pocałunek jednak trwał tylko sekundę. Najpierw był, a potem otoczył mnie chłód, jakby coś mi odebrano.
Otworzyłam oczy, ale Willa zniknął. Żaden liść, czy źdźbło trawy nie poruszyło się, jakby mojego anioła nigdy tu nie było. Zacisnęłam usta i otarłam łzy wierzchem dłoni, patrząc w mrok.
-Ja też cię kocham, Will. - powiedziałam. Następnie odbiegłam z nadludzką szybkością do domu Alais. Nie mogłam wiedzieć, że Will, który ukrywał się w mroku, słysząc moje słowa padł na kolana i krzyknął prosto w niebo.


* * *


Siedziałam na kanapie, trzymając nogi na kolanach Lucasa. Poza kilkoma siniakami czuł się znakomicie. Teraz śmiał się z kawału, który opowiedział Alex. Wszyscy się śmiali, tylko nie ja. W głowie miałam obraz Willa. Nie powiedziałam nikomu, że się z nim spotkałam. Wolałam to zostawić dla siebie.
Alais weszła do salonu, a za nią zobaczyłam wujka Johna. Kolory wróciły na jego twarz, ale cienie pod oczami i zmęczony wyraz twarzy pozostał. Rozejrzał się po zebranych, a gdy jego wzrok padł na mnie i na Lucasa, zobaczyłam w jego oczach zdumienie.
-Isabelle, jesteśmy gotowi do drogi. - powiedziała Alais. Skinęłam głową i wstałam. Pozostali także wstali i zaczęli zbierać plecaki, które wcześniej spakowaliśmy.
-Więc chodźmy. - mruknęłam, kierując się do drzwi. Pozostali ruszyli za mną, ale Alais zaśmiała się, więc przystanęłam i spojrzałam na nią. Nie ruszyła się z miejsca i teraz kręciła głową rozbawiona. czarne rogi błyszczały w słońcu.
-Nie drzwiami. - wyjaśniła. Wszyscy spojrzeliśmy na nią zdezorientowani.
-Ścianą? - zapytał ktoś, chyba Connor. Kilka osób zaśmiało się, ale ja tylko się uśmiechnęłam. Alais pogroziła chłopakom palcem jak matka swoim niesfornym dzieciom.
-Spoważniejcie wreszcie. - zażądała, a Jake posłał jej szeroki uśmiech.
-Isabelle, podejdź tutaj. - zwróciła się do mnie, więc posłusznie stanęłam obok niej. - Pomyśl o miejscu, w które chcesz nas zabrać.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
-Po co? - zapytałam.
-Przeniosę tam nas za pomocą portalu. Tak będzie szybciej i bezpieczniej. - wyjaśniła spokojnie. Najwyraźniej nie pamiętała, albo wymazała z pamięci jak kłóciłam się z nią odnośnie wsparcia ze strony potworów.
-I to zadziała? Mam po protu pomyśleć o miejscu, w które chce nas zabrać i już tam będziemy? - Wątpiłam w ten pomysł. A swoją drogą bałam się, że gdy przejdę przez portal, Will nie będzie wiedział gdzie jestem. A wtedy zniknie, myśląc, że tym się ode mnie uwolni. Akurat mu na to pozwolę.
-Uwierz w moje umiejętności. - odparła, uśmiechając się lekko. Jej fioletowe oczy błyszczały.
-Skoro nalegasz. - mruknęłam, zamykając oczy. Pomyślałam o TYM domu. Do głowy wpadł mi obraz salonu. Nie tego zniszczonego, ale tego, który zapamiętałam z szczęśliwych dni. Przypomniałam sobie wszystkie meble, kolor ścian, obrazy na ścianach i inne drobne szczegóły.
Poczułam szarpnięcie w okolicy pępka. Coś wsysało mnie w niewidzialny wir, a ja nie mogłam się uwolnić. Wirowałam, zapadając się w mrok. W końcu wessało mnie całą. Krążyłam w ciemności, pozbawionej dźwięków. I nagle gdzieś przede mną pojawiło się światło. Najpierw maleńkie, potem większe i większe. W pewnym momencie otoczyło mnie światło, przynosząc ze sobą ciepło i spokój. Otworzyłam oczy i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jestem w salonie o którym wcześniej myślałam. Alais, wujek John, Casey, Lucas i chłopcy stali naokoło mnie i rozglądali się dookoła.
Luke chwycił mnie za rękę, a ja zdałam sobie sprawę, że może pamięta ten dom. Dom, który mu odebrano, gdy miał zaledwie trzy lata. Uścisnęłam jego dłoń, chcąc zawiadomić go, że nie jest sam. Wujek John rozglądał się wokoło, nie mogąc uwierzyć w to, gdzie go przeniosłam. Spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Wróciliśmy. Po tylu latach wróciliśmy tam, gdzie wszystko się zaczęło. - powiedział, a mnie zachciało się płakać. Tak, znowu. Byłam straszną beksą, trzeba to przyznać.
Skinęłam tylko głową i puściłam dłoń Luke'a, by przejść się po domu w którym zginęli moi rodzice. Wiedziałam, że tu nikt nie będzie nas szukał. Tu mogłam zapewnić przyjaciołom bezpieczeństwo. Zaczynam mówić jak Will. Raaany. Poczułam ukłucie bólu w piersi, więc odpędziłam od siebie myśli o moim aniele stróżu.
Wszystko było takie, jak je zapamiętałam. Oczywiście wujek naprawił zniszczenia, które zostawił po sobie Sion. Przyjeżdżał tu po śmierci rodziców i z tego co od niego wyciągnęłam, to ogarnął wszystko i przywrócił domu dawny urok.
Mimo iż wszystko wydawało się być na swoim miejscu, dom sprawiał wrażenie pustego i trochę mrocznego. W powietrzu unosił się zapach wilgoci i stęchlizny. Och tak, dom zdecydowanie potrzebował mieszkańców. Luke stanął obok mnie i wpatrzył się w obraz, wiszący na ścianie przed nami. Także na niego spojrzałam.
Przedstawiał naszych rodziców. Mieli wtedy po dwadzieścia kilka lat, a w dniu w którym zrobiono to zdjęcie tata oświadczył się mamie. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie historię tego dnia, którą wiele razy opowiadała mi mama. Bowiem tata zabrał ją w góry, w miejsce gdzie kiedyś zabierał go dziadek. Było tak wielkie jezioro ukryte pośród skał i drzew. Do jeziora wpadał wodospad, przed którym rodzice mają zdjęcie. Tata właśnie tam oświadczył się mamie, ale no cóż.. Gdy był młody, był jakby to powiedzieć, niezdarą. gdy oświadczał się mamie, a ona powiedziała "tak", był tak zaskoczony, że gdy wstawał, poślizgnął się i wcześniej chwyciwszy mamę wpadł do lodowatej wody, pociągnąwszy ukochaną za sobą. Pierścionek wpadł do jeziora wraz z nimi i zniknął na jego dnie. Pytałam mamę, dlaczego nie kazała tacie go szukać, a ona wtedy uśmiechała się i odpowiadała:
-Nie potrzebowałam go. Gdy kogoś kochasz, pokazujesz mu to uczucie przez czyny, nie przez przedmioty.
Uśmiechnęłam się lekko, patrząc na radosne twarze rodziców.
-Takich ich właśnie pamiętam. - wyznał Luke, cicho. Spojrzałam na niego. Wpatrywał się z intensywnością w zdjęcie, jakby chłonął wszystkie szczegóły twarzy naszych rodziców. Położyłam mu głowę na ramieniu, ściskając jego dłoń. Wciągnął wolno powietrze, hamując płacz. W końcu to było takie niemęskie. Uśmiechnęłam się szerzej.
-Isabelle? - odezwał się głos za nami. Odwróciłam się do Alais, zostawiając Luke'a, wpatrującego się w zdjęcie.
-Tak? Coś się stało? - zapytałam zaniepokojona, ale czarownica pokręciła głową. Z jej twarzy wyczytałam, że coś jednak się stało.
-Mam do ciebie sprawę.. - zaczęła. - Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę?
Skinęłam głową bez słowa. Chyba wiedziałam co chciała powiedzieć.
-Kilka potworów chciało się z tobą spotkać. - wypaliła.
-A ile z tych potworów chciało mnie no nie wiem.. zabić? - syknęłam, a Alais przewróciła oczami. Nie podobał mi się pomysł spotykania się z potworami. Nie byłam na to gotowa. I chyba nigdy nie będę.
-Daj spokój. Proszą tylko o rozmowę. Obiecali nie zbliżać się do ciebie, jeśli ty ich nie zaatakujesz. Poza tym pójdę z tobą. Isabelle, my naprawdę potrzebujemy pomocy. - powiedziała, patrząc na mnie uważnie. Westchnęłam.
-Czy to konieczne? Alais ja nie dam rady.. - mruknęłam. Chwyciła mnie za ramiona i pogłaskała po głowie.
-Wierzę w ciebie. - rzuciła pocieszającym tonem. Wypuściłam wolno powietrze, wpatrując się w jej godną zaufania twarz.
-No dobra. - burknęłam w końcu. Alais uśmiechnęła się szeroko.
-A więc zbieraj się, ruszamy za pięć minut. - zapowiedziała, odwróciła się i odeszła do salonu raźnym krokiem.
Patrzyłam za nią zbolałym wzrokiem. Przetarłam dłonią oczy, wzdychając głośno. Luke objął mnie opiekuńczo, a ja schowałam twarz w jego koszulce.
-Coś taka załamana? - zapytał. - Wyglądasz, jakbyś miała za chwilę walnąć głową w ścianę i zemdleć.
Oj braciszku nawet nie wiesz jaką miałam na to ochotę.  - pomyślałam.


* * *


Alais przeniosła nas za pomocą portalu przed jakiś bar. Zadrżałam, gdy moje nogi zapadły się w śniegu. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że wszędzie, gdzie okiem sięgnąć rozciąga się biały puch. Szczelniej okryłam się płaszczek, który Alais kazał mi wziąć, co wtedy wydało mi się niedorzeczne. Teraz byłam jej niezmiernie wdzięczna.
-Gdzie my do cholery jesteśmy? - zapytałam wściekła, gdy śnieg wpadł mi do botków.
-Na Syberii. - odparła Alais i ruszyła w stronę baru.
-Słucham?! - zawołałam za nią, ale nie odpowiedziała. Weszła do budynku, zostawiając dla mnie otwarte drzwi. weszłam do środka, klnąc pod nosem.
-Najpierw spotkamy się z wilkołakami. - oznajmiła Alais, gdy do niej podeszłam. Otrzepałam z włosów biały puch i rozejrzałam się. W knajpie było bardzo mało osób. Pewnie miałyśmy rozmawiać tylko z przywódcą. jakby czytając mi w myślach, Alais pokręciła głową.
-Stawi się całe stado. Po prostu trochę się spóźniają. - wyjaśniła. No super. Po prostu ekstra. Impreza ze stadem wilkołaków.
Drzwi baru otworzyły się, a mnie owiał zimowy podmuch. Zadrżałam mimowolnie. Do knajpy zaczęła wsypywać się masa postaci. Patrzyłam oniemiała jak wilki zmieniają się z powrotem w ludzi, a barman jak gdyby nigdy nic w spokoju wyciera szklanki brudną szmatą. Niewiarygodne, że on niczego nie zauważył.
Największy mężczyzna, mierzący chyba 2 metry ruszył w naszą stronę. Za nim pozostali powracali do swojej postaci.
-Witaj, Alais. - przywitał się wilkołak. Jego złote oczy spoczęły na mnie. - Ach, nasza Puella Umbra.
-Isabelle. - mruknęłam, a on uśmiechnął się, ukazując normalne zęby. Już się bałam, że będzie miał kły.
-Wiem jak się nazywasz. - oznajmił, przyglądając mi się z zainteresowaniem. - Chyba wszyscy to wiedzą. Oczywiście wszyscy, którzy chcą cię zabić też.
-Och, to super. - warknęłam, a Alais posłała mi ostrzegawcze spojrzenie. Wilkołak jednak tylko się zaśmiał.
-Pyskata. Świetnie. - powiedział coś jeszcze, ale już go nie słuchałam.
Mój wzrok padł na wilkołaka, który jako ostatni wrócił do swojej ludzkiej postaci. Chłopak był wysoki i umięśniony. Jego skóra miała ciepłą, lekko brązową barwę. Brązowe, kręcone włosy opadały mu na czoło. Jednak jego twarz sprawiła, że o mało co nie zemdlałam.
-To niemożliwe. - szepnęłam. Zielone, tak dobrze mi znane oczy spotkały się z moimi. Pełne usta chłopaka otworzyły się ze zdumienia, gdy mnie rozpoznał. Musiałam chwycić się Alais, by nie upaść.
Przede mną stał... Kyle.




Hi, hay, hello! 
Rozdział jak zwykle spóźniony, za co bardzo przepraszam! Wymówka także ta sama tj. oceny, inny blog, rodzeństwo. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Chciałam bardzo podziękować za ponad 3.500 wyświetleń. Jest mi bardzo miło widząc, że wchodzicie na tego bloga :)
Z rozdziału jestem bardzo zadowolona. Wyszedł tak jak go sobie wyobraziłam, więc czuję się usatysfakcjonowana. Ale ostateczną opinię jak zawsze zostawiam wam! Liczę na nią w komentarzach. Pozdrawiam i do następnego xxx

18 komentarzy:

  1. Jakie fajne :o
    Jejku skxhxkajsbxjxjb /twoja księżniczka Michelle

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział po prostu boski <3
    Doprowadziłaś mnie do płaczu, kobieto... :P
    Oczywiście najlepsza scena w rozdziale to rozmowa w lesie Izzy z Willem... wiesz jak uwielbiam Willa... a on teraz chciał odejść! ;_; Mam kilka ulubionych zdań podczas tej rozmowy, przy których zatrzymywałam się na dłużej. Np.: "On był moim aniołem, który podnosił mnie ilekroć zapominałam jak się lata." Albo: " Był jak wiatr. Niewidoczny, nieuchwytny, cichy i niezależny." Podobało mi się, że nawet w tak poważnej rozmowie żartowali sobie jako tako... O tym jego uroku osobistym itp.. :D
    Uwielbiam twój sposób pisania :D Świetnie się czyta to co napisałaś. Szkoda, że trzeba było tyle czekać na ten rozdział, ale było warto, bo ten rozdział zawładnął moją psychiką :D
    Nadal jest mi szkoda Lucasa... przybył teraz do swojego rodzinnego domu... jaki to musi być ból :/
    I teraz końcówka rozdziału....
    Nicole, dlaczego?! Dlaczego on musiał wrócić?! Przecież ona otrząsnęła się już po jego śmierci, a teraz on przybywa... ja nie mogę... nie lubię Kyle Naleśnika :/ Nie lubiłam go od początku i chyba nigdy nie polubię :P
    Nie mam nic przeciwko, żeby Iz sprzymierzyła się z potworami.. im więcej tym lepiej :P
    Ale powiedz mi tylko, czy Isabelle będzie walczyć przeciwko Willowi? Jeżeli tak, to czy ty kobieto chcesz mnie zabić? :D Jeżeli nie to dzięki Bogu... :D Nie chcę, żeby Willowi stała się krzywda i chcę, żeby oni byli razem :D
    Dobra, już nie będę cię zanudzać :D
    Nie mogę się doczekać nexta xD
    Pozdrawiam i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu uwielbiam czytać twoje komentarze. Ilekroć je czytam na mojej twarzy pojawia się taki ogrooooooomny uśmiech xd
      Nic ci nie zdradzę co do następnego rozdziału ale mam wene więc postaram się ja wykorzystać i szybko coś napisać :)
      Ach no i mogę obiecać że następne rozdziały będą zaskakujące ^^

      Usuń
  3. Jeju, ale ty świetnie piszesz... po prostu uwielbiam czytać twoje opowiadanie. Wpadłem tu przypadkiem i tak się wciągnąłem, że przeczytałem wszystko w jeden dzień :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, strasznie się cieszę :)) dziękuję <3

      Usuń
  4. Ubóstwiam Willa! <3 Co z tego, że czasami zachowuje się jak skończony kretyn i tak jest świetny.
    Fajnie wymyśliłaś z przeniesieniem ich do domu rodziców. Przez moment normalnie płakałam.
    I na koniec: tak, Kyle żyje! Z początku miałam takie przeczucie, ale skutecznie sprawiłaś, że się go wyzbyłam. I chociaż całym sercem jestem za Willem i Izzy, to ciekawe jak rozwiniesz postać Kyle jako wilkołaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 cieszę się że ci się spodobało i myślę że się nie zawiedziesz ^^

      Usuń
  5. Jesteś świetna. Twojego bloga znalazłam wczoraj wieczorem i strasznie mnie wciągnął. Po prostu go czytałam i wypłakiwałam sobie oczy.
    A postaci Willa nie wzięłaś przypadkiem z piratów z Karaibów? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo <3
      Nie, nie bardziej wzorowałam się na Willu z Diabelskich Maszyn :D

      Usuń
  6. Cudo. Cieszę się niezmiernie, że mamy dalszą część!
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Aż stanęły mi łzy w oczach, jak czytałam ten rozdział...
    Pierwsza część - o matko. To właśnie rozmowa Izzy i Willa sprawiła, że poczułam łzy >.<. Dlaczego on chce odejść? Dlaczego??? To było piękne... to jak Will powiedział "kocham cię, aniele" i ją pocałował, a potem ukrył się. I Izzy, biedna, uciekła stamtąd, mówiąc to samo, a Will wrzasnął rozgoryczony. To mój ulubiony fragment <3.
    Kyle. O rzesz... Kyle wrócił! Jak ty mogłaś go przywrócić? On jest... taką ciapą xD. Lubię go, ale już wiem, że może namieszać w życiu Iz jak i w jej uczuciach... to tylko takie przypuszczenie ^^.
    Mam tak samo jak Sandra - czy Izzy i Will będą ze sobą walczyć? Mam taką cichą nadzieję, że nie :( (ale pewnie będą ._.)
    Pozdrawiam i łap wenę ode mnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o jezu, dziękuję bardzo!
      tak strasznie się cieszę ^^

      Usuń
  8. Nominowałam ciebie do Liebster Blog Award!
    Więcej informacji znajdziesz tutaj: http://the-soul-of-thunder.blogspot.com/2014/06/liebster-blog-award.html :3

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziś zaczęłam czytać Twoje opowiadanie od samego początku. Ahh, dużo by tu komentować, bo postanowiłam, że wszystko jakoś ujmę w jednym komentarzu. To niesamowite opowiadanie wciągnęło mnie bardzo, ale tak bardzo-bardzo. Na początku Kyle wydał mi się taką "ciepłą kluchą", ale oczywiście w dobrym znaczeniu. Taki przyjaciel, prawdziwy przyjaciel, który chyba czuł coś więcej do Iz. Czekaj! Czytałam sobie teraz tak komentarze i miałam zacząć czytać Mechaniczny Anioł. Nie byłam przekonana do tej książki, ale gdy przeczytałam, że wzorowałaś się na Willu, który tam występuje od razu naszła mnie ochota na zaczęcie czytania. Ale to nie ważne, miałam skomentować twoje rozdziały. Jak Will powiedział do Izzy ile chce za noc nie wiedziałam do końca o co mu chodzi (eh, wiedziałam co chce z nią robić tylko, że nie wierzyłam, że on mógłby to powiedzieć xD). Spotkałam się z czymś podobnym w jakimś filmie, że już było po tym jak TO (xD) zrobili, a ziomek do niej mówi coś w stylu, że fajnie było, ale chce o tym zapomnieć, że to się nie stało i narka. Poczułam smutek Isabelle, tak jakbym ja też została wykorzystana. Co do Willa: nie ma co opisywać, nieidealny ideał. Mogłabym się rozwodzić godzinami nad całym opowiadaniem, ale wolę nie, bo zwykle schodzę z tematu.
    Opowiadanie przesuperekstrahipermegaświetne. <3
    Pozdrawiam, flaw.
    http://paradiseultra.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jezu
      O jezu
      O jezuuu
      Dziękuję bardzo <3
      Strasznie się cieszę i teraz mam taki czizzzzzz na ryju *o*

      Usuń